#NVsze
My nie do końca byłyśmy pewne, jak ogarnąć ten autobus, więc gość sprawdził nasz adres i stwierdził, że jedzie w tę samą stronę tylko dalej i pokaże nam, gdzie wysiąść (tam są zwariowane przystanki bez nazw). Weszłyśmy do autubusu, gadałyśmy z nim podczas jazdy, a gdy zbliżała się już nasza wysiadka, gość spytał nas czy mamy długopis. Powiedziałam, że mam i mu go podałam, a ten przysunął sobie moją walizkę i na odwrocie przyczepionej kartki z moimi danymi zaczął coś bazgrać. Patrzymy z dziewczynami o co kaman, a ten skończył pisać i mówi do nas "Dziewczyny, gdyby COKOLWIEK się stało, gdybyście potrzebowały pomocy, dzwońcie" i uśmiechnął się.
My w ogóle w szoku, pierwszy raz taka akcja, podziękowałyśmy mu i wytoczyłyśmy się z walizami z autobusu. Gdy autobus odjechał, nagle zdałam sobie sprawę, że coś mi jest za lekko i ogarnęłam, że... nie mam plecaka. Zdjęłam go z pleców i zostawiłam na bocznym siedzeniu, a w tej całej gadce wysiadłam bez niego... Moment, w którym uświadomiłam sobie, że wszystko, czego potrzebuję (pieniądze, karta, paszport z wizą, wszelkie dokumenty, apart fotograficzny) jedzie sobie właśnie autobusem w nieznanym kierunku, był jakąś masakrą.
Wpadłam w totalną panikę, miałam ochotę jednocześnie ryczeć i wymiotować, jeszcze dobrze nie zaczęłam podróży, a już byłam w czarnej dupie, przez 2,5 miesiąca pracowałam na campie i zarobiłam kasę na wycieczkę marzeń, która w tamtym momencie stała pod wielkim znakiem zapytania. No generalnie koszmar - niby palmy, upał, pięknie, wakacje, a tu ja stojąca bez żadnych środków do przetrwania.
Nagle przypomniałam sobie tego gościa z autobusu i jego numer, który mam na walizce i trzęsącymi się rękami zadzwoniłam do niego. Odebrał, a ja prawie płacząc, błagalnym tonem zaczęłam mu tłumaczyć, że to ja, że przed chwilą jechaliśmy razem autobusem, że w tym i w tym miejscu leży mój plecak, że wygląda tak i tak, że mam tam wszystko i że bardzo bardzo go proszę, żeby go wziął, a ja podjadę, gdzie będzie trzeba i go odbiorę. Gość szybko zareagował, powiedział, że widzi ten plecak i że mamy czekać na tym przystanku i nigdzie się nie ruszać i się rozłączył.
Oczywiście, co sobie pomyślałam? Koniec imprezy, lato marzeń właśnie spierniczyło mi sprzed nosa, gość na pewno ogarnie, że w plecaku jest hajs i inne przydatne rzeczy i na pewno mnie oleje, a ja będę musiała się jakoś doczołgać do ambasady i ogarniać powrót do Polski. Stałam jakiś czas na tym przystanku, dziewczyny próbowały mnie jakoś uspokoić, ale ja trzęsłam się jak nienormalna i z tego całego stresu czułam prawie fizyczny ból i ledwo stałam na galaretowatych nogach. Zaczęłam biec w kierunku tej ulicy, w którą skręcił autobus w nadziei, że zobaczę tego gościa.
I nagle, dosłownie jak w jakimś filmie, zza rogu wyłonił się mój wybawca. Szedł uśmiechnięty w moim kierunku, trzymając w rękach... mój kochany plecak! W tym momencie włączył mi się tryb "czas na ryk szczęścia" i pobiegłam szybciej w jego kierunku, totalnie zapłakana i normalnie rzuciłam mu się w ramiona. A ten rzucił swoje rzeczy i mnie przytulił, zaczął się śmiać, pogłaskał mnie po głowie i powiedział "Nic się nie martw, już wszystko dobrze".
DO KOŃCA ŻYCIA nie zapomnę tego dnia. Nieznajomy uratował najlepsze wakacje mojego życia i zrobił to totalnie bezinteresownie :)
I potem okazało się, że to był Tom Hanks, tylko miał sztuczne wąsy i ciężko go było rozpoznać. Teraz mamy trójkę dzieci i plantację bawełny. Tak było, nie kłamię.
I po co tak zmyślać? To oczywiste, że to był Keanu Reeves. A po wszystkim wziął niemowlę z wózka obok i nakarmił je piersią. Fantastyczny facet.
Jedno jest pewne to nie deniro, on jeździ taksówką :))
Cały czas myślałam, że ten nieznajomy gdzieś was wywiezie czy coś takiego, a tu takie miłe zakończenie :)
Ja myślałem, że to on im buchnął plecak.
dawno temu w ameryce - wrzucają bo anonimowi i tak będą komentować XD