#UX7Wm
Pewnego słonecznego popołudnia wybrałam się na rower. Miałam na sobie zwiewną sukienkę. Jadąc drogą przez łąki i pola, poczułam smród rozkładającego się mięsa. Jednocześnie kątem oka zarejestrowałam niewielki ruch w przydrożnym rowie. To był on - stary, ranny pies. Zaawansowany rozkład tyłu ciała, agonia i, co najgorsze, pełno much i ich larw na całym jego ciele. Podeszłam do niego, ale nie wiedziałam, jak mu pomóc. Podałam mu trochę wody, pogłaskałam. Chwilę później biedak dokonał żywota. (w tym momencie coś poczułam, ale zostawię to na koniec).
Po powrocie do domu udałam się do toalety. Po ściągnięciu majtek moim oczom ukazał się najgorszy widok w całym moim życiu. Owo łaskotanie, które poczułam wcześniej, okazało się być tłustą muchą, która obrała sobie moje strefy intymne na złożenie jaj. Mucha została rozgnieciona o siodełko, za to wybierania muszych jaj z tych okolic nie życzę nawet najgorszemu wrogowi.
Tego nie się nie spodziewałam.
Faktycznie obrzydliwe.
Okej, anonimowe w pełni i bardzo obrzydliwe.
Wyśmiałam Cię w myślach za tę pewność, że to będzie jedno z najobrzydliwszych wyznań, bo przecież wielu tak tu pisze...
Zwracam honor, miałaś rację.
Zawsze dziwiłam się ludziom, którzy bez żadnego zabezpieczenia (jak chociażby gumowe rękawiczki) idą głaskać obcego, chorego psa. Nie twierdze, ze nie należy pomagać pokrzywdzonym zwierzętom ale najpierw należy pomyśleć o własnym bezpieczeństwie (przy ratowaniu ludzkiego zycia jakoś nikt o tym nie zapomina). Ciesz się, ze po tej przygodzie złapałaś tylko muchę w majtki a nie np świerzb.
Wiele chorób zwierzęcych nie przechodzi na ludzi, np. są różne rodzaje świerzbu i niektóre nie są w stanie przeżyć u człowieka, dlatego na filmikach ratowników widać czasami, że dotykają takie psy bez rękawiczek, żeby zwierzę mogło ich powąchać i poczuć kontakt. Podobnie z ptakami.
Ale już umierającego zwierzaka to naprawdę lepiej nie dotykać...
Chorób, które mozna złapać od psa, czy kota jest naprawde niewiele. Złapanie świerzba, czy grzyba jest wprawdzi możliwe, jednak koniecznym warunkiem jest tu drastycznie oslabiona odpornosc. I nie wystarczy spadek odpornosci jak przy np. przeziebieniu - to musialaby byc wrecz chemia.
Gryby, czy pasożyty mają to do siebie, ze preferują poszczególne gatunki - w nich sie specjalizuja, przez co naprawde rzadko zdarza sie, zeby czlowiek sie czyms zarazil. I to też nie po jednorazowym poglaskaniu. Do tego w 99% przypadkow, gdzie do zarazenia mogloby dojsc, wystarczy zachowac podstawowe zasady higieny.
Gdyby zarazanie sie bylo tak proste jak niektorzy sadza, to wszelcy weterynarze bez przerwy byliby na cos chorzy.
@Lyssa Nie ze wszystkim tak jest. U mnie po pojawieniu się małej kociej bidy w domu wszyscy błyskawicznie stanęli w kolejce do lekarza z grzybicą ;)
@lyssa Ale weterynarze wiedzą jak się chronić.
Eeee tam. Wyciąganie owsików z dupy i ich pożeranie było gorsze 😊
Dobra, to naprawdę straszne
Mało mnie obrzydziło, za to konkretnie przeraziło. Byłaś u lekarza, prawda?
Byłam, bo od szorowania nabawiłam się konkretnych podrażnień, niemal ran. To była jedyna konsekwencja. Nie ruszają mnie komentarze na temat mojej higieny, bo było z nią wszystko ok. To wydarzenie trochę zrujnowało moje życie. Od tamtego czasu borykam się np. z nerwicą.
Mucha pomyliła zapach twojego krocza z zapachem rozkładającego się mięsa?
😄😄😄😄😄😄😄😆😆😆😆😆😆
Fujka..
Ale daje like'a!
Ble, ale kąpiel chyba by pomogła bardziej niż wybieranie ich.
Wpłynęłyby jeszcze do środka i założyły kolonię. Już lepiej wybierać, albo odkurzaczem zassać.
A potem bzykanie nabiera nowego znaczenia 😂