#V9skK
Podchodziłam do egzaminu na prawko 5 razy. Oblewałam zwykle po 40 minutach jazdy i wiele razy słyszałam, że jeżdżę dobrze, ale jednak popełniłam błąd i egzamin musi się skończyć negatywnie. Po ostatnim zrobiłam sobie przerwę na kilka miesięcy. I wszyscy mnie namawiają żebym spróbowała ponownie ale...
Miewam stany lękowe. Kiedyś wpadałam w panikę, dzisiaj już mi się nie zdarzają, ale lęki towarzyszą mi raz bardzie, a raz mniej. Na jazdach z instruktorem kilka razy miałam takie chwile, że ledwo łapałam oddech, serce mi waliło i czułam, że całe ciało drętwieje. Nie dlatego że coś się działo. Po prostu, ot tak. Ale jakimś cudem instruktor tego nie zauważył, bo to potrafi mi minąć po kilkunastu sekundach.
Pierwszy raz jak wziął mnie na głęboką wodę i kazał jechać autostradą 140km/h, wybłagałam go żebyśmy nie przekraczali 120, bo nie czuję się pewnie i wtedy po raz pierwszy od dawna poczułam to co mi na wiele lat przeszło.
Na egzaminach miewałam podobne chwile i nawet pomyślałam, że jak poczuje się gorzej to po prostu zatrzymam samochód gdzieś na poboczu i powiem, że nie jestem w stanie jechać dalej. To się nigdy nie wydarzyło, ale ja ze sobą tak walczę... A jestem w sytuacji gdzie powinnam mieć prawo jazdy. Wewnętrznie czuję, że sama w samochodzie nie będę czuła takiego stresu, a nawet jeśli to najwyżej sobie zjadę i przeczekam kryzys, ale na egzaminie muszę przetrwać stres. A to on powoduje że popełniam błędy.
Raz (serio) zrobiłam błąd celowo, żeby egzamin się skończył, bo chciałam już skończyć ten koszmar. I jestem w kropce. Nie wszyscy powinni mieć prawo jazdy (możliwe, że ja nie powinnam właśnie), ale jednocześnie należę do osób, które go potrzebują. Nikt o tym nie wie, rodzina uważała mnie za dziwaczkę, która znormalniała po okresie dojrzewania. Zastanawiam się czy nie pójść z tym do psychologa/psychiatry, ale po lekach też nie można prowadzić. Czuję się z tym tak źle, że ludzie robią to wszystko, a ja muszę walczyć o oddech zawsze kiedy dzieje się coś co mnie stresuje.
I teraz mam znowu dobry moment na kolejne podejście, ale nie wiem, tak się boję. Każdy egzamin oznacza zaczynanie wszystkiego od początku i towarzyszy mi przeświadczenie, że ja tego po prostu nie zdam. Że jest to niemożliwe. Matura mnie tak nie stresowała, obrony, loty samolotami... A nie mogę przebrnąć przez to.
Nie jest Ci potrzebny żaden specjalista. Jazda samochodem to nie wyprawa na marsa. Jeśli nie umiesz opanować stresu, to nie powinnaś samodzielnie prowadzić samochodu. Weź pod uwagę, że dokoła są ludzie, dla których możesz stanowić zagrożenie. Po kilku jazdach z instruktorem opanujesz to i wtedy zdasz.
