#RzosT
Było to już ponad 10 lat temu. Jako młoda studentka lubiłam sobie poeksperymentować, a jako iż nie byłam w związku spełniłam kilka swoich fantazji seksualnych i byłam zadowolona. Po jakimś czasie stwierdziłam, że czas się ustatkować i odciąć się od rozpustnej przeszłości.
W mojej wizji świata życie powinno wyglądać tak:
Idziesz na studia, poznajesz męża/żonę na tych właśnie studiach, zakładacie rodzinę, która jest "normalna" czyli "nie odstaje od wyuczonych norm społecznych", po studiach oczywiście znajdujesz dobrą pracę, bo w końcu po to je robisz, aby znaleźć dobrą pracę.
Znalazłam faceta, najnormalniejszego pod słońcem. Opiekuńczy, dobry i w sumie tyle. Oczywiście dobry katolik, bo i moja rodzina składa się z dobrych katolików, a mnie było wszystko jedno. Po jakimś czasie facet się oświadczył i tak żyliśmy jako narzeczeństwo, ale trochę jak zawieszeni w próżni. Żadnych kroków w stronę małżeństwa.
Wtedy odezwała się ona, moja przeszłość. Najpierw jako kontakt, bo to osoba z którą mi się świetnie rozmawiało. Dowiedziałam się, że można założyć rodzinę i nie rezygnować ze swoich dziwactw, tylko trzeba poznać odpowiedniego partnera. Zaczęłam też pisać z jednym mężczyzną, gdzie pomiędzy rozmowami o wszystkim i niczym zaczęliśmy się wymieniać bardziej erotycznymi opisami z serii "co by było gdyby".
Wtedy jeszcze miałam nadzieję, że z narzeczonym urozmaicimy swoje życie erotyczne, ale po różnych sugestiach i propozycjach facet uznał, że chyba mi się w d... po przewracało. We mnie buzowała tęsknota za bardziej nietypowymi doznaniami, ale jedyne na co mogłam liczyć to ewentualna zmiana pozycji, ale też nie na jakąś bardzo wymyślną.
Sytuacja patowa, bo z jednej strony ja chcę więcej, a z drugiej on się na nic nie zgadza i nie chce, a zmuszać nie będę. I przyznaję się, odwiedziłam ludzi z przeszłości, oraz spełniłam z nowo poznanym mężczyzną opisy z serii "co by było gdyby", a narzeczony się zorientował, przeszukał komórkę, a ja się przyznałam. To był koniec. A ja poczułam się wolna.
Romans trwał potem jeszcze kilka miesięcy, ja odmówiłam kilka kontaktów i nauczyłam się jednego: da się znaleźć kogoś o podobnych upodobaniach seksualnych i dodatkowo tworzyć związek, w którym całkowicie się spełniam. Zaczęłam poszukiwania kogoś, kto by akceptował moje fantazje, oraz podzielał moje zainteresowania.
Po ilu latach się udało. Mam swojego ukochanego, z którym nie tylko świetnie się uzupełniamy jako "normalna para" oraz nie muszę udawać grzecznej dziewczynki.
Gdyby nie ten romans, to pewnie żyła bym całkiem "normalnie" i byłabym sfrustrowana, bo jednak jedna część mnie byłaś by całkowicie stłumiona.
I nie, seks nie jest najważniejszy, ale wiem jak bardzo można się męczyć, nawet w prawie idealnym związku...
Nie jest najważniejszy, ale nie oszukujmy się. Jeśli w łóżku jest źle, to związek ma marne szanse na przetrwanie.
Z jednej strony złe było zdradzanie narzeczonego, a z drugiej nieudany seks prowadzi do poważnej frustracji, więc lepiej że się w porę rozstaliście
Z każdej strony romans jest zły, zwłaszcza taki dobrze przemyślany. Nie widzę problemu w zerwaniu dla realizacji swoich pragnień. Ona chciała mieć obie rzeczy i w dupie miała swojego partnera. A on? Wiesz jak trudno się po czymś takim pozbierać? Ja nie wyobrażam sobie co musiał czuć.
