Jakieś 15 lat temu, w pierwszej gimnazjum, spodobał mi się bardzo chłopak z klasy. Wzdychałam do niego na każdej lekcji, przerwie, w domu, ba, nawet o nim śniłam. W walentynki postanowiłam wyznać mu jak bardzo go „kocham”. Wymyśliłam najwspanialszą walentynkę ever. Małe ciastko w pojemniku z dużą ilością lukru i likieru, starannie zamknięte. Na jednej z przerw, gdy nikt nie patrzył, podrzuciłam mu to do plecaka. Zadowolona ze swego dzieła czekałam aż znajdzie moją niespodziankę. Niestety trochę wcześniej koledzy z klasy postanowili zabawić się jego plecakiem i przerzucali od jednego do drugiego. Plecak niefortunnie spadł na podłogę. Gdy mój „walentynek” otworzył plecak, ukazał mu się dantejski obraz... Wszystko było w krwistej, słodko-mdlącej mazi. Zeszyty, książki, piórnik... Przeraziłam się, że zgadną kto to zrobił. Potem bardziej, gdy posiadacz krwistego plecaka rzucił się na kolegę, którego posądzał o ten sabotaż. Sprawa skończyła się u dyrektora. Obaj koledzy zawieszeni na tydzień. Walentynek musiał kupować nowy plecak, książki, zeszyty, piórnik, a z kolegą nie odzywał się do końca gimnazjum...
Wtedy się nie przyznałam... robię to teraz. Paweł, jeśli to czytasz, tym „kretynem”, który zalał Ci plecak czerwoną mazią nie był Marcin, tylko ja, Aśka.
Dodaj anonimowe wyznanie
Nigdy nie rozumiałam jaką zabawą dla chłopców było rzucanie czyimś plecakiem ;_;
Albo robienie kebaba z plecaka... :D
Nie, to nie Ty Aśka go zalałaś. Oni to zrobili.
Marek zalał tylko twoją czerwoną mazią. Chciałaś dobrze :)
W Polsce nie ma czegoś takiego, jak zawieszenie w prawach ucznia :v Edukacja jest obowiązkowa, dlatego nie mogą kogoś jej pozbawić.
Zawieszenie w prawach ucznia nie jest równoznaczne z pozbawieniem prawa do nauki. Z założenia jest to pozbawienie PRAW, czyli np. udziału w wycieczkach, konkursach, imprezach szkolnych. A to, że ktoś źle wykorzystuje zawieszenie, to już inny problem.