#f19nf
Zdał egzamin, wpisując pętlę odpowiedzi: A , B , C , D , A , B , C , D i tak dalej.
Zawsze idealnie dobiega na autobus.
Jako jedyny z klasy nie dostał kary za pewien wybryk (chodzi do szkoły mundurowej, odpowiedzialność zbiorowa), bo poszedł pomagać wymieniać okno, które inna klasa wybiła w zeszłym tygodniu. Mimo tego honorowo, na własne życzenie odbył karę.
W terenie, jak i w strzelankach, prawie zawsze udaje mu się "ubić" największą ilość osób.
Wygrywa sporo gierek na szczęście, jak np. losowania.
Co jakiś czas wdaje się w bójkę i dosłownie zawsze mu to uchodzi na sucho.
Dzięki temu koledze wiem, że równowaga szczęścia na tym świecie jest mocno zaburzona. :]
A ktoś na drugim końcu Polski jest przez niego przegrywem, który łamie palec w dupie.
I ta co złamała zęba jedząc budyń :D
Ja złamałam zęba, jedząc ugotowany makaron :(
I jeszcze było wyznanie o złamaniu palca przy próbie połamania tabliczki czekolady :D
Ja złamałam palec, bo chciałam się zgłosić do odpowiedzi na polskim i walnęłam nim o ścianę :/ przegryw życia
Chyba, że teraz ma tyle szczęścia, wyczerpie swój limit, a potem to już tylko krew, pot i łzy?:D To ja już wolę tak na przemian, przynajmniej jest ciekawie...
Dzieki twojej teorii juz wiem dlaczego jestem takim przegrywem :(
Niekoniecznie równowaga jest mocno zaburzona. Niekoniecznie to, co o nim wiesz, jest tylko tym, co mu się w życiu przydarza. Może w rodzinie ma piekielne przypadki, może ktoś mu umarł lub jest ciężko chory. No oceniając po paru lucky sytuacjach można się przejechać, nie patrz tylko po pozorach. Być może w życiu z innej strony mu ze szczęścia ściąga, nigdