#OoTkl

Na fali wyznań o wadze i odżywianiu postanowiłam dodać własne. Wpływ na to mają zwłaszcza komentarze zamieszczone pod #CIFW3, w którym szczupłe użytkowniczki napisały, że wbrew przekonaniu autorki wcale się nie męczą.

Ja jestem szczupła, żeby nie powiedzieć chuda. Fizycznie. W środku siedzi otyła dziewczyna kochająca jeść dużo i kalorycznie, odnajdująca w smakach poezję i delektująca się każdą praliną czy kawałkiem mięsa tak, jakby przyszło jej trzymać w ustach kawałek nieba.

Męczę się. Strasznie. Pilnuję, ile jem (choć nie są to dietetyczne produkty; to byłoby już dla mnie zbyt wielkie wyrzeczenie, wystarczy, że kontroluję kalorie i to, by nie przekraczać swego dziennego zapotrzebowania na nie), aby zachować figurę, na której bardzo mi zależy — uwielbiam dobrze wyglądać i móc założyć na siebie, co tylko chcę, co chyba jest zrozumiałe.

Ale przy każdym przejściu obok cukierni czy restauracji towarzyszy mi wielka ochota, wręcz rozpaczliwe pragnienie, by wejść tam, zamówić dwa duże dania czy kupić cztery pączki i zjeść. Dosłownie nic nie daje mi takiej przyjemności (oprócz na moje nieszczęście ładnego wyglądu), jak jedzenie, jego smaki, faktury, temperatury, dźwięki (moim faworytem pod względem tego ostatniego jest chyba tulumba - wydaje dosłownie idealny odgłos, gdy się ją przegryza). Nawet seks nie jest dla mnie choć w ćwierci tym, czym dobra, treściwa potrawa bądź deser. Pokusiłabym się wręcz o stwierdzenie, że mam z nim problem - co prawda odczuwam pociąg seksualny, ale trauma z przeszłości i poglądy (w tym religijne) powodują, że nie mam ochoty realizować się łóżkowo.

Od jakiegoś czasu zastanawiam się, czy nie ma to ze sobą powiązania, czy nie próbuję zastępować sobie pożycia jedzeniem, ale chyba nie, bo uroki konsumpcji w pełnej krasie dostrzegłam sporo po wykształceniu sobie takiego, a nie innego światopoglądu (oczywiście zawsze kochałam jeść, ale wcześniej nie aż tak, wolałam inne rzeczy).

Raz w miesiącu robię sobie dzień, gdy jem wszystko, czego zapragnę i w każdych ilościach. Odliczam do niego czas, odpowiednio tydzień przed wybranym terminem przygotowuję sobie potrawy spore wagowo i dużo piję, by w „cheat day” móc jak najwięcej zmieścić, w wieczór go poprzedzający z ekscytacji ledwie zasypiam, a rankiem budzę się skoro świt, bo radość, że w końcu oddam się czynności, którą kocham nade wszystko w świecie, dosłownie wyrywa mnie z łóżka.

Ogólnie nie utożsamiam się z radosnymi, szczupłymi dziewczynami jedzącymi pięć niewielkich posiłków dziennie. Choć przypominam je fizycznie, nie czuję się jedną z nich. Ja jestem po prostu gruba, a to, że tego nie widać, jest jakby czarodziejskie zaklęcie. Jakbym pokazywała się pod postacią kogoś, kim nie jestem, choć chciałabym być.
Zazdroszczę i szczupłym, i grubym, wisząc gdzieś pomiędzy. Koszmar...
CzarnaSowa Odpowiedz

Ale twardzielka! Podziwiam cię.

HerbatkaZMiodem

ale za co ją podziwiasz? dziewczynie można jedynie współczuć bo choruje,a nawet nie ma o tym pojęcia.To się nazywa zaburzenia odżywiania autorko! Koniecznie wybierz się do lekarza bo to nie jest ani normalne ani zdrowe

CzarnaSowa

Podziwiam że tak mocno trzyma się postanowienia o byciu szczupłą i mimo że tak bardzo kocha jeść, to trzyma dietę. Ja nie dałam rady wytrzymać dłużej niż w czasie cukrzycy ciążowej. Teraz nie jem kupnych słodkości, ale nie odmawiam sobie tego co lubię.

