#UKUMe
Asia nie skończyła szkoły, zatrudniła się w monopolu w naszym małym mieście i chwaliła się pensją powyżej najniższej krajowej, co dla mnie w tamtym czasie było „czymś”. Jako biedna studentka dorabiałam ile mogłam, ale nie stać mnie było na zakupy w galeriach raz w miesiącu, jak moją koleżankę. Zazdrościłam jej trochę takiej niezależności finansowej. Szybko z Sebkiem zamieszkali, i wielka miłość, ja tymczasem zaczynałam dopiero chodzić na randki.
Teraz, 10 lat później, ja mam męża, fajną pracę ze spoko pensją. Nie jesteśmy z mężem krezusami, ale stać nas na taki poziom życia klasy średniej (wakacje dwa razy do roku, mieszkanie w centrum w kredycie, nic nadzwyczajnego). Tymczasem Asia straciła pracę dwa lata temu i jako że formalnie ukończyła tylko gimnazjum (nie dokończyła liceum, nie podeszła nawet do poprawki z matematyki), a jej doświadczenie zawodowe to tylko ten monopolowy, to z pracą ciężko, zwłaszcza w dobie kryzysu. Z Sebkiem nadal jest, ale na kocią łapę i Sebek wprost mówi, że on tam zawsze sobie woli zostawić otwarta furtkę, he, he. No ogólnie nieciekawie.
Pomagałam jej, nie powiem, że nie. Czasami pożyczyłam na czynsz, motywowałam ją ciągle do poszerzania kwalifikacji. Tłumaczyłam, że studia nie są niezbędne, żeby zarabiać spoko hajs, że liczy się po prostu ogarnięcie spoko zawodu. Wysłałam linki z kursami unijnymi za free. Ale nic jej nie odpowiadało. Wymówki z dupy – bo to nie, tamto nie... W końcu odpuściłam, bo mam własne problemy i jak ktoś nie chce, to się go nie zmusi. Hajs też przestałam pożyczać, bo uznałam, że to jak z przysłowiową wędką i rybą.
A koleżanka, po kilkunastu latach mojego zapieprzu i minimalnych chęci, powiedziała, że „bo ci się poszczęściło”. Zero refleksji nad tym, że kiedy ja w weekend chodziłam do pracy, w tygodniu na uczelnię i średnio było z czasem i hajsem na imprezki, ona bawiła się świetnie, żyjąc w stylu „high life”, że nikt mi nic za darmo nie dał.
I wkurza mnie takie coś, bo jak komuś nie wyjdzie przez jego własne lenistwo, to nagle tobie się „udało”, bo miałeś farta, a biednemu to zawsze wiatr w oczy.
Założyłam specjalnie konto, żeby skomentować. Również wkurza mnie takie podejście u ludzi, i wiesz co, piszę to jako ta leniwa osoba, która kompletnie zaniedbała swoje wykształcenie (ale nie edukację we własnym zakresie, tego co lubię). No tak czy siak na pewno daleko mi do przeciętnego ogarniętego człowieka i owszem, jestem leniwa. Ale jeśli ktoś ciężką pracą osiąga sukces, to ja się z tego cieszę i mu kibicuję. I wnerwia mnie, że każden jeden "przegryw" sączy jad w stronę porządnych ludzi. Widzę dookoła siebie takich bogatszych ludzi. Widzę ich ciężką pracę. Sąsiadka jest bardzo dobrze sytuowana. Ale ile się musiała namęczyć rozkręcając firmę (na wsi, warzywa pod foliami)... I kiedy widzę u niej nowy samochód to się cieszę, bo wiem, że ta rodzina zasługuje na to, a nawet więcej. Ja ambicji nie mam, mi jest dobrze jak jest, mam małe wymagania, nie potrzebuje jadać kawioru, do transportu wystarczy autobus, ale jeśli ktoś wysoko mierzy to ode mnie dostanie kibicowanie, a nie zawiść. Tym bardziej, że na ich przykładzie mogę dzieciom pokazywać, że spójrz, ciężka praca i ambicje przynoszą profity. Pozdrawiam.
Też mnie to wyprowadza z równowagi. Mam w bliskiej rodzinie ludzi, dla których jestem "szcześciarzem". Siedzą w tej samej pracy bez perspektyw od 20 lat, narzekają, ale palcem nie kiwną, żeby się przekwalifikować, zastanowić, co chcieliby i mogliby zrobić inaczej. A mi się po prostu poszczęściło, ponad 20 lat ciągłej wytężonej pracy i nauki, przebranżowienia, ryzyko podejmowane przy zmianie pracy to pikuś. Dobra praca spadła mi z nieba po prostu, a oni nie mieli tyle szczęścia.
Też mam taką osobę w swojej rodzinie, ale ona ma jeszcze czas na ogarnięcie się (w co wątpię).
No, chyba że się już skończył ;)
Bidula,akurat jej się nie poszczęściło:( takich co się nie poszczęściło jest na pęczki!