#SjEu8

Jestem hipokrytką. Dużą hipokrytką. I kłamcą. Bo muszę.

Pracuję w prywatnej firmie (podkreślam żeby nie było, że państwówka). Przy komputerze. Szeregowi pracownicy są ciśnięci na wyniki. Dlatego u nas obijanie się jest czymś bardzo źle widzianym.

Wyszłam przed szereg - zrobiłam kiedyś na początku pracy więcej, niż ode mnie wymagano. Wymyśliłam innowacyjne patenty, które przy moich zadaniach oszczędzają sporo czasu (nawet gdyby przełożyć te zadania na kapitał ludzki - bez moich autorskich pomysłów - byłyby potrzebne dwa dodatkowe etaty). W ten sposób zadanie, na które były kiedyś potrzebne 3 godziny - teraz robi się dzięki mnie w 30 minut. Razy kilkanaście zadań tygodniowo... I tak dalej.

"Góra" to zauważyła i stałam się pupilkiem. Nikt mi nie patrzy na ręce, każdy głaszcze po głowie. Mało osób wie, co tak naprawdę robię i jak to robię. Mam wyniki na 110% normy - wystarczy. Żeby nie było - nie odwaliła mi sodówa - nadal współpracowników szanuję tak samo jak szanowałam - nie czuję się lepsza od nich. Wręcz przeciwnie.

Od jakiegoś czasu pracuję zdalnie - z domu. Totalnie zero kontroli. Tylko że mam coś takiego jak samodyscyplina. Jak trzeba pracować, to potrafię od rana nie napić się nawet łyka kawy, dopóki czegoś nie skończę. Pracuję jak robot. Istnieję tylko ja, monitor i klawiatura. Nie istnieje pojęcie czasu i otoczenia.

No i tutaj pojawia się problem. Często zadania zlecone na dany dzień kończę po 3 - 4 godzinach od zaczęcia pracy. Haczyk jest w tym, że mam normalną stawkę godzinową. Przez pozostały czas muszę udawać że pracuję, tak żeby nikt się nie domyślił, ponieważ cała reszta ludzi pracuje (u nich da się to sprawdzić - u mnie nie). Oni zapieprzają, a ja gotuję obiad, oglądam serial, gram, idę na zakupy, maluję paznokcie, oglądam ciuchy, śpię. Jednocześnie mając ustawione wszystkie powiadomienia "służbowe" na pełnej głośności i najwyższym priorytecie (gdyby ktoś coś ode mnie w tym czasie chciał - muszę być w zasięgu stanowiska pracy, żeby nie wpaść). Jak by nie patrzeć, jestem na stanowisku. Ale tylko "w trybie czuwania".

Moja hipokryzja polega na tym, że mówię wszystkim wokoło, jak to ciężko pracuję, ile to mam jeszcze do zrobienia, że mam ciężki tydzień. Łżę. Jak pies. Bez skrupułów. Żeby nikt się nie domyślił. W razie gdyby nawet ktoś się zapytał "co robisz teraz" - mogę zmyślić milion rzeczy, w które uwierzą, bo i tak nikt nie ogarnia tego co robię.

Wiem, że nie jestem jedyna na świecie, która tak robi. Dlatego liczę na wymianę doświadczeń oraz podobne historie, co wy robicie. Chcę zobaczyć ilu z was jest w podobnej sytuacji do mojej i czy faktycznie powinnam się czuć z tym źle :)
Gro9 Odpowiedz

Zdradzę ci tajemnicę. Połowa pracowników korpo tak robi, w sensie czasem się opierdala.. Inaczej się nie da. Z prostego powodu - takie są realia pracy w korpo że taka jest logika korpo:
- Jest plan że masz dziennie zrobic 20 (nieważne czego).
- Plan został pomyślany przez dział planowania / szefostwo które tylko mniej więcej wie co i ile zajmuje i stwierdza że zoptymalizuje się to w locie.
- Człowiek realnie jest w stanie zrobić więcej niż 20 i to pokazuje.
- optymalizują plan na 22
- Człowiek realnie jest w stanie zrobić więcej niż 22 i to pokazuje..
- optymalizują plan na 24.
I takie błędne koło że dojdziesz do momentu że będziesz zapierdalał jak Spidi Gonzales ponad siły bo dojdziesz do momentu że plan będzie przekraczał to co możesz dziennie "na spokojnie" zrobić. Bo korpo dba tylko o zyski, nie o człowieka.
Więc koniecznością jest ustalenie sobie ile na spokojnie możesz zrobić dziennie tak żeby zaspokoić potrzeby pracy a potem (między zadaniami) się poopierdalać żeby nie paść z przepracowania.