FoxyLadie Odpowiedz

Sama mogłabym to napisać i nawet nie chciałam pozbywać się chęci jedzenia słodyczy, bo przecież wsunięcie paczki pralin czy słoika nutelli to najrozkoszniejsza rzecz pod słońcem. I tak, fajnie tak wszamać całe opakowanie czegoś, ale te nerwy, niesamowity apetyt, ten koszmar niepanowania nad sobą i ciągła chcica, nieustanne niezaspokojenie...
Przez kilka tygodni, chyba ze 2 miesiące nie tknęłam ani kawałka słodycza. Tylko owoce ze słodkich rzeczy, rzadziutko suszone. Teraz mijają już chyba ze 4 miesiące i naprawdę jestem szczęśliwa, że to zrobiłam. Ten wewnętrzny spokój jest niesamowity. Pozbycie się tego chorego ciągłego pragnienia niesamowite. Jak sobie pomyślę, ile i co jadałam... Dalej jem słodycze, ale tylko na podróżach, jako poznawanie nowych smaków. Pierniczki na święta też zjem, ale teraz moje porcje to naprawdę 2, 3 i jestem zaspokojona. Nie musi być kilogram. Ciastka czy cukierki na poprawienie nastroju to przeszłość. Słodycze na półkach mnie nie ruszają, kocham to uczucie. Rodzina zaakceptowała i nawet tortu nie muszę jeść. Wraz z tym zniknął zbędny apetyt, teraz tylko odczuwam głód. Nie podjadam, nie muszę ciągle czegoś mieć pod ręką. Bez żadnego wysiłku waga sama leci w dół, a jak czasem jakimś cudem najdzie mnie ochota np na pizzę, to nie ma żadnego problemu. Moje ciało już nie je więcej, niż potrzebuje. Ogólnie to jedna z najlepszych decyzji w moim życiu, ale ciężko jest to zrealizować. Powtarzam jednak, warto.

doznudzenia

Potwierdzam. Jakos po duzym stresie przestalam jesc slodkie (normalnie stres goni na czekolade, bralam Mg B6). Nie mialam w ogole ochoty, lepiej docenialam inne smaki, ale jak podrozowalam to potrafilam w ciagu dnia zjesc 4-6 porcji slodkich ciast, bulek, deserow itp, poznajac smaki. Nie przytylam duzo, wrecz spadlam z wagi. Tlustych rzeczy tez sobie nie odmawiam, trzeba tylko jesc je z glowa. Raz przez 2 tygodnie codziennie wieczorem jadlam kanapki z grillowanym serem i kurcze schudlam na tym. Po prostu jadlam 2-3 kawalki chleba i juz, a nie pol bochenka. Wsystko jest dla ludzi, jedzenie jest pyszne, tylko trzeba znac umiar.
Dla czepialskich: mam tendencje do tycia, w ciagu tygodnia potrafie przybrac 2-3kg jak sobie popuszcze pasa, z reguly na wakacjach. Nie mam super przemiany materii, po prostu jem z glowa i pozwalam sobie na tluste i slodkie w ograniczonych ilosciach.

