#MtNgc
Dziadek w czasach swej młodości mieszkał na wsi - ale takiej prawdziwej, "głębokiej" wsi, gdzie do najbliższego sąsiada było z 800 metrów. Domek pośrodku niczego, otoczony lasami. Dziadek pracował w mieście na popołudniową zmianę. Czasy, w których nikt nie miał auta, wszędzie się chodziło i samemu wszystko nosiło. Do przystanku autobusowego miał około 1,5 kilometra przez las lub 4 km drogą. Zazwyczaj wybierał skrót. :)
Niestety, ponieważ kończył pracę o 22, najczęściej do skrótu docierał koło północy.
Tej nocy gdy działa się historia właściwa, było wyjątkowo paskudnie. Koszmarna ulewa, deszcz lał się z góry i zacinał wraz z silnym wiatrem. Dziadek wybrał las, by choć trochę uchronić się przed deszczem. Niewiele mu to dało.
Dziadek szedł (a właściwie usiłował iść) leśną dróżką. Była już prawie północ. Wtem, w środku lasu, nagle zatrzymał się i stanął jak wryty. Zobaczył, że na środku ścieżki leży... trumna. Blask błyskawicy oświetlił ją dokładnie, a wycie dzikich zwierząt z oddali sprawiło, że oblały go zimne poty. Nogi zrobiły mu się z waty i nie był w stanie zrobić nawet kroku.
Stał tak, nie wiedząc jak długo. Deszcz powoli ustawał. Wydawało się, że dziadek powoli się uspokaja, lecz nagle... trumna zaczęła się otwierać. Tylko cud sprawił, że dziadek nie dostał wtedy zawału.
Z trumny wyszedł... sąsiad.
"O, cześć Kazik! Tak lało, że schowałem się przed deszczem. Wiesz, teściowa mi dzisiaj zmarła i niosłem trumnę, bo jutro pogrzeb".
Najlepszy zwrot akcji, ever
Zawał, jak zawał. Cud, że się nie obsrał ze strachu.
O tym nic nie napisano.
Pewnie dziadek pominął te "mało ciekawe" szczegóły :D
Śmierdząca sprawa
Koło wioski, w której mieszkał mój dziadek było drzewo przy drodze, na którym ktoś się powiesił. Zaczęły się opowieści, że tam straszy. Wszyscy starali się omijać to miejsce. Pewnego późnego wieczora sąsiad wracał do domu. Wozem zaprzężonym w konie. Była straszna burza. Drogę, którą wszyscy jeździli zalało, więc nie chcąc się zakopać sąsiad musiał przejechać obok "drzewa wisielca". Nagle coś zaczęło przytrzymywać wóz. Pioruny strzelały. Człowiek poganiał spanikowane konie, które zerwały się w końcu i uciekły. Sąsiad został znaleziony rano, martwy, na swym wozie. Okazało się, że zaczepił osią o potężny korzeń. Zmarł z przerażenia.
Skoro sąsiada znaleźli martwego, to kto przekazał historię o piorunach i uciekających koniach?
Pioruny podczas burzy to normalne zjawisko, ludzie w wiosce też je słyszeli. To, że konie się zerwały, zostało pewnie odkryte gdy znaleziono sąsiada na wozie - ślady w błocie, zerwana uprząż, konie być może same dotarły do domu. Wasze mózgi na serio już tak bardzo nie myślą, że wszystko musi być wyjaśnione jak dwulatkowi? Trochę własnej dedukcji nie boli.
Masakra, co on musiał tam przeżywać.. Wgl, da się umrzeć z przerażenia? To znaczy, że co, zawału dostał? Ni rozumim.
Z deszczu pod trumnę. xD
Mi babcia opowiadała, ze kiedys takiej kobiecie z jej wsi umarł mąż. Babka tak bardzo go kochała, ze zrobiła sobie ołtarzyk w grobowcu obok jego trumny. Codziennie wieczorem po mszy (msza popołudniowa, albo wieczorna, w każdym razie Konczyla sie Ok. godziny 19) szła na cmentarz, wchodziła do grobowca i sie tam modliła (albo gadała do tej trumny?). A, ze przez cmentarz mozna było dojść do innej wsi na skróty, kilku młodych chłopaków stwierdziło, ze pójdą przez cmentarz. I teraz cytując babcie „No wiesz... późno juz było, szarówka na polu, oni sobie idą i nagle z grobu wychodzi coś bladego ubrane na czarno. Zwiewali, aż sie kurzyło!” Rozniosło sie pozniej po wsi, ze na cmentarzu straszy. Ksiądz z kościelnym sie w koncu zaczaili, zeby sprawdzić czy to prawda i złapali tą babkę w trakcie wychodzenia z grobu. Podobno ksiądz osobiście zamurowowywał wejście do grobowca 😂😂😂
to niezły śmieszek z sąsiada
Jezuuuuu na samą myśl mam ciary :(
Tej legendy miejskiej nie znałam :-D
Bo to wiejska legenda ;)
Cudna historia.
Pierwsze wyznanie w "ulubionych":D A anonimowe czytam od dawna :D