Nie rozumiem takiego podejścia. Ok, może autorka dałaby sobie radę bez pomocy. Pewnie kiedyś w końcu by jej się udało (może następnym razem, a może po 10, 20 podejściach?). Ale PO CO ma się męczyć, skoro może tego uniknąć? xD
Problemem nie jest to, że ona nie umie jeździć, tylko to, że panicznie obawia się egzaminów. Ten lęk ją zdecydowanie przerasta. Kilka opisanych tu sytuacji wyraźnie pokazuje, że to już nie jest "zwykły stres". Choćby opis tego, jak celowo zrobiła błąd, żeby uciec z egzaminu, albo teksty "ledwo łapałam oddech, serce mi waliło i czułam, że całe ciało drętwieje", "ludzie robią to wszystko, a ja muszę walczyć o oddech" - no nie, to NIE jest "normalne". Wiadomo, że ludzie mają różne naturalne reakcje na stres - pewnie każdy czasem ze zdenerwowania bardziej się spoci czy zarumieni, zapomni jakiegoś słowa itp. Ale reakcje, które opisuje autorka nie są "naturalne" i nie powinno się ich olewać licząc, że same przejdą. Ani tym bardziej wmawiać innym, że "nie jest im potrzebny żaden specjalista" i mają sami sobie poradzić. Ja zawsze wychodzę z założenia, że skoro problem jest na tyle upierdliwy, że ktoś zastanawia się, czy potrzebuje pomocy, to zwykle znak, że powinien przynajmniej spróbować po nią iść. To jest jedna z tych rzeczy, która praktycznie na pewno nie zaszkodzi, a jest ogromna szansa, że niezmiernie poprawi jakość życia :)
I wiem, że pewnie miałeś/aś dobre intencje (serio, to nie sarkazm jak coś). Ale reaguję, bo wiem z doświadczenia, że takie opinie bywają krzywdzące. Zwłaszcza pisanie autorce, że "nie powinna samodzielnie prowadzić samochodu" tylko dlatego, że cierpi na problem, który jest bardzo powszechny i w pełni uleczalny. A co do tego, że "dokoła są ludzie, dla których może stanowić zagrożenie", to jestem przekonana, że po psychoterapii czy na dobrze dobranych lekach będzie stanowić dużo mniejsze zagrożenie, niż gdyby fartem udało jej się zdać i olałaby swoje skłonności do lęków na kolejne lata :')
Jak mówię, to nie lot na Marsa. Ja też mam problem z egzaminami, nawet większy niż autorka. I też z doświadczenia mówię, że kluczem jest przygotowanie i pewność, że się umie.
Ale rozumiem Twoje, Lunathiel, podejście. Niektórzy po prostu wolą sobie radzić sami, inni szukają pomocy u specjalistów. Niestety ludzie szukający pomocy na anonimowych forach, są również przerażeni perspektywą wizyty u lekarza, któremu trzeba swój problem opisać "w oczy". Dlatego nadal uważam, że moje podejście jest lepsze, bo zaliczenie egzaminu moją metodą będzie dla autorki bardziej satysfakcjonujące.
@Ellesans Nie masz żadnej wiedzy, by oceniać czy autorce potrzebny jest specjalista. A także, żeby umniejszać to, co ona odczuwa jako lęk. Jasne, że większość stresów i lęków jest irracjonalne, ale pozbycie się ich to nie jest byle błahostka, szczególnie oceniam to po tym, jak to zostało opisane w wyznaniu. Każdy przeżywa wszystko po swojemu, więc to naturalne, że dla ciebie to coś zwyczajnego, a dla autorki może być porównywalne do wyprawy na marsa. Oczywiście, nie jest to logiczne. Nie jest to też rozsądne. Ale większość fobii nie jest, dlatego powinniśmy okazać empatię w drodze osoby chorej do osiągnięcia zdrowia.
militarisch - biadolenie nad stresem egzaminacyjnym to nie empatia, a użalanie się nad czyimś losem, bo nie zdał na prawo jazdy, trąci telenowelą. Wolę zachęcić do dłuższej nauki, niż miałaby zdać po terapii i zabić kogoś, bo nie opanowała pojazdu.
@Ellesans Tu nie chodzi o stres egzaminacyjny, a panikę, która nadchodzi na jego myśl, co nie jest normalne i można bez problemu naprawić na terapii, więc czemu nie? I po co dłuższa nauka, skoro umie jeździć, a uniemożliwia to stres?
milit - co do ogólnej walki ze stanami lękowymi, zgadzam się, że potrzebny specjalista. Co do zdania egzaminu - nie. Skoro ma te stany lękowe, jak sama mówi, od lat, to teraz nagle nie pozbędzie się ich ot tak. A skoro wypracowała na nie jakąś metodę, to może sobie sama wypracować zdanie egzaminu.
I może zakończmy na tym, bo nie znając jej możemy tak sobie gadać do wiosny. Chyba że jesteś spragniony takiej teoretycznej dysputy :-)
Jestem facetem i egzamin zdawałem 8 razy, z czego na dwóch pierwszych nawet z placu się nie udało wyjechać. Po dwóch miesiącach jeżdżenia samemu czułem się pewnie za kółkiem i od 8 lat nie miałem nawet zadrapania. Nie poddawaj się
Słyszałam nawet o 13 podejściach i o celowości takich praktyk ze względu na zarabianie na egzaminach, więc ten
@sinusoidazemniejest - O to to^ Wiadomo, że pewnie zależy to od WORD-u i egzaminatora, ale też już się nasłuchałam wieeelu historii o tym jak niektórzy, kiedy dowiedzą się, że ktoś podchodził "dopiero" parę razy, zaczynają perfidnie doszukiwać się problemów, albo celowo stresować swoją "ofiarę", żeby się machnęła :') I też jestem przekonana, że to czasem w ogóle nie zależy od tego, czy się serio dobrze jeździ. Co najwyżej właśnie od tego, czy umie się zachować opanowanie w stresowej sytuacji.
