Często wyciągam z kosza na śmieci różne owoce i warzywa, które wyrzuca moja współlokatorka. Dokładnie je myję i jem, bo nie lubię, gdy ktoś marnuje jedzenie.
Też jestem nauczona szacunku do jedzenia, chleba w życiu nie wyrzuciłam do kosza, staram się kupować tyle ile jestem w stanie zjeść, ewentualnie suszę i wrzucam do karmnika. Ale owoce z kosza? Bez przesady. Skoro je ktoś wyrzuca to pewnie są nadgnite i nie nadają się do jedzenia, do tego mają kontakt z innymi śmieciami w koszu. To jest trochę niebezpieczne tak je zjadać.
nata
Wiem, że u wielu ludzi jest zwyczaj niewyrzucania chleba, ale bardzo mnie to dziwi i jednocześnie śmieszy. Dlaczego akurat chleb, który jest tani i ogólnodostępny?
PrzekleteDziecko
Kilka tygodni temu obserwowałam jak moja znajoma z pracy zajada się spleśniałą mandarynką. No bo przecież pleśń jest tylko na wierzchu! Cóż, niektórzy wolą się otruć niż zmarnować parę złotych. To idiotyczne. A już totalnie głupie jest mówienie, że nie wolno wyrzucić, bo kiedyś był głód i wszystko się jadło. Albo jeszcze gorzej: "Bo będzie głód i będziemy tego żałować." No kurde. To przecież i tak by się zepsuło "do kiedyś".
tynczka12
Ja dopiero wyrzucam jak pojawia się już pleśń
MaryL
Też nie czaje. Rozumiem kupowanie w małych, rozsądnych ilościach. Ale jedzenie zepsutego? No kurde, jak już się zepsuło to się zepsuło, już trudno. Zwłaszcza, że zwykle tacy ludzie wcale nie jedzą na tyle dużych porcji starego jedzenia, żeby przez to nie kupili nowego - zwykle to jest właśnie jakieś pół jogurtu czy mandarynka.
zielonaOna29
A jesteś świadoma, że chleb szkodzi ptakom?
Econiks
nata, ma to też związek z religią. Dzielenie się chlebem, święcenie chleba itp.
Jednak w obecnych czasach lepiej wyrzucić niż jeść zepsuty.
Hej, a może po prostu pogadaj ze wspóllokatorką, żeby rozsądniej robiła zakupy, aby się tyle produktów nie marnowało? Bo jedzenie z kosza moze być zepsute albo coś.
Gosik
Nic jej do zakupów współlokatorki. Autorka może sobie mieć własne spojrzenie na świat, ale nie musi wszystkich dookoła nawracać. A wyjadanie owoców z kosza to już problem. Bynajmniej nie współlokatorki...
To, że Ty wyjmujesz z kosza jedzenie to jedno. To, że Twoja współlokatorka je marnuje to drugie. Nienawidzę tego. Zawsze robię przemyślane zakupy, na samą myśl o tym, że coś miałoby wylądować w koszu robi mi się słabo. Wynika to z tego, że u mnie w domu zawsze szanowało się jedzenie, nie byliśmy biedni, byliśmy nawet ponad przeciętna rodziną jeśli chodzi o zarobki, ale rodzice zawsze mieli wpojone, żeby nie marnować jedzenia, mnie także się udzieliło :). Nawet teraz, kiedy zostają jakieś resztki z obiadu, np. skóry z mięsa, jakieś tłuste kawałki - zostawiam to w miseczce pod ogrodzeniem i dokarmiam bezpańskie koty. :)
Gosik
Albo szczury.
Econiks
A potem płaczą we Wrocławiu, że plaga szczurów. Bo ludzie mają taką mentalność. Dokarmiają bezpańskie koty (które powinny być w schronisku, a nie się szlajać po okolicy), rzucają chleb gołębiom (co im tylko szkodzi), a szczury mają uciechę.
Jedzenie zazwyczaj znalazło się w koszu nie bez powodu.
Ja niestety ostatnio przy przeprowadzce, z ciężkim sercem musiałam wyrzucić WSZYSTKIE makarony, kasze, herbaty, ryż, przyprawy i inne tego typu rzeczy. Z zewnątrz na oko wszystko było super, nawet w nieotwieranych produktach, ale po bliższym przyjrzeniu się, były tam owady. Z perspektywy osoby trzecież wyglądało jakbym wyrzucała zdatne do jedzenia rzeczy. Ale jednak jeśli ktoś by zabrał je do domu, też mógłby się narazić na szkodniki.
Opakowania mimo, że nie otwierane, nie miały w sobie powietrza i miały mikrodziurki, dlatego teraz wszystko przekładam do słoików i szczelnych pojemników.
Mieszkajac na wsi jedzenia sie nie wyrzucalo, bo resztki zjadaly kury. Gdy przeprowadzilam sie do miasta na studia to na poczatku, gdy musial wyrzucic cos, co juz nie nadawalo sie do jedzenia zdarzylo mi sie plakac, bo tak nienawidzilam marnowania jedzenia. Z czasem plakac przestałam, ale nadal tego nie znoszę i nauczylam sie kupowac i gotowac tak, by jak najmniej sie marnowalo.
Też jestem nauczona szacunku do jedzenia, chleba w życiu nie wyrzuciłam do kosza, staram się kupować tyle ile jestem w stanie zjeść, ewentualnie suszę i wrzucam do karmnika. Ale owoce z kosza? Bez przesady. Skoro je ktoś wyrzuca to pewnie są nadgnite i nie nadają się do jedzenia, do tego mają kontakt z innymi śmieciami w koszu. To jest trochę niebezpieczne tak je zjadać.
