#e4q7f
Poszłam na prywatna uczelnię, co oznacza, że za nią płacę. Wbrew opiniom nie jest tak, że płacę za oceny. Na moim wydziale jak zaczynałam we wrześniu było 18 osób narodowości ukraińskiej lub rosyjskiej i 2 tureckiej/hinduskiej (na sto miejsc, czyli 80 Polaków). Jeśli takiego o coś zapytać, to uśmiechał się głupio i mówił, że nie rozumie. Często trzeba było mówić do nich po angielsku, bo ten język rozumieli lepiej. I tak marnowany był czas na wykładach. Pomimo dodatkowych lektoratów ich poziom nie poprawiał się. W mojej grupie było ich 5 (czterech chłopaków i jedna dziewczyna). Co tu dużo mówić, owa męska czwórka zachowywała się jak zwierzęta i wrzeszczała na cały korytarz i puszczała filmiki na max, śmieci zamiast wrzucać do kosza rzucali obok siebie i wychodzili z sali. Jedynie dziewczyna była w porządku i w miarę rozumiała polski.
Z tego co wiem, podobne sytuacje działy się w innych grupach. I takie osoby tworzą krzywdzące stereotypy. Gdyby nie fakt, że znam kilku porządnych Ukraińców oraz że ta dziewczyna była porządna, to raczej nie miałabym pozytywnego nastawienia do owej narodowości. Co do tych dwóch z innych krajów, to na wspólnych wykładach siedzieli cicho. Nie rozumiem jak można płacić +- 600 złotych za miesiąc i nie wyciągać nic, a w dodatku przeszkadzać innym. Wraz z końcem 1 semestru została polowa, a z końcem roku tylko 5 (nikt z mojej grupy). Wiem, że to ich pieniądze, ale czas stracony na uczelni przez tłumaczenia wykładowców już nie zostanie odzyskany...
Ten tekst jest po prostu koszmarny, jak transkrypt wypowiedzi niepiśmiennego pastucha udającego, że czyta książki. Musisz już mieć przynajmniej 20 lat ale nadal nie opanowałaś podstawowych zasad interpunkcji czy budowania zdań. Zapłaciłaś 6 tysięcy zł za rok studiów ale i tak nie umiesz poprawnie napisać krótkiego tekstu w ojczystym języku, ani nie rozumiesz pojęcia rasizmu.
w punkt.
Czyli tekst był mocno poprawiany? Teraz nie jest idealny, ale jest czytelny i zrozumiały
Już chciałam to napisać, ale wspomniała o Azjatach.
Trochę nie dotyczy wyznania, ale czy uczelnie prywatne są lepsze od publicznych? Bo jestem totalnie nie w temacie.
@Suuu
Większość prywatnych uczelni uznawanych jest za gorsze. Bardzo często idą tam ludzie, którzy nie byli w stanie dostać się na uczelnię państwową. A tak z moich doświadczeń, to pamiętam, jak kiedyś jeden wykładowca przyznał nam, że jest bardziej "wyrozumiały", gdy prowadzi zajęcia na uczelni prywatnej.
Ja zauważyłem, że w Polsce panuje dziwne przekonanie, że prywatny znaczy gorszy. Za granicą jest to normalna sprawa, w niektórych krajach studia są możliwe tylko za pieniądze, w innych dostępna jest i jedna i druga opcja, ale nikt nie traktuje gorzej studentów z prywatnych uczelni. Niestety głęboko zakorzeniony socjalizm robi swoje. Pełno moich znajomych (w tym ja) studiuje i studiowało na prywatnych uczelniach (akurat ja za granicą) i żadne nas nie czuje się z tego tytułu mniej kompetentne.
@RiczKid - raczej nie wyciągałabym wniosków z zakorzenionym socjalizmem. Studenci poniekąd sami stworzyli taką sytuację, bo jak nie dostali się na państwowe uczelnie, to poszli na niestacjonarne. To dla mnie logiczne, że skoro mogę dostać się na obie uczelnie, na jedną za darmo, a na drugiej za nią płacić, a kształcą do tego samego zawodu, to wybiorę darmową
No tak, ale bez sensu jest twierdzenie, że prywatne są gorsze, z samego tylko faktu bycia płatnymi. Dla mnie wygląda to zupełnie inaczej - grupy są małe, wykładowcy bardziej się przykładają, wyposażenie też stoi na lepszym poziomie niż na tych państwowych.