A że tak prawie każdy kierowca nauczył się prowadzić naprawdę płynnie i bez stresu dopiero parę miesięcy po zdaniu, to już chyba powszechna wiedza. Ale i tak warto powtórzyć dla potomnych :)
Nie poddawaj się. Wizyta u Specjalisty to bardzo dobry pomysł. Również byłam w podobnej sytuacji. Zrobienie prawa jazdy było koszmarem. Zdawałam 8 razy. Już uwierzyłam że jazda samochodem nie jest dla mnie. Wrzucanie kursantów na głęboką wodę, pretensje zamiast tłumaczenia. Zmieniłam instruktora i zdałam. Nie powoduję zagrożenia, pokonuję naprawde duże odcinki od wielu lat i przepisy ruchu drogowego są dla mnie bardzo ważne. Jeśli naprawdę potrzebujesz prawa jazdy pozwól sobie pomuc. Reakcja na stres nie koniecznie musi oznaczać że będziesz złym kierowcą. Autostradą również można jechać 100 km/h. Jeśli jest to prędkość z którą czujesz się bezpiecznie. Autostrad można na samym początku unikać. Sama możesz podjąć decyzję na co i kiedy będziesz gotowa. Bez stresu jazda samochodem może być naprawdę przyjemnością. Jeżeli nie będzie lepiej to zawsze można poprostu nie jeździć. Nie poddawaj się, pozwól sobie pomóc i daj sobie szansę. Pozdrawiam
Miałam dokładnie tak samo, a najbardziej dobijały mnie rady jak zdać i pytania kiedy następny egzamin. Po 9 czy 12 razach odpuściłam całkiem, stwierdziłam, że bez prawa jazdy też da się żyć, a jak będę chciała, to może kiedyś spróbuję jeszcze raz. I faktycznie, po jakichś 5 latach, jako dorosła kobieta, zaczęłam kurs od samego początku, w lepszej szkole i na szczęście w innym mieście. Licznik egzaminów wyzerowałam, zdałam za drugim razem ;) Najbardziej pomogło mi to, że nie oceniałam (i nie pozwalałam) oceniać siebie, tylko swoją jazdę - na zasadzie 'to i to robię źle, nie jestem beznadziejna, tylko po prostu muszę się nauczyć parkować równolegle'. Po wielkim powrocie zdałabym od razu, ale jechałam 50 na obwodnicy i 2 auta mnie strąbiły, nie chciało mi się odwoływać (chociaż instruktor doradzał, widział nagranie). Dodam jeszcze, że naprawdę dobrze za kierownicą poczułam się po ok. 2 latach jeżdżenia, wtedy też przestałam być takim wkurzającym kierowcą, co to wszystkich przepuszcza na skrzyżowaniu, a korek na głównej rośnie :D
Ale na jakiej cholera podstawie można mówić że nie wsYscy mogą mieć prawko, skoro ci co zdali zabijają z powodu prędkości, alkoholu, niewiedzy przepisów. A niektórzy kiepscy kierowcy jeżdżą bardzo ostrożnie. Uważam że każdy powinien mieć szanse na bycie kierowca chyba że są przeciwwskazania zdrowotne lub psychiczne.
