#YuJmb
Sześcioletnia wówczas ja, napisałam jak co roku list do Świętego Mikołaja. Wszystko pięknie, ozdobioną kopertę przekazałam mamie, która obiecała ją wysłać. Kilka tygodni później, gdy nadeszła pora rozpakowywania paczek, odkryłam ze smutkiem, że tym razem nie dostałam tego, o co prosiłam. Oczywiście prezenty były wspaniałe, ale i tak było mi przykro, że moje życzenie nie zostało spełnione.
Po tym moim liście moja mama prawdopodobnie została utwierdzona w przekonaniu, że z jej córką nie wszystko jest do końca w porządku. Bowiem gdy inne dziewczynki prosiły o lalki, kucyki i inne różowe pierdoły, ja zażyczyłam sobie... "Zestaw do wydobywania węgla" (?).
Mogła Ci kupić łopatkę, wiaderko i kazać kopać w piaskownicy w poszukiwaniu węgla :)
Ja tam co roku pisałam w liście to samo, niestety nigdy życzenie nie zostało spełnione :/
Mój list zawsze brzmiał: "Święty Mikołaju, w tym roku na Święta chciałabym dostać margarynki i to co mój brat Kamil" , nigdy nie dostałam tego co on, dlatego musiałam podbierać mu zabawki, które dziwnym trafem psuły się w moich rękach po kilku dniach użytkowania.
To takie smutne, kiedy dziecko wyraźnie komunikuje czego chce, a rodzice i tak wiedzą lepiej :(
Jako idziecko poprosiłam Mikołaja o żywego pterodaktyla, nadal pamiętam to rozczarowanie, gdy nie było go w paczce 😂
Ja sobie kiedyś zażyczyłam czarodziejską kulę i dostałam - szklaną kulę, o średnicy 15cm, w kolorze ciemnej zieleni.
Zdobycie czegoś takiego w czasach głębokiego PRL na pewno wymagało sporo zachodu i nie było sprawą prostą - więc rodzice prawie że cudu dokonali. A kula, która (zupełnie nieplanowo) przetrwała ponad 40 lat i wszystkie moje przeprowadzki, jako jedyna rzecz zachowana z dzieciństwa, wciąż stoi na półce :o