#Y1oxT
W przerwie na lunch chodziliśmy do restauracji i zamawialiśmy zestaw, który składał się z zupy i dania głównego. Gdy reszta z nas kończyła danie główne, on nie był nawet w połowie zupy. Wynikało to po części z tego, że zawsze rozmawiał podczas lunchu, a po części z tego, że po prostu był taki powolny. Zamawiał więc danie główne w pojemniku na wynos, a jeśli udało mu się do niego dotrzeć przed końcem lunchu, jadł z pojemnika w restauracji, ale w większości przypadków zabierał ze sobą całe lub większość dania głównego, które trafiało do lodówki w biurze. Czasami, gdy godziny pracy stawały się długie, a wieczorem robił się głodny, wyciągał część i próbował ją zjeść. Problem polegał na tym, że nie miał pojęcia o tym, że jedzenie może się zepsuć, jeśli pozostanie w lodówce zbyt długo. Nie miał też pojęcia, że nieświeże jedzenie smakuje znacznie gorzej niż świeżo przygotowane.
Oto typowy scenariusz, który miał miejsce w piątkowy wieczór. Wyciągał z lodówki coś, co wyglądało, jakby leżało tam od poniedziałku, a ja pytam: „Jak długo to tam leżało?”. On: „Nie wiem, jakiś tydzień”. Ja na to „Fuj! Nie jedz tego, na pewno już się zepsuło!”. A on: „Tak myślisz?”. Ja na to: „Stary, to obrzydliwe! Wyrzuć to!”.
Zawsze był tym bardzo zdziwiony.
Wciąż miło go wspominam i wciąż się dziwię, jak on egzystował.
Może miał poważnie uszkodzony zmysł smaku i powonienia? Kto doświadczył tego choćby chwilowo, może zrozumieć, że odbiera to całą przyjemność z jedzenia
Niektóre osoby mają zaburzenie polegające na tym że nie czują głodu i jedzą z rozsądku bo wiedzą że trzeba. Jeśli nie było wyjmowane i 3 dni postało w lodówce to raczej nikomu nic się nie stanie - często się robi kotlety na 3 dni. Problemem przy takiej osobie mogą być potrawy w zamrażalniku bo tu już naprawdę można się zesrać.