Ja zdawałam prawko tyle razy, że po 13 już przestałam liczyć. Miałam tak samo stany lękowe. Poty, stresowa sraczka, duszności, kołatanie serca. W końcu zdałam… w pierwszej chwili nie uwierzyłam. Potem przez miesiąc jeszcze się trochę stresowałam prowadząc ale teraz czuję się w samochodzie jak ryba w wodzie. Uwielbiam prowadzić. Zdawanie prawka to była najbardziej stresująca sytuacja na świecie. Musisz to przetrwać. Na melisie jeździć albo na nerwosolu xD
"Na melisie jeździć albo na nerwosolu xD" - Ej, to jest w sumie niegłupia rada xD Wyżej poszła kłótnia o to, czy można jeździć po lekach psychotropowych (no zależy, od tego po JAKICH i w jakich dawkach). Ale warto na początek spróbować też ziołowych uspokajaczy. Na niektórych dobrze działają właśnie takie mieszanki jak nerwosol, jakieś "herbatki" w sensie napary uspokajające np. z melisą, chmielem, walerianą itp. Warto sprawdzić, a nuż pomoże :)
Szczerze to nawet jeśli na egzaminie wykonujesz wszystkie manewry poprawnie, a dynamika jazdy jest marna to i tak nie zdasz. Przez te lęki egzaminatorzy myślą że nie czujesz się pewnie za kółkiem i uważają, że danie Ci prawka jest ryzykowne. Osoba, która jeździ szybko powoduje wypadki, ale przede wszystkim osoba która jeździ za wolno i mało dynamicznie jest przeszkodą na drodze. Spróbuj zdać, wytrwać ten egzamin, a potem na spokojnie pojezdzisz sobie sama i się oswoisz. A lęków nabawiłaś się przez tych egzaminatorów i syndrom oszusta, czyli umiesz, ale mózg każe Ci się zastanawiać czy na pewno się nadajesz.
Co do ostatniego, to o tym samym pomyślałam - że te lęki wróciły autorce właśnie przez to, że w ogóle próbuje zdać i że kilka razy jej nie wyszło. Przez to jej lęki spowodowały to co lęki mają w zwyczaju, czyli nakręcanie się i wywoływanie głupich myśli w stylu "może ja się do tego nie nadaję?", "może nie powinnam prowadzić, skoro już na egzaminie tak się stresuję?" itp. A jak dla mnie, to skoro sama napisała, że umie, to umie. Tylko ma problem taki a nie inny, więc każdą stresogenną sytuację znosi o wiele gorzej, niż powinna.
Autorko, powiem ci tak: egzaminy (a już tym bardziej te na prawko) dla bardzo wielu osób są jednymi z najbardziej stresujących rzeczy w życiu - zaraz obok własnego ślubu czy narodzin dziecka! Na pewno nie uwierzę, że "nie powinnaś prowadzić" tylko dlatego, że zmagasz się z lękami. Idź do specjalisty, dobrze ci radzą. Pogadajcie, rozważcie dostępne opcje, wypróbujcie którąś. Jak pierwsza nie pomoże, to następną. W końcu się uda, wierzę w to. Zasługujesz na życie bez strachu i bez takich myśli.
Nie musisz brać leków, wystarczy, że przerobisz swój problem i jego podłoże z psychologiem - to samo w sobie dużo daje. Leki nie muszą zawsze brać udział w leczeniu, a nawet jeśli, powinnaś udać się do lekarza tak czy siak i zwyczajnie sobie zrobić przerwę. Lęki nie zawsze są racjonalne i ten też nie jest, więc dobrze byłoby dogłębnie o nim pomówić ze specjalistą i w miarę możliwości z samym sobą np. podczas medytacji.
Nie warto też przyznawać się nikomu że ma się egzamin, aby się potem nie pytali czy zdałaś. Jak się zda to się dopiero powie.
Przy rozmowie to samo, powiedzieć komuś, a potem słuchać codziennie tych pytań czy już dzwonili z odpowiedzią jest straszne.
@Drill *rozmowie kwalifikacyjnej
Specjalnie założyłam konto, żeby Ci to napisać. Też miewałam takie ataki paniki, nadal mi się zdarza ale poszłam na psychoterapię i na niej okazało się, że w takich stresujących sytuacjach wstrzymuję oddech. No po prostu nie oddycham. Teraz jak zauważam ten moment że nie oddycham spokojnie albo wcale to łapię się na tym i zaczynam stosować oddychanie kwadratowe. Moja psycholog powiedziała, że mamy wodowany wręcz naturalny środek przeciwlękowy - prawidłowe oddychanie. Więc sprawdź to sobie, czy u Ciebie też to działa. Mi pomaga ta świadomość, że mam takie stany pod kontrolą i rzadziej dzięki temu się pojawiają.
Wbudowane*
O to to to, bardzo dobra porada - ćwiczenia oddechowe! Też polecam, w bardzo stresowych sytuacjach warto pamiętać o prawidłowym oddychaniu. To ma dwie ważne zalety: po pierwsze, samo w sobie ma szansę pomóc, bo dotleniamy się, wyrównujemy rytm serca i uspokajamy organizm; a po drugie, kiedy skupiamy się na oddychaniu, mniej uwagi możemy poświęcić innym myślom, więc przestajemy "nakręcać się" i nie pogarszamy sytuacji 🙃