#WTVaO
Ignoruję. Staram się dalej uśmiechać.
Przecież nie pokona mnie krzywe spojrzenie.
Za dużo już przeszłam, żeby się przejmować.
Jadę autobusem. Poluję na siedzenie, jakby było wybawieniem.
Jakaś starsza pani sapie mi nad uchem. Udaję, że jestem w ciąży, żeby nikt mnie nie zgonił. Jak się odezwę, będzie źle. Nie należę do miłych osób, jestem wredna i pyskata. Nie mam ochoty psuć sobie dnia.
Dzieciaki na tyle śmieją się z wieloryba. Chyba ze mnie? Nie wiem, ignoruję.
Za dużo już przeszłam, żeby się przejmować.
Siedzę w poczekalni w szpitalu, czekam na tomografię. Dosiada się do mnie jakiś starszy pan. I narzeka. To go boli, tamto, a bo już miał taką poważną operację. Proponuję mu, żeby się uśmiechnął. Zbywa mnie pogardliwym spojrzeniem i, tradycyjnym już, "pani młoda, zdrowa, pani nic nie rozumie".
Milczę, ignoruję, łapię swój stan zen. Nic nie wytrąci mnie z równowagi.
Dosiada się kobieta, również niezbyt młoda. I narzeka. Bo ciągle ją wenflon boli, bo ciągle glukozę dostaje i w ogóle jest strasznie, bo ma guza na trzustce i tak bardzo się boi. Nucę sobie coś pod nosem, grzebię w telefonie, oglądając wzory zaproszeń. Lada chwila biorę ślub. Cała moja dusza śpiewa, ciężko to utrzymać w sobie. Zatem i ustami coś tam się wypsnie.
Pani nie ustaje w marudzeniu. Prosi, abym przestała nucić. Bo nie wypada, bo ona nie jest w nastroju, bo może ma raka.
Staram się ją podnieść na duchu, ale nie wychodzi. Ona wie lepiej.
"Bo co może wiedzieć dziewczyna grubo przed trzydziestką? Taka roześmiana, żwawa, szczęśliwa?"
Ignoruję. Za dużo przeszłam...
Nie opowiadam już o sobie ludziom spotkanym na ulicy, w sklepie, czy w szpitalu.
Chcę zapomnieć.
Chcę zapomnieć, że w ciągu dwóch lat więcej czasu spędziłam w szpitalach niż w domu. Chcę zapomnieć o chemioterapii, o operacji, podczas której przestało działać znieczulenie.
Nie chcę pamiętać, że byłam młodą, zgrabną dziewczyną, pełną siły i energii. Nie mówię już nikomu, że przez chemię w ciągu roku przytyłam 50 kg.
Mam więcej guzów w ciele niż włosów na głowie.
Nie przy każdej chemii się łysieje. Nie muszę nosić chustki, czapki czy peruki.
Chciałabym schudnąć, ale najmniejszy spadek wagi jest "korygowany" sterydami.
Cieszę się życiem, które mi zostało. Dawali mi pół roku życia. Z tą informacją przeżyłam ostatnie dwa lata.
Nie jestem zdrowa, jeszcze nie jestem (a może nigdy nie będę?).
Ale to nie zmienia faktu, że jestem człowiekiem.
Każdemu należy się szacunek.
Nawet wielorybowi, któremu sadełko trzęsie się przy każdym kroku.
Znowu wracamy do tematu oceniania innych. Zaraz się zacznie:
1. Z grubych się nie śmiejemy, to bodyshaming
2. Z chudych nie, bo to też bodyshaming
3. Jest gruba, więc promuje otyłość swoich uśmiechem i dobrym samopoczuciem
4. Promuje anoreksję bo jest za chuda.
Jeszcze ta udawana troska o cudze zdrowie (mówię, żeby coś ze sobą zrobił/a, bo martwię się, że wcześnie umrze). I uj Co do tego?
