#UqDn8

W ostatniego Sylwestra okazało się, że impreza noworoczna u mojego kolegi jest bez noclegu. Pamiętam, że nie był to najlepszy dzień, nawet mnie nie zdziwiło, że o 5 nad ranem dowiedziałam się, iż muszę wracać na drugi koniec miasta. Razem z przyjaciółką ustaliłyśmy, że pojedziemy spać do niej. 
Poszłyśmy na przystanek i w ostatniej chwili stwierdziłam, że pojadę jednak do siebie. W pośpiechu wsiadłam do zatłoczonego autobusu i stanęłam obok jakiegoś gościa. Wyglądał na jakieś 25 lat, w uszach miał słuchawki. Drzwiami obok wsiadł turbo-pijany, jak większość pasażerów, żul i zaczął głośno śpiewać piosenki religijne i disco polo. Autobus ruszył, a ten facet obok mnie zaczął komentować całe wydarzenie. Mówił, że przynajmniej jest wesoło, że nieźle śpiewa i dobrze, że nie widzę tej całej szopki. To fakt, nic nie widziałam, bo w autobusie był taki tłum ludzi, ale wszystko słyszałam. Zaśmiałam się nieśmiało i coś tam odpowiedziałam. Z całej tej sytuacji nawiązała się krótka pogawędka. 

Po 5 minutach chłopak powiedział coś, czego nigdy nie zapomnę, a mianowicie: "Zadzwonię do ciebie jak wyjdę z autobusu! Cześć!". W tym momencie wyjął słuchawki z uszu, a ja kątem oka zobaczyłam, że w komórce rozłącza rozmowę. Dotarło do mnie, że przez całą podróż nie mówił do mnie tylko po prostu rozmawiał przez telefon. A najdziwniejsze jest to, że cała ta "rozmowa" się nawet kleiła.
CzyToNaPewnoJa Odpowiedz

Telefony niby zbliżają, a jednak oddalają, ech.

Dodaj anonimowe wyznanie