Mam 35 lat, ostatnie 12 tkwiłem w smutnym, pozbawionym sensu związku – nie mieliśmy nic wspólnego, mieszkaliśmy oddzielnie. Rozstałem się, miałem dość, chciałem być kochany i kochać... Jestem kłębkiem nerwów, mam myśli samobójcze, wszyscy dookoła myślą, że jestem zawsze uśmiechnięty, wesoły i bez przerwy żartuję, a ja tylko maskuję swój lęk, samotność i poczucie bycia zerem.
Dodaj anonimowe wyznanie
Autor: uśmiecha się, udaje zadowolenie z życia i żartuje
Ludzie: myślą, że jest zadowolony z życia, często się uśmiecha i żartuje
Autor: <mina zdziwionego Pikaczu>
No i?
Masz zamiar coś z tym zrobić, czy czekasz, aż zjawi się ktoś, kto Cię uratuje?
Może już czas dorosnąć i wziąć odpowiedzialność za samego siebie, swoje problemy, emocje, bóle?
Bo w takim stanie nigdy nie stworzysz zdrowego związku, każda zdrowa psychicznie kobieta od Ciebie ucieknie, gdzie pieprz rośnie.
Rusz dupsko i poszukaj dla siebie pomocy, bo nikt inny tego za Ciebie nie zrobi. Po co marnować najlepsze lata życia na cierpienie i robienie z siebie błazna?
Do dzieła. Wszystko można naprawić, trzeba tylko się za to zabrać.
Depresja maskowana, trudna do zauważenia przez Twoich najbliższych, jeżeli masz myśli samobójcze to czas najwyższy na specjalistę. To co myślisz i czujesz, to poczucie bycia zerem to nie jest prawda, to przez depresję twoj mózg bombarduje cię tym gównem. Idź po pomoc, potraktuj depresję jak chorobę, zaburzoną chemię w mózgu, która sprawia ze tak beznadziejnie się czujesz. Wszystko przed Tobą, tylko teraz tego nie widzisz przez depresję.
I po co to robisz? Proste pytanie.