Wiem, że u wielu ludzi jest zwyczaj niewyrzucania chleba, ale bardzo mnie to dziwi i jednocześnie śmieszy. Dlaczego akurat chleb, który jest tani i ogólnodostępny?
Kilka tygodni temu obserwowałam jak moja znajoma z pracy zajada się spleśniałą mandarynką. No bo przecież pleśń jest tylko na wierzchu! Cóż, niektórzy wolą się otruć niż zmarnować parę złotych. To idiotyczne. A już totalnie głupie jest mówienie, że nie wolno wyrzucić, bo kiedyś był głód i wszystko się jadło. Albo jeszcze gorzej: "Bo będzie głód i będziemy tego żałować." No kurde. To przecież i tak by się zepsuło "do kiedyś".
Ja dopiero wyrzucam jak pojawia się już pleśń
Też nie czaje. Rozumiem kupowanie w małych, rozsądnych ilościach. Ale jedzenie zepsutego? No kurde, jak już się zepsuło to się zepsuło, już trudno. Zwłaszcza, że zwykle tacy ludzie wcale nie jedzą na tyle dużych porcji starego jedzenia, żeby przez to nie kupili nowego - zwykle to jest właśnie jakieś pół jogurtu czy mandarynka.
A jesteś świadoma, że chleb szkodzi ptakom?
nata, ma to też związek z religią. Dzielenie się chlebem, święcenie chleba itp.
Jednak w obecnych czasach lepiej wyrzucić niż jeść zepsuty.
Hej, a może po prostu pogadaj ze wspóllokatorką, żeby rozsądniej robiła zakupy, aby się tyle produktów nie marnowało? Bo jedzenie z kosza moze być zepsute albo coś.
Nic jej do zakupów współlokatorki. Autorka może sobie mieć własne spojrzenie na świat, ale nie musi wszystkich dookoła nawracać. A wyjadanie owoców z kosza to już problem. Bynajmniej nie współlokatorki...
Albo żeby jej/jemu oddała
Mój tata zlizuje nawet tłuszcz z patelni...co ten PRL robi z człowiekiem :D
Prl? Co ma komunizm do tego? :v
Że było biednie i jadło się wszystko.
nie możesz po prostu poprosić żeby nie wyrzucała? XD
Niby dobrze, ale możesz wszystkiego nie domyć
To, że Ty wyjmujesz z kosza jedzenie to jedno. To, że Twoja współlokatorka je marnuje to drugie. Nienawidzę tego. Zawsze robię przemyślane zakupy, na samą myśl o tym, że coś miałoby wylądować w koszu robi mi się słabo. Wynika to z tego, że u mnie w domu zawsze szanowało się jedzenie, nie byliśmy biedni, byliśmy nawet ponad przeciętna rodziną jeśli chodzi o zarobki, ale rodzice zawsze mieli wpojone, żeby nie marnować jedzenia, mnie także się udzieliło :). Nawet teraz, kiedy zostają jakieś resztki z obiadu, np. skóry z mięsa, jakieś tłuste kawałki - zostawiam to w miseczce pod ogrodzeniem i dokarmiam bezpańskie koty. :)
Albo szczury.
A potem płaczą we Wrocławiu, że plaga szczurów. Bo ludzie mają taką mentalność. Dokarmiają bezpańskie koty (które powinny być w schronisku, a nie się szlajać po okolicy), rzucają chleb gołębiom (co im tylko szkodzi), a szczury mają uciechę.
Dziewczyno, fuj... lub chłopaku, ale też, no obrzydlistwo...
Chyba zachowanie współlokatorki nie jest super skoro marnuje tyle jedzenia, że ze spokojem ktoś by mógł jeszcze to zjeść ;).
Jeżeli jedzenie bylo juz zepsute to fuj.. podkreślam słowo zepsute
Nie no co ty nie moze sie zmarnowac co z tego ze w srodku robaki czy dwa lata po terminie? Prawdziwy anonimowy by zjadl
Jedzenie zazwyczaj znalazło się w koszu nie bez powodu.
Ja niestety ostatnio przy przeprowadzce, z ciężkim sercem musiałam wyrzucić WSZYSTKIE makarony, kasze, herbaty, ryż, przyprawy i inne tego typu rzeczy. Z zewnątrz na oko wszystko było super, nawet w nieotwieranych produktach, ale po bliższym przyjrzeniu się, były tam owady. Z perspektywy osoby trzecież wyglądało jakbym wyrzucała zdatne do jedzenia rzeczy. Ale jednak jeśli ktoś by zabrał je do domu, też mógłby się narazić na szkodniki.
Opakowania mimo, że nie otwierane, nie miały w sobie powietrza i miały mikrodziurki, dlatego teraz wszystko przekładam do słoików i szczelnych pojemników.
Jak nie są zepsute lub spleśniałe, to na zdrowie.
Mieszkajac na wsi jedzenia sie nie wyrzucalo, bo resztki zjadaly kury. Gdy przeprowadzilam sie do miasta na studia to na poczatku, gdy musial wyrzucic cos, co juz nie nadawalo sie do jedzenia zdarzylo mi sie plakac, bo tak nienawidzilam marnowania jedzenia. Z czasem plakac przestałam, ale nadal tego nie znoszę i nauczylam sie kupowac i gotowac tak, by jak najmniej sie marnowalo.