sexylablador

Zależy od osoby. Od lutego nie jem czipsów i coli, czyli moich największych uzależnień. Cola już przestała mi smakować, nie tęsknię za nią, zaczęła mnie ona nawet obrzydzać. Ale za czipsami tęsknię szalenie, nie mogę się doczekać, kiedy się w końcu za nie zabiorę. Nie jem tych rzeczy ze względu na zakład przez rok, kiedy już zakład minie, planuje sobie kupić pełno paczek czipsów, już nawet wiem jakie. Ślinka mi cieknie na samą myśl o nich. W wakacje postanowiłam odstąpić również od słodyczy, fast foodów i mięsa, myślałam, że się odzwyczaję i będę się odżywiać zdrowo. No jednak nie, bo znalazłam na to wszystko zamienniki. Zamiast słodyczy jem strasznie dużo owoców, jogurtów i piję litrowe ilości skoków. Nie jem fast foodów, więc zastąpiłam je sobie zupkami chińskimi i jem je praktycznie codziennie, jestem już prawie uzależniona. Oprócz tego spożywam duże ilości paluszków, orzeszków czy innych niezdrowych przekąsek. Mogłabym zrezygnować z tego, ale znalazłabym sobie inne zamienniki i trwałoby to trwało dopóki nie zaczęłabym wpierdalać samych kamieni. Mówi się też, że pierwsze dwa tygodnie diety to katorga, a później leci z górki. Nie dla mnie. Wytrzymałam dwa tygodnie, a później pękłam, jadłam co popadnie. Cały czas szukam sposobu na siebie, żeby przejąć chociaż część zdrowych nawyków, w moim przypadku jest to niesamowicie trudne.

doznudzenia

Dziewczyno nerki, wątrobę i żołądek sobie rozwalasz. Czipsy to też moja słabość. Pozwalam sobie raz w miesiącu na pms. Jeśli chcesz ograniczyć słodycze to spróbuj magnez z B6 i chyba cynk na ograniczenie łaknienia cukru. Mi kwaśne też pomaga. Ogórek albo kapustą i przechodzi chęć na słodkie. Chyba każdy musi znaleźć jakieś swoje rozwiązania. Na słone mogę polecić popcorn, tylko z dobrym składem.

Lunathiel Odpowiedz

Twoim problemem nie jest sam fakt, że tak lubisz jedzenie, tylko to ILE lubisz go jeść. Uwierz mi, naprawdę świat by się nie zawalił, gdybyś np. raz czy dwa razy w tygodniu zjadła sobie pączka między posiłkami, czy wsunęła podwójny obiad, bo akurat zrobiłaś coś mega dobrego. Idealnie byłoby jakbyś jeszcze zaczęła uprawiać jakąś aktywność fizyczną, bo miałabyś dzięki temu więcej kalorii do zjedzenia bez przekraczania swojego zapotrzebowania. I z jednej strony szanuję, że przy tak ogromnej "chcicy" na żarcie umiesz utrzymać stałą wagę, ale z drugiej - skoro się męczysz, to coś jest nie w porządku, prawda? Jeśli naprawdę ciężko ci żyć z obecnym stanem rzeczy i jest to coś nie do przeskoczenia, to polecam to przepracować z jakimś terapeutą czy może udać się do dietetyka.

Lunathiel

A, no i dodam jeszcze jedną ważną rzecz: jeśli twierdzisz, że w obecnym stanie jesteś szczęśliwa, to dlaczego tak panicznie boisz się przytyć? Naprawdę polecam znaleźć jakiś balans, bo wydaje mi się, że w Twoim podejściu trochę brakuje zdrowego rozsądku :)

Szklankawody2 Odpowiedz

Nie rob tego raz w miesiącu. To jak bulimia.
Nic sie nie stanie jak raz na tydzień zjesz 4 pączki i inne dobrocie, zamiast RAZ w miesiącu w ilościach hurtowych wszystko. Miałam tak samo i mam co Ty. To „choroba”, serio. Normalny człowiek pozwala sobie „kiedy chce”. Rozumiem jaki masz problem bo poniekąd tez go miałam, ale to było straszne. Lepiej tego nie robić, a jak masz ochotę to jeść i delektować sie, zachowując umiar, a nie jak świnia raz na miesiąc co kiedyś doprowadzi cie do bulimi.. i będziesz tak robić codziennie.

