#dtNit
Często biegałam na dworze z innymi dziećmi. Bawiliśmy się od rana/ południa do wieczora. Nigdy nie uważałam naszej okolicy za niebezpieczną. Nie uważałam ludzi za bandziorów, wręcz przeciwnie, lubiłam ich. Bałam się psów, które czasem mnie goniły. Bałam się rowerów, bo kiedyś potrącił mnie jeden mężczyzna. Ale innych mieszkańców miałam prawie za rodzinę.
Pewnego dnia, gdy byłam z ulubioną koleżanką przed blokiem, zawołał nas sąsiad z najwyższego okna. Powiedział, żebyśmy podeszły, a on coś nam rzuci. Koleżanka uciekła a ja, przekonana, że to miły staruszek, mój sąsiad, podbiegłam i czekałam. W końcu rzucił mi parę cukierków i parę dodatkowych "dla koleżanki". Podziękowałam, poszłam do niej ukrytej w klatce. Słodkie zjadłam, potem bawiłyśmy się nadal.
Przez kolejne dni, szczególnie te letnie, pan zrzucał nam cukierki i inne słodycze, nawet czasem czekoladę. Dziękowałyśmy i jadłyśmy na kocu w ogródku tak, jak nas poprosił - powiedział, że to świetne miejsce na zabawę. On sobie siedział w oknie i się do nas uśmiechał, pytał co u nas, czy chcemy jeszcze po cukierku. Pamiętam jak raz bezmyślnie zapytałam, czy chce do nas dołączyć. Szczęśliwie odpowiedział, że ma chore nogi i nie da rady zejść po schodach. Oglądał nas, śmiał się z nami, rozmawiał i zrzucał słodkości. Niewinne, prawda? Nawet mama była zachwycona i czasem niosła mu ciasto za to, że jest takim dobrym starcem i ma nas na oku, by nas nikt nie skrzywdził.
Przyszedł kolejny dzień, my znowu na kocu, bawimy się lalkami. Widzimy staruszka z garścią cukierków, podbiegłam, złapałam, podziękowałam i znów siadłam na kocu. Dziadek zaś się z nami śmieje, rozmawia. Ale zauważyłam coś podejrzanego. Pan jedną rękę miał na parapecie, druga mu się ruszała tak, jakby podnosił drążek. Uśmiechał się ciągle tak samo, mówił do nas. Dopiero jak to dostrzegłam włączyła mi się jakaś ostrzegawcza lampka - zawsze obiecywał, że da nam cukierki tylko "jeszcze chwilę musi postać zanim po nie pójdzie", czasem pochwalił, że jesteśmy "takimi ładnymi dziewczynkami". Wystraszyłam się, przypomniałam sobie wszystkie historie mamy ze szczegółami.
Pobiegłam i powiedziałam o tym mamie. Nie zgłosiliśmy tego nigdzie, jednak tata odwiedził staruszka i wykrzyczał mu w twarz, że jest obleśny. Przez jakiś czas miałam szlaban na wychodzenie na dwór. Po dwóch tygodniach od "kłótni" starca z tatą, dziadek zmarł na prawdopodobny zawał.
Bo to jest właśnie ten mit nieznajomego, podczas gdy większość przestępstw tego typu jest popełniana przez osoby z bliskiego otoczenia.
Za co miałaś szlaban?
To pewnie nie był typowy szlaban za karę, tylko dla bezpieczeństwa.
Nie chodzi, że za karę - autorka pewnie tak to nazwała. Rodzice się bali i po prostu zabronili jej wychodzić na dwór i na pewno to wyjaśnili autorce
Biedy dziadunio nie mógł już szczytować, to mu pompkę zatkało... ;)
U mnie pod szkołę (byłam w 3kl podstawówki) podjechał samochód, jacyś faceci za bramę szkoły wrzucili masę cukierków... Oczywiście dzieciaki się na to rzuciły i zjadły zanim nauczyciele dali radę coś zrobić... Na szczęście po badaniach wyszło, że wszystko z nimi ok, ale panika była wśród rodziców i nauczycieli.
Zawał?
Pewnie serducho mu przestało pracować, kiedy ręczna pompka wspomagająca, została zaniedbana...
Macie dziadka na sumieniu!
Miałaś szlaban bo zboczeniec masturbował się patrząc na Ciebie? Super rodzice.
Myślę ze rodzice bali się o jej bezpieczeństwo. I tak powinni to zgłosić.
Raczej bym to gdzieś zgłosił niż dając dziecku szlaban
Jak, w wieku ok 6 lat, połączyła fakty ruszania się ręki w dany sposób z masturbacją? Mama aż tak dokładnie opowiadała Ci te historie?
A z początku myślałam, że to będzie o jakimś samotnym staruszku, który przez tą samotność tak was traktował. A tu takie zaskoczenie.
U mnie była taka sama historia. Sąsiad w wieku około 30/35 lat stawał goły na oknie i się onanizował. Jakimś cudem tylko ja to widziałam, później do nas dzwonił i sapał do telefonu. Policja nie zrobiła nic.
Hmmm...ciekawe.
A wpadł ktoś ma to, że umysł 6-latki, podparty historiami mamusi,mógł to wszystko wymyślić?
Fantazja takich dzieci jest bardzo bujna i niejednym już zaszkodziła.
"Nigdy nie uważałam naszej okolicy za niebezpieczną. Nie uważałam ludzi za bandziorów, wręcz przeciwnie, lubiłam ich. Bałam się psów, które czasem mnie goniły. Bałam się rowerów, bo kiedyś potrącił mnie jeden mężczyzna. Ale innych mieszkańców miałam prawie za rodzinę"
Najpierw czytamy, potem komentujemy.
@XxULTRAKNUR6969xX a powiedz mi jegomościu, jak to ma się do tego, co napisałem wcześniej?
Powtarzam pytanie i dodaję - czy 6-latka, potrafi poprawnie zrozumieć zachowania ludzi obcych?
Najpierw myślimy, potem pier...limy.