Kubuleki

Jest taka pasta, przekazywana przez "najlepszych" plannerów.
Była firma, która produkowała skomplikowane produkty, powiedzmy meble. Wyprodukowanie jednej zastawy kosztowało średnio 8 roboczogodzin. Czyli ekipa 5 osób robiła 5 kompletów dziennie. Razy dwie ekipy (ranna i popołudniowa) Szefostwo chciało to usprawnić, wymyślali coraz to dziksze pomysły, ale efekt był taki sam. W końcu przyszedł ów planner. Spędził cały dzień oglądając pracującą ekipę, aż w końcu gdy wyszli się przebierać napisał kredą na podłodze ogromną "5", skasował swoje, poszedł do domu.
Druga ekipa przyszła, zobaczyła "5". Nie wiadomo o co chodzi, więc założyli, że tyle tamci wyprodukowali. Gdy schodzili na podłodze była już "6", następnie "7", aż stanęło na "8". Wystarczyło zrozumieć jakie prawa rządzą się "na dole".
Wracając do wyznania, tak jak Gro9 napisał/a, na ile sobie pozwolisz, na tyle Cię cisną. Nie ważne, że masz X zadań do wykonania rozłożone na 8h, jak usprawnisz swoje procesy i robisz 125%, to już to się staje Twoim 100% itd. itd.

Kubuleki

P.S. Ogólnie panuje trend na pracę, nie ważne czy sensowna czy nie.
W innej firmie, gdzie jest 3 pracowników pracujących rotująco (3x8h zmiana) i składająca zamówienia na bieżąco (magazyn-chłodnia) był pracownik, który jak zrobił swoje, to następnego już nie ruszał, bo po co. Swoje zrobił. Tłumaczenie? Bo on jak się zatrudniał, to miał problemy, żeby się wyrobić, więc zostawiał nowemu, aby cisnął na 120% całą zmianę, bo inaczej się nie nauczy.
Dla mnie osobiście to chamstwo, bo czasami zostawiał swoją robotę (zamówienia, które przyszły w czasie jego ostatniej godziny pracy) z w/w powodów, żeby nowy się wyrabiał. Ale czy można mieć do niego pretensje? Upchał 8 godzin w 7, więc ostatnią godzinkę się lenił. Ja akurat gdy zrobiłem swoje 8h w szybszym czasie, to zaczynałem robotę następnego, ale tylko ze względu na to, że mi się nudziło.
Później, pracując przy komputerze robiąc ukochane raporciki poduczyłem się VBA, napisałem parę makr robiących robotę za mnie i mogłem przeglądać m.in. anonimowe. Przez to miałem więcej czasu w domu, które poświęcałem na granie, siłownię czy dalszą naukę i internetowe kursy VBA, przyspieszałem nowe rzeczy etc. etc.

Kubuleki

P.S.2 Przypomniała mi się jeszcze opowieść biblijna.
Zarządca winnicy potrzebował pracowników, więc poszedł do miasta, znalazł grupę osób i mówi im tak. Potrzebuję zebrać winogrona. Za dzień pracy dostaniecie 1 złotego dukata. Jeden z nich poszedł.
Jednak winnegogrona było tak dużo, że w południe udał się ponownie i znowu za 1 dukata znalazł pracownika.
Wieczorem okazało się, że Ci się nie wyrobią, więc poszedł na poszukiwanie dodatkowych ludzi i znowu znalazł jedną osobę.

Późnym wieczorem, gdy wszystko zebrali, przyszli do zarządcy po wypłatę, każdy z nich otrzymał 1 dukata. Pierwszy z nich się odzywa: Dlaczego ja, pracując od rana do nocy otrzymałem taką samą zapłatę, jak ten co przyszedł w południe czy wieczorem?
"Czy nie umawialiśmy się na 1 dukata za cały dzień pracy? Czy otrzymałeś mniej? Dlaczego więc warunki innych czynią naszą umowę niesprawiedliwą?"

Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego, że większość pracodawców ma taką mentalność, ale to nie są czasy p.n.e. ani my nie nosimy turbanów na głowie. Według tej przypowieści nie ważne ile zbierzesz, ważne, że masz robić cały dzień.
Dlatego autorko, nie czuj się źle. Na budowie ktoś by nosił cegły w wiadrach, inny by użył taczki i zaoszczędził 50% czasu. Czy to oznacza, że w nagrodę za wykonanie zadania ma teraz murować? Szanujmy się, bo pracodawcy tego nie zrobią.

Loczek2

Pracowałam kiedyś w firmie, gdzie normą było zapieprzanie. Nie wiem właściwie czemu, bo wszystkim płacono za godzinę, ale dużo osób (głównie starsi pracownicy) wyrabiali 300% normy. Potem taka była norma 100%. Do tej pory zastanawiam się, jak to możliwe, że ludzie pozwolili sobie na to. Pozwolili też na 12 godzin pracy, bo zwykłe 8 dla osób z dalekim dojazdem było niewygodne. Dodam, że to amerykańska firma. Ja z tej pracy zrezygnowałam i poszłam na studia, więc nie wiem co tam się dzieje teraz.

milA00 Odpowiedz

Nie widzę w tym nic złego. Jeśli wykonujesz swoją robotę poprawnie i pracodawcy są z Ciebie zadowoleni to najważniejsze.

rassdwa Odpowiedz

Jeżeli się przyznasz, to dostaniesz więcej zadań do wykonania. Tak stworzono całe pokolenia niewolniczo pracujących Polaków. Nie przyznawaj się.

bazienka Odpowiedz

nigdy nie dawaj z siebie 150%, bo szefostwo pomysli, ze to twoja norma

hellobaby Odpowiedz

Robię "tak samo", tylko, że w miejscu pracy. Po prostu wyrabiam się szybko, niczego nie odkładam na później, praca mi szybko idzie... Teraz w okresie wakacji na moim stanowisku jest jakiś wyjątkowy zastój. Ale skoro wykonałam wszystkie moje obowiązki to co mam robić? Próbuję pomagać innym pracownikom, ale nie zawsze jest w czym. To siedzę jak kiep i kleję głupa, żeby nikt nie widział, że nie mam nic do roboty. Internet, gierki online, portale społecznościowe i takie tam.
Jest to praca na pełen etat, więc przynajmniej nie mam wyrzutów sumienia, że naciągam na kasę - tak by było, gdybym miała płacone na godziny.

Msciwoj82 Odpowiedz

Czytałem niedawno o jakiejś firmie w USA, która skróciła czas pracy do 5 godzin dziennie - z tym że w tym czasie nie ma przerw na kawę, nie ma w ogóle przerw, tylko pełna koncentracja. I robią więcej niż normalnie w 8 godzin.

Po jakimś czasie doszli do tego żeby robić te 5 godzin tylko w czasie kiedy maja najwięcej roboty (2 miesiące w roku) bo ludzie nie wytrzymywali. Poza sezonem jest normalnie 8 godzin.

Szzzzza Odpowiedz

Robię tak samo.
Ostatnio mi się książki skończyły to czytałam i komentowałam anonimowe.

Pozdrawiam :)

Ookami Odpowiedz

Co w tym złego? Robisz to co powinnaś w czasie krótszym niż się od ciebie wymaga. Złe byłoby, gdybyś dostawała za to mniej pieniędzy.

Niezywa Odpowiedz

Skoro pracujesz jakbyś miała motorek w dupie i kończysz szybciej niż powinnaś to w sumie nie jest to nieuczciwe. Gdyby góra o tym wiedziała to mogliby ci nawalić jeszcze więcej pracy albo obciąć godziny. Nie musisz kłamać jak ciężko pracujesz.

Moonstone21 Odpowiedz

Nie widzę w tym nic zdrożnego. Praca jest zrobiona. I to jest najważniejsze. A przecież jesteś w pobliżu kompa, i w razie czego jesteś na posterunku.

Zobacz więcej komentarzy (13)
Dodaj anonimowe wyznanie