aceofspades Odpowiedz

Ja kocham jeść, prawie tak bardzo jak ty, niestety moim ulubionym jedzeniem są rzeczy tłuste i niezdrowe - kocham frytki, chipsy, pizze. Fizycznie jestem szczupła, ale nie chuda, mam trochę tłuszczyku na brzuchu i udach, mam też celulit, a jak zakładam stanik, to robią mi się fałdki pod pachami ;)
kiedyś byłam taka jak ty, męczyłam się, odmawiałam sobie przyjemności. Dla kogo to robimy? większość dziewczyn powie - dla siebie, chcemy czuć się dobrze we własnej skórze. Gówno prawda. Robimy to dla innych, chcemy być akceptowani, podziwiani, chcemy słyszeć komplementy i widzieć zazdrość w oczach innych. W każdym z nas jest próżność, tylko mało kto się potrafi do tego przyznać. Dla mnie, przyznanie się, było pierwszym krokiem do zmiany. W którymś momencie stwierdziłam - pieprzyć to, nie jestem szczęśliwa, chcę jeść. No i zaczęłam jeść wszystko na co mam ochotę, trochę przytyłam, ale nie tak znowu dużo (bo wiesz, taki cheat day robi więcej złego niż dobrego w twoim organizmie), ale przynajmniej zaczęłam być szczęśliwsza, więcej się uśmiechać, częściej wychodzić, a do tego nawet adoratorów mam więcej teraz niż wcześniej;) wciąż mogę założyć na siebie co tylko chcę i wciąż wyglądam dobrze. Kiedyś myślałam "jak przytyję, to nikt mnie nie będzie chciał", teraz myślę "jeśli ktoś patrzy na kilka dodatkowych kilogramów, zamiast na moją osobowość, to ja go nie chcę". Jasne, wygląd ma znaczenie, ale nie tylko to idealnie szczupłe jest piękne. Ja jestem piękna.

Lunathiel

Amen.

XcaffeineaddictX

"a jak zakładam stanik, to robią mi się fałdki pod pachami" - ała, to znaczy, że masz źle dobrany stanik. W dobrze dopasowanym nie będą Ci się robić żadne fałdki nawet jak masz ten tłuszczyk.

aceofspades

Stanik mam dobrany dobrze, a fałdki robią się malutkie, ale jednak ;)

Seras Odpowiedz

Myślę że powinnaś iść z tym do psychologa.
Po za tym nie każda szczupła dziewczyna liczy kalorie. Jem różnorodnie to na co mam ochotę w małych porcjach i często. Do tego trochę ruchu i nie ma żadnego problemu. Ważne są też świeże składniki i zastępowanie białego cukru. Myślę że właśnie porcjowanie sobie tego co lubisz nie spowoduje że przytyjesz a przynajmniej nie będziesz się tak męczyła. Wiem że to kwestia wielu czynników ale czasem obsesja na punkcie jedzenia i wagi jest straszna.

szczesciara20 Odpowiedz

Jakbym ja tak kochala jesc to chyba bym wolala byc pulchna niz tak sobie odmawiac.
Mozesz sobie normalnie do diety dodwac pyszne rzeczy nie tylko raz w mc.Czyli np kalorycznie oblicz sobie że dzisiaj mozesz sobie pozwolić na deser.Ja jestem chuda ale to dlatego ze wszystko musze w siebie dosłownie wpychać.

LubieSeksChyba Odpowiedz

Jak ja Ciebie rozumiem ❤️

DarkSideOfMySoul Odpowiedz

To ja mam zajebiscie. Jem ile chce i jestem chuda- to moja super moc!!

aleksbee Odpowiedz

Nie kochasz jeść. Jesteś po prostu od tego uzależniona. A cheat day, który wydaje Ci się być Twoim zbawieniem jest największym piekłem, które mogłaś sobie zafundować. Wzmacnia tylko Twoje uzależnienie i nie pozwala Ci normalnie żyć. Zastanów się, czy to jest życie, jakie chcesz prowadzić. Jeśli chcesz się od tego uwolnić, przestań całymi dniami myśleć o jedzeniu. Nie licz kalorii, po prostu jedz trochę zdrowiej, trochę mniej, trochę więcej się ruszaj, znajdź jakąś pasję, rozwijaj się duchowo, lub psychicznie, pracuj nad charakterem. Wiem o czym pisze, bo sama przez to przeszłam. Powodzenia.

Zobacz więcej komentarzy (12)
Dodaj anonimowe wyznanie