Tak sobie stoją ludzie z argumentami po przeciwnych stronach barykady, a wystarczyłoby tylko przestać wpier*alac się ludziom w życie i swoje argumenty odnieść do każdej ze stron.
Tylko, że tu chodzi o to, żeby komuś dojeb*ac, a nie dać wsparcie czy motywację.
Uśmiechaj się autorko, ile tylko możesz! Trzymam kciuki za Ciebie ❤️
polkitoporazka a Ty jestes najwieksza porażką.
polkitoporazka, idź wylewać swoje frustracje gdzies indziej. Osoba na Twoim poziomie, zwyczajnie nie jest w stanie mnie obrazić 😍
A czy chodzisz na terapię? Może powinnaś?
Sama mówisz ze jesteś wredna i pyskata, a nie powinnaś, powinnaś doskonale zrozumieć to, ze każdy ma swoje wartości, swoje problemy i swoje własne granice. Tak jak nie każdy wie ze masz nowotwór, tak i Ty nie wiesz co dolega fizycznie lub psychicznie tamtym ludziom. Znowu spotykam się z postawą, gdzie ktoś gardzi wszystkim bo ma raka, jakby to było coś super wyjątkowego.
Spędziłam z synem kilka lat na onkologii dziecięcej. Dwa razy prawie umarł mi na rękach. Jednak w przeciwieństwie do Ciebie, nie uważam siebie czy jego za bardziej uprzywilejowanych.
Dziwi mnie natomiast to, ze jeździsz autobusem podczas chemii. To skrajnie niebezpieczne dla Twojego układu immunologicznego i lepiej z tego zrezygnuj.
Możesz mi pokazać gdzie ale tekście jest ta pogarda, upominanie się o przywileje?
W tekście*
Wystarczy zwrócić uwagę na "ton" w jakim został napisany i fragment o dziewczynie z wenflonem.
Nie widzę tam nic złego. Napisała, że jakiejś marudzacej kobiecie przeszkadza jej radość. I jeszcze próbowała ją podnieść na duchu. To jest frustrujące i tyle.
Ja się zgadzam z Harmony. Też odebrałam to wyznanie w ten sposób. Jakby choroba, która dotknęła autorkę, dała jej prawo do zrobienia z siebie męczennicy i patrzenia z góry na innych. Ona - biedna, bezbronna ofiara i Cała Reszta - źli ludzie, którzy się na nią uwzięli. Tak zawzięcie chce, żeby inni domyślili się, że choć nie widać po niej złych przejść, to nie znaczy, że ich nie ma - a sama nie wykazuje się nawet gramem refleksji, iż ludzie z otoczenia mogą mieć za sobą (lub być w trakcie) jeszcze większą traumę.
A Ty wiesz co oznacza guz na trzustce? I wiesz co często oznacza, gdy człowiek w ciężkiej (beznadziejnej) sytuacji musi wyżalić się obcemu? Masz, pewnie już, męża. "Cała Twoja dusza śpiewa". Ale na zewnątrz jesteś negatywnym człowiekiem. Skoro otwarcie wrednym i pyskatym, najpewniej takie też masz spojrzenie, więc ci obolali ludzie, niedoczekawszy się przynajmniej kurtuazyjnego, współczującego uśmiechu, tłumaczą to sobie Twoim wiekiem czy lepszym stanem zdrowia. Może pochopnie i niedojrzale, ale lepiej być powierzchownym, niż równie powierzchownym, wrednym i lekceważącym cudze problemy.
Swoje płytkie myśli zachowaj dla siebie i nie opowiadaj o niezrozumieniu przez innych. Być może czytają to ludzie w trudniejszej sytuacji od Twojej, a teraz nucą pod nosem i olewają Twoje żale ciepłym moczem.
I dużo zdrowia. Nieironicznie.