@Riczkid
Tyle, że prywatne uczelnie za granicą nie zostały w większości stworzone z założeniem, że pójdą tam osoby, które nie dostały się na studia państwowe, tylko właśnie miały oferować, w teorii, lepsze wykształcenie. A u nas prywatne studia są właśnie głównie dla tych, co się nie dostali. I to jest ogromna różnica.
Prywatne licea w większości są uznawane za elitarne.
Hshs, dla ciebie logiczne jest takie rozwiązanie. Niekoniecznie dla innych.
ohlala, to że wykładowca użył zwrotu wyrozumiały, nie znaczy że miał na myśli pobłażanie wszystkiego.
Przyznaje, nie wiem jak jest na innych prywatnych uczelniach, a moja jest uznawana za jedna z lepszych niepublicznych. Ale pozwólcie, że i tak co nieco powiem. Zacznijmy od tego, że nigdy nie byłam słabym uczniem. Miałam dobre oceny a w liceum byłam w grupie tych, którzy robili materiał do przodu (ortografia i interpunkcja szwankuje ale to dlatego, że mam dysleksje, z którą walczę). Moi starsi znajomi się podzielili na publiczne i prywatne uczelnie. Opowiadali mi jak gdzie jest. Od samego początku wiedziałam, gdzie pójdę. Tak, moi rodzice byli rozgoryczeni i może jakby zniesmaczeni, ale nie dałam sobie wejść na głowę. (Od początku płaciłam sama, bo pracuję.) A co do wykładowców, raczej traktują nas bardziej ludzko. Ale to nie jest tak, że nie są wymagający. Nikt oceny za czesne nie dostaje. Nie raz myślałam nad zagadnieniami kilka dni, rozpaczając, że nie zdam.
Zacznę od tego, że studenci zagraniczni mają osobne 'klasy', które są prowadzone w języku angielskim (tak, nawet dla 6 osób tworzy się coś takiego). Zdarza się, że są przedmioty łączone z polakami, ale to przy kierunku typu filologia - aby były one w języku angielskim. Wyjątkami są osoby, z zagranicy, które znają język polski. Wtedy mogą się uczyć w jednej grupie z polakami.
Możliwe, że masz jakąś strasznie niezorganizowaną, lipną uczelnie. Ale mam jednak wrażenie jakby chodziło tu tylko o wywołanie gownoburzy.
Pomijając kwestie gównoburzowe, to z relacji znajomych wiem, że wiele prywatnych uczelni nie tworzy oddzielnych klas dla niepolskojęzycznych, ani nie przejmuje sie faktycznym poziomem umiejętności takich studentów
Przykro mi, to muszą być uczelnie które mają dosłownie wszystko gdzieś. Aż dziw, że płatne. Takie standardy to znam ale z opowiadań znajomych, o publicznych uczelniach.
Oni płacą, czy ktoś im opłaca naukę? Jakby prowadzący zajęcia podchodzili do sprawy trochę ostrzej i za takie zachowanie (o wynikach w nauce nie wspomne) groziło by powtarzanie semestru (i dodatkowe opłaty), to może by się nauczyli.
nie jestem rasistka, ale...?
Oj, ubieglas mnie.
Pustko, a nie chcialbys dolaczyc do konfery na gg?
Ej, właśnie miałam pytać o co cho z tą konfą, bo już któryś raz widzę kom z zaproszeniem. Jakieś tutejsze fejmy tam siedzą?
a tak sobie gadamy, kilka czesto udzielajacych sie nickow jest
jak chcesz to napisz do mnie na 5477672 :), myslelismy zeby ciebie tez zaprosic a tu prosze sama zaciekawiona :)
Ee chyba lepiej nie. Zanudzę was marudzeniem xd Pustka fajny, biercie go.
wbijaj, my tez sobie marudzimy o zyciu i dziwnych rzeczach
chcemy cie :) ogarniete dziewcze z ciebie
jest bezdomna, Beza, dno, mrsMarvel z takich bardziej znanych nickow, zapraszamy :)
Pustke oczywiscie tez chcemy, bedzie nam milo :)
To jest raczej zarzut w kierunku uczelni. Jeśli przyjęła osoby nie znające polskiego to powinna im zapewnić zajęcia w języku, który znają. A jak nie jest w stanie, to jednym z wymogów przyjęcia zrobić znajomość języka polskiego. Ale nie, uczelnia woli przyjąć każdego, kasę za semestr zgarnąć, a potem Wy tracicie, bo nie prowadzący z obcokrajowcem dogadać nie może.
