#d0Dzf
Uwielbiam bycie w domu od zawsze. Nigdy nie lubiłem wychodzić na dwór do innych dzieci, wolałem aspołecznie bawić się ze sobą autkami czy klockami. Jestem takim cholernym domatorem, że wszędzie poza moim mieszkaniem czuję się obco, dziko i jakbym miał zwariować. Lubię także tę samotność, nikt mi nie przeszkadza i wszystko realizuję sam, według moich chceń, zasad. Ludzie mnie męczą i wolę swoje towarzystwo oraz otaczających mnie rzeczy.
Nie mam ochoty opuszczać domu. Wszystko co mi potrzeba, jest w nim, w środku: są to rzeczy, które powodują, że się rozwijam, np. swoje pasje.
Nie wyobrażam sobie, bym umiał przeżyć poza domem dłużej niż dzień. Po prostu dostałbym do głowy.
uwazaj, hikikimori
Też lubie być w domu, jednak kiedy za długo w nim przebywam, bez wychodzenia, dokucza mi samotnosc, mimo komunikowania sie z innymi za posrednictwem telefonu/laptopa, wiec podziwiam wytrwalosc :).
Ja uwielbiam samotność.
Dla mnie na dłuższą metę jest nie do zniesienia.
Poniekąd Cię rozumiem. Też uwielbiam siedzieć w domu , gdzie czuję się najlepiej i nikt mi nic nie każe. Nienawidzę swojej pracy i chętnie bym zaszyla się w domu i pracowała ale nie mam pojęcia jak. Z drugiej strony doskwiera mi samotność i lubię czasem wyjść na miasto , do klubu. Trzymaj się autorze ☺
zastanawiam się, czy to jest w ogóle zdrowe, bo normalne na pewno nie. nie zrozum mnie źle, nie obrażam, ale uważam że powinieneś skonsultować to z jakimś psychologiem. to już są chyba jakieś zaburzenia funkcjonowania w społeczeństwie? albo coś takiego.
Przegięcie. Mam podobnie, ale jednak wychodzę na zajęcia na studia :p
Dla mnie wygląda to jak fobia społeczna. Koniecznie psycholog albo psychiatra
Domator : level master
od razu pomyślałam, jakbym wspominałam takie życie za 50 lat, czy byłabym zadowolona. Raczej uważałabym je za zmarnowane...
Mam identycznie, kocham siedzieć sama. Jak się moja "koleżanka" pyta kiedy do niej przyjdę to ZAWSZE odpowiadam, że nie lubię wychodzić z domu, a ona się obraża. I wiecie co? Mi to pasuje! Nawet bardzo!! Nie muszę udawać, że się cieszę, że do mnie ktoś przyszedł i muszę z nim siedzieć. Jestem też szarą myszką i nie mam zbyt wielu znajomych. Część nie przychodzi bo nie chce albo się wykręca, a druga część nie przychodzi bo mieszka daleko i nie może. Mam swoje towarzystwo, które toleruję u siebie, np. część rodziny. Ale reszta nie spokrewnieni to totalny dramat ;-;
Wydaje mi się, że jeśli byłoby to spowodowane jakimś urazem z przeszłości, czy zaburzeniem to byloby Ci z takim stanem rzeczy źle. Ale skoro czujesz się dobrze żyjąc w ten sposób, to gratuluję odwagi w wyłamywaniu się z konstruktów społecznych :D
A do Kosciola to chociaz wychodzisz?
Wiesz że nie każdy wierzy w Boga?
Może się modlić z domu :P
Ktoś tu chyba nie zna Grażynki, Anonimowego trolla-mohera :D
Może kościół jest jego domem?
Tez bym tak chciala, ale obowiazki wzywaja. Meza wysylam tez z kumplami na miasto bo mnie sie tak bardzo nie chce z nim nigdzie wychodzic