Hm, spadek wagi korygowany sterydami? Mój mąż jest na konkretnej dawce sterydów od dłuższego czasu i fakt, apetyt ma nieziemski, ale wystarczy trochę silnej woli i trzyma zdrową wagę. Przykro mi, że chorowałaś, ale nie tłumacz sobie wszystkiego chorobą. Jak dla mnie możesz ważyć i 200 kg, ale po wyznaniu widać, że Tobie samej to przeszkadza (kto szczęśliwy sam ze sobą nazywa swoje ciało "cielskiem"?), więc może warto przemyśleć pewne kwestie.
Steryd sterydowi nie równy, szczególnie że na różne schorzenia możesz przyjmować różne dawki np sterydów przeciwzapalnych. To że u twojego faceta nie powoduje gwałtownego przyrostu wagi to niech się cieszy. U innych bywa to różnie. Miałem taki przypadek w rodzinie, miesięczny przyrost wagi 3-5 kg przy zachowaniu diety mniejszej niż 2000 kcal/dzień. Ale co tam... silna wola i więcej się ruszaj to nie przytyjesz.
Z pewnymi rzeczami trzeba się pogodzić by się nie załamać.
Nie pisz głupot. Moja koleżanka, laska sportowa, dzienna dawka treningow, dieta. A to co zrobiły jej sterydy to przykro patrzeć, twarz opuchnięta, ręce, nogi. Każdy steryd jest inny, każdy organizm i czas reakcji również jak i dochodzą do tego inne leki.
@Ebubu dostaje największą możliwą dawkę. I gdyby jadł tak, jak organizm mu podpowiada, to po takim czasie pewnie też miałby z 50kg na plusie. Tłuszcz powstaje z nadwyżki kalorycznej, nie bierze się z powietrza, i każdy, dosłownie każdy lekarz, który wiedział o tym, jakie leki są podawane, uprzedzał nas o konieczności pilnowania diety, bo będzie źle. Jeśli jesteś w stanie wytłumaczyć mi, jak lek sam w sobie jest w stanie doprowadzić do nadwyżki kalorycznej i odkładania się tłuszczu, to proszę, bo nie mogę znaleźć żadnego źródła takich danych.
P.S: chodzi mi o tłuszcz, nie o opuchliznę spowodowaną zatrzymywaniem wody.
Alinkalinka jeżeli strzeli któraś ścieżka metaboliczna to „silną wolę” i „więcej ruchu” można sobie wsadzić głęboko w czułe miejsce...
I nie, 90% lekarzy nie ma zbyt dużego pojęcia o tych mechanizmach w organizmie ludzkim. Tym bardziej, że sporo z nich zależy od konkretnego człowieka (jesteśmy dość zróżnicowanym gatunkiem, zwłaszcza pod względem przystosowania do różnych diet).
Życzę samemu uśmiechu i nie przejmowania się ludźmi ❤️
Przez chemię 50 kg czyli wcześniej ważyłas też koło 85kg czyli też byłaś otyła.
Niekoniecznie, być może autorka ma 180 cm wzrostu lub więcej - wtedy miałaby zaledwie lekką nadwagę lub wagę w normie.
W ciągu roku przytyła 50, ale napisała też że dawali jej pół roku a żyje już 2 lata, więc mogła przytyć jeszcze w nastepnym roku. Ale najbardziej ją boli te 50 w rok, jakby nie patrzeć to ogromna liczba. Jeśli ważyła np. 60 i przytyła 50, to by podwoiła wagę, a jak już miałaby 110 to kolejne 24 to tyle co nic, wiec po co wspominać.
jezu. jedzenie w biegu nie dotyczy tylko grubych. jak ważysz 150 kilo, bardziej się pocisz, ciężej oddychasz, chodzenie sprawia ci większy wysiłek, a do tego jesz to nie dziw się, że wyglądasz nieestetycznie i prowokujesz spojrzenia. poza tym po co jesz w biegu, nie możesz się napić wody?
Ładnie piszesz . Taki styl.. Może użyjesz go w jakimś opowiadaniu? Wiersze czy coś?