Abstrahując od sposobu napisania wyznania, sam ostatnio się nad tym zastanawiałem.
Nie jestem absolutnie rasistą i sądzę, że my też czasem zachowujemy się jak zwierzęta, ale wśród tych obcokrajowców, których poznałem (a trochę ich jest) duża część to totalne dzikusy. Co ciekawe, nigdy nie miałem problemów z obcokrajowcami zza wschodniej granicy.
Nie jestem rasistką ale, mieszkam w Anglii i... Nie poznałam jeszcze złego/niedorbego/agresywnego czarnoskórego. A nawet jak o tym myślę nawet araba złego nie poznałam. Normalni ludzie, ale może mma po prostu szczescie
A ja to potwierdzę. Co prawda studiowałam na publicznej uczelni i już kilka lat temu, ale byli traktowani jak prestiż dla uczelni i przypuszczeni i ciągnięci na siłę. Po Majdanie zrobiła się tragedia, uczelnia pomagała aż nadto. W akademiku byłam mniejszością narodową na piętrze. Nie szanowali nic. Robili syf, we wspólnej łazience walały się zużyte podpaski, zniszczyli pralki i ogólnie materiału mam na kilka wyznań.
To ja dodam coś od siebie, z innej perspektywy. Studiuję za granicą, mój uniwersytet jest w top 100 według rankingów (tylko dla porównania, że to nie jest również miejsce, gdzie płaci się za oceny). Do tej pory rzadko można było spotkać tu Polaków, ale od tego roku akademickiego mamy wymianę z Uniwersytetem Warszawskim. I dokładnie tak, jak opisałaś, zachowują się właśnie Polacy z tego najlepszego polskiego uniwersytetu. Krzyki w bibliotece, kopanie eksperesu do kawy czy maszyny z przekąskami, głośne przekleństwa, komentowanie wyglądu czy ubioru innych to tylko to, co zdążyłam zauważyć podczas kilkuminutowych przerw w kawiarence. Czasami jest mi wstyd, bo nikt z moich znajomych się tak nie zachowuje, a robią mi tylko nienajlepszą „reklamę”. I co, mam przez to powiedzieć, że nie jestem ojkofobką, ale...? Jakieś pojedyncze przypadki/ grupki nie definiują przecież całego narodu.
W życiu zawodowym spotkałam bardzo dużo osób z Ukrainy. Pracowałam w dużej firmie i Ukraińcy byli tam jako sprzątacze, pracownicy call center i pracownicy biurowi. Każdy mówił po polsku przynajmniej komunikatywnie.
Od siebie dodam że zachowanie jakie zostało opisane w wyznaniu można też spotkać i wśród polskich studentów-znam dwóch takich ,oczywiście zostali wyrzuceni z uczelni:D
Mam znajomą na takiej „ukraińskiej” uczelni i też narzeka. Już pomijam wgl fakt, że Ukraińcy są brani na studia na podstawie świadectw, a nie wyników z matury, czyli już na samym wstępie mają prościej.
No nie wiem, czy tak prościej :D Ja studiowałam na polibudzie i mimo, że matura nie poszła mi jakoś wspaniale, to dostałam się bez najmniejszego problemu, a z moją dwójką z matmy i tróją z fizyki to bym sobie nie poszalała :D
Ja chodziłam akurat do takiego zupełnie zwyczajnego liceum (przyzwoity poziom, ale bez presji) i dla mnie to wciąż byłoby strasznie słabe. Nawet już pomijając tę moją matematykę, bo to akurat była kwestia nauczyciela (poza liceum nigdy nie zeszłam poniżej 4,5), to nie uważam, żeby oceny dobrze odzwierciedlały czyjąś wiedzę. Ale to może ja po prostu zawsze lepiej radziłam sobie na wszelkiego rodzaju egzaminach, czy konkursach, niż by to wynikało z moich ocen :D
Też myślę, że matury są jednak trudniejsze.