#Ktp7Y

Mój mąż mnie zabija.

Wiem, że brzmi to nieprawdopodobnie, jednak tak jest. Nie ma w tym jego winy.
M. poznałam kilka lat temu. Mimo, że miałam za sobą kilka żałosnych miłostek, w momencie gdy go poznałam coś zaskoczyło. Początkowo nie był nawet w moim typie - śmieszek, miał mnóstwo "psiapsiół" zazdrosnych o siebie nawzajem, był niedojrzały i nieodpowiedzialny. Ponadto był młodszy ode mnie. Podsumowując - zlepek wszystkich cech dla mnie odpychających.
Dlatego niezrozumiały był dla mnie pociąg jaki poczułam do niego w pierwszych sekundach spotkania. Czułam, że chcę być częścią jego życia, choć nie wiedziałam wtedy jeszcze w jakim sensie.

I stało się, zainteresowanie okazało się obustronne, wszystko potoczyło się bardzo szybko, zamieszkaliśmy razem już po dwóch miesiącach związku. Oświadczył się po pół roku, ślub wzięliśmy w kolejnym. Niedługo mija już piąty rok od naszego spotkania. Mieliśmy momenty gorsze i lepsze, jednak nigdy nie doszło do rozstania - coś podświadomie zlepiło nas na stałe do siebie jak super glue. Spędzamy ze sobą praktycznie każdy moment, pracujemy razem, po pracy też jesteśmy razem. 24/7 non stop. Zasypiamy razem w swoich objęciach i budzimy się tak nad ranem.

Jednak, zmierzając do meritum tego ckliwego tekstu powyżej, miłość do niego mnie zabija. Dosłownie. Nie jestem w stanie poradzić sobie z ogromem emocji jakie odczuwam. Gdybym mogła, przyrosłabym do niego i nie jest to wcale żart. :') Te emocje, niepokój gdy się oddała, strach przed zdradą lub porzuceniem (całkowicie bezpodstawny), dosłownie mnie wykańczają. Czuję ciągłą potrzebę dotykania go, mój popęd znacznie przewyższa jego, co jest przyczyną wielu moich problemów. Czasem nawet łapię się na tym, że jestem zazdrosna o jego przeszłość, gdy jest wspominana podczas rodzinnych spotkań. Zazdrosna o momenty, których nie mogłam z nim spędzić, o jego młodość i o to, że nie poznałam go wówczas...

Leczę się, biorę leki, to jednak nie pomaga. Mąż ma dużo cierpliwości do mnie, jednak mnie nie rozumie. Nie mam też z kim o tym porozmawiać. Czuję czasami, że przegrywam, że nie jestem już sobą. Czuję, że jestem pustą skorupą zależną od tej jednej osoby. Często chciałabym uciec od niego, odciąć się i wyjechać daleko za horyzont, jednak jak wspomniałam - jestem jakby z nim sklejona, nie potrafię odejść. Zdarza mi się okaleczać, wiele razy myślałam o śmierci, gdyby nie leki, pewnie by mnie już nie było.
Miłość mnie zabija, straciłam siebie, poczucie własnej wartości i odrębności. Doskonale wiem, że to chore, dlatego się leczę. Doskonale też wiem, że trudno to pojąć, nawet mi samej nie jest łatwo zrozumieć co się właściwie dzieje. Chciałam o tym napisać, po prostu.
Bo nikomu się nie przyznam, że zabija mnie uczucie do męża...
JMoriarty Odpowiedz

To nie miłość to obsesja. Jak leki nie pomagają, to zmienić. I terapia. Takie rzeczy nigdy dobrze się nie kończą.

Jarucha Odpowiedz

Nie miłość cię zabija tylko choroba psychiczna. Poszukaj psychiatry, który będzie umiał ci pomóc.

bazienka Odpowiedz

troche to pachnie osobowoscia zalezna
troche wahaniami hormonalnymi, bo zakochanie az tyle nie trwa
zrob sobie badania u endokrynologa, poped tez sie przy okazji wyjasni
leki mozna zmienic na takie, ktore dzialaja