mogla sie rozstac jak czula, ze sie nie spelnia zamiast zdradzac narzeczonego
Niektóre kobiety są jak małpy- nie puszczą jednej gałęzi dopóki nie złapią kolejnej. Ludzie tkwią w nieudanych związkach, bo " pora się ustatkować", bo nic lepszego nie znaleźli, bo boją się samotności. Miałam kiedyś kolegę, który ożenił się, bo tak wypadało, bo lata lecą, a na żonę narzekał, że często ją "boli głowa", że żona nie chce robić w łóżku tego, co on chciał, a jak już to z wielką łaską... wystarczyła jedna rozmowa ze mną i zdecydował się na rozwód, bo się dusił w tym związku... Seks jest ważnym elementem związku, więc warto wcześniej sprawdzić, czy druga osoba podziela upodobania, czy będzie jakiś kompromis. Sama miałam lata temu chłopaka, imieniem Marek, który uznawał może ze dwie pozycje, seks tylko w łóżku przy zgaszonym świetle pod kołdrą. Na moje pytania o jakieś inne pieszczoty, pozycje, jakieś gadżety, czy choćby włączenie światła zawsze obiecywał, że może innym razem, albo że to niewygodne lub obrzydliwe. Przy kimś takim jak on zdechłabym z nudów, bo każdy seks z nim wyglądał właściwie tak samo; te same pieszczoty, pozycje, czas i miejsce. A najgorsze było to, że on nie chciał niczego zmieniać, bo jemu wystarczyło. On po seksie zasypiał zadowolony, a ja siedziałam obok wkurzona i rozczarowana. Facet powinien sam proponować urozmaicenie lub słuchać propozycji kobiety, a nie upierać się jak kozioł przy kilku oklepanych rzeczach.
Ludzie ogólnie tacy są, ostatnio była przecież historia laski, która była trzymana w zapasie przez kolesia i została porzucona, gdy on znalazł wreszcie kogoś, kogo pokochał. No niestety, niektórzy ludzie są paskudni.
Dopasowanie seksualne jest bardzo ważne, ale to nie jest wymówka dla zdrady.
Mogła z nim najpierw zerwać, fakt. Tak byłoby lepiej. Zdrady nie pochwalam ale dziewczynę rozumiem.
Co jeśli się bała? Nie była pewna czy chce zrywać? Wychowanie, rodzina, otoczenie czy też zwykły upór potrafi sprawić, że trwasz w związku w którym się nie spełniasz.
Zdrada była tutaj kopniakiem, punktem zapalnym dzięki któremu się rozstali. Niemoralne jest, że do niej doszło lecz czy złe? Gdyby się nie rozstali oboje mogliby cierpieć katusze do końca swych dni.
Solidarność jajników went too far.
Problemy w związku to żadne wytłumaczenie do zdrady. Można było po prostu się rozstać, jakoś nie widzę by były partner przykuwał autorkę do kaloryfera.
Mam wrażenie, że szukasz wytłumaczenia dla zdrady. To co zrobiłaś było okropne i nie fair wobec twojego narzeczonego. Powinnaś się rozstać i wtedy spełniać się seksualnie. Nie szukaj usprawiedliwienia.
dobry katolik, ale seks przed slubem jakos mu nie przeszkadzal?
Też mnie to rozwala. Wierzę, ale.
Jesteś po prostu głupia skoro romans musiał cię nauczyć czegoś tak oczywistego i w dodatku kiedyś też zdradzisz, kwestia czasu.
A i nie obchodzą mnie twoje fetysze, nawet najbardziej wymyślny seks nie usprawiedliwia zdrady.
Nie, wcale nie jesteś winna, skądże znowu. Ty go nie zdradziłaś, ty po prostu przeżyłaś przygodę. Co innego, gdyby to zrobił on. Wtedy to hoho!
Właśnie dlatego myśkę, że autorka zdradzi ponownie. Nie żałuje i nie widzi nic złego w zdradzie, więc, gdy coś znowu nie będzie jej pasowało zdradzi znów.
Po pierwszym zdaniu spodziewalam się raczej czegoś historii w stylu, że zrobiłaś sobie badania czy nie złapałas jakiejś choroby wenerycznej, żeby nie było wtopy przed mężem i tym sposobem wykryto u ciebie nowotwór we wczesnym stadium...
No tak, zakończenie nieudanego związku i poszukanie nowego partnera to za trudne. Lepiej romansować mając starego partnera pod ręką w razie gdyby romans się nie udał by mieć gdzie wrócić.
Nie ma wytłumaczenia dla zdrady i szkoda mi tego faceta (mimo jego kato-hipokryzji), ale przynajmniej teraz jesteś o tyle mądrzejsza, że wiesz, że takie coś nigdy nie wypali.
No tak, ale inne związki będą mieć inne problemy lub te same- niskie libido, zmęczenie, brak zainteresowania autorką.
Mejbi. Ogólnie ciężko o bezproblemowy związek, ale są takie rzeczy, których nie przeskoczysz.
Sory ale jak jesteś taka mądra to powinnaś była usiąść i sobie przekalkulować "czy warto być z tym człowiekiem mimo tego, że nie spełnia moich seksualnych zachcianek?" zamiast pisania ero opowieści z jakimś typem. Jeszcze od biedy, jako tako, bym zrozumiała zdradę gdybyś nigdy nie eksperymentowala w łóżku z nikim innym i chciałabyś sprawdzić czy to serio takie dużo lepsze niż grzeczny seks po katolicku. Ale ty juz miałaś to porównanie i wiedziałaś wszystko. Jesteś po prostu wygodnicką tchorzliwą szmatą i w dodatku prawdopodobnie sprawiłaś że twoj były moze mieć traume czy problemy z zaufaniem w przyszłości po tym co go spotkało