Odpowiedz

Dziękuję za porady, faktycznie powinnam poszukać pomocy gdzie indziej. Niestety mojej sytuacji nie ułatwia mi sam mąż - wiele razy szukałam ucieczki, chciałam przerwy, próbowałam się odcinać. Niestety on konsekwentnie wpływa na mnie i nie pozwala mi się oddalić w żadnym tego słowa sensie. To dla mnie błędne koło, choćbym nie wiem jak chciała się oderwać i skupić na sobie, on wyznacza mi granicę. Potrafi dosłownie zamykać mnie w pokoju, blokować drzwi, chodzić za mną gdy potrzebuję samotności, czy przytulać mnie gdy absolutnie nie chcę dotyku i mu to stanowczo mówię. Wiem, że się o mnie martwi, sam nie wie co powinien zrobić i z tego może wynikać jego zachowanie. Zaczynam się też zastanawiać czy terapia nie powinna również objąć jego. To ciężkie do rozwiązania z mojej perspektywy, wszystkie racjonalne rozwiązania wydają się trudne z subiektywnego punktu widzenia.
Potrzebowałam cudzych opinii, bo w swojej chorej sytuacji nie mam kontaktu ze znajomymi. Może to nie wyznanie w stylu starych anonimowych, niemniej dziękuję za czas który poświęciliście na parę słów. To dla mnie ważne i motywujące.
Pozdrawiam!

HoustonNaZadupiu

A czy terapia małżeńska lub rozmowa z psychologiem we dwoje wchodzi w grę? Nie wiem dlaczego, ale niesamowicie zaintrygowała mnie Twoja historia. Ja również mam czasem wrażenie, że żyjemy z mężem w symbiozie, wiecznie razem, podobne pasje, bezdzietni więc i skupieni na sobie, fakt mieszkania za granicą, skazani na siebie bez przyjaciół i rodziny również nie pomaga. I teraz tak sobie myślę, że jakby ktoś z boku na nas popatrzył to nasza relacja wydaje się nie do końca zdrowa. Chociaż kochamy się i wewnątrz czuje, że jesteśmy razem szczęśliwi, to jednak dopiero po przeczytaniu Twojej historii uświadomiłam sobie, że taka "ciasna" relacja jest zwyczajnie dziwna🤔

Samedamnlife

Houston U mnie wyglada to dokladnie tak samo jak opisujesz, tylko my na dokladke wciaz sie klocimy. O wszystko - zupelnie inne priorytety
Trzyma nas razem tylko milosc/przyzwyczajenie - nie wiem juz sama jak to nazwac. Patrzac na sytuacje autorki rowniez wyglada mi to coraz bardziej... niepoprawnie.

KluseczkaMala Odpowiedz

Może zapełniasz nim podświadomie jakieś braki. Myślę że z jakichś powodów boisz się panicznie, że on kiedyś odejdzie. Może coś w twojej przeszłości się stało, że tak się teraz boisz. Idź do terapeuty, psychiatry. Zmień leki jeśli te nie pomagają. Dobrze też napisano w komentarzach tu. To jest obsesja a ona zawsze niszczy. Walcz o swoje zdrowie z całych sił i nie poddawaj się choćby niewiem jak ciężko było.

gamma222 Odpowiedz

Na twoim miejscu spróbowałabym pobyć sama, ale tylko trochę. Wyjść na pół godziny na spacer, do kosmetyczki, na basen, może jakieś warsztaty. Coś co sprawi ci przyjemność, a jednocześnie będzie czasem bez męża. Jestem pewna, że jak wrócisz do domu to będzie tam na ciebie czekał :) z czasem może twoja podświadomość przyjmie ten stan rzeczy :)

GravityFalls Odpowiedz

Może zmień pracę żeby nie przebywać w jego towarzystwie 24/7? Początkowo będzie dużo ciężej, ale może to pozwoli Ci zwalczyć "uzależnienie"

Seven777 Odpowiedz

Mnie zalała fala uczuć po narodzinach dziecka, bo aż czułam fizyczny ból z miłości do mojej córki... Miałam wrażenie że zwariuję od nadmiaru tych uczuć, emocji, miłości, strachu, zachwytu... Ale czytając Twoje wyznanie stwierdzam, że nic mi nie jest :P Autorko, to, że umiesz nazwać swoje emocje i wiesz, że to co czujesz nie jest do końca prawidłowe, to już połowa sukcesu. Ale porządna terapia powinna pomóc, same leki nie dadzą rady, musisz pracować z dobrym psychologiem.

ToStraszneProsiaczku Odpowiedz

Paradoksalnie możesz zostać sama jeśli się nie zmienisz, małymi kroczkami staraj się coś wdrażać, nie wiem samotny spacer, wyjście na fitness, spotkanie z koleżankami, spróbuj przypomnieć sobie co Cię cieszyło gdy byłaś sama (hobby zainteresowania, sport). Powodzenia!

Magenta Odpowiedz

To nie mąż cię zabija tylko obsesja na jego punkcie. Idź do specjalisty, póki nie zaszło to jeszcze za daleko

Zobacz więcej komentarzy (9)
Dodaj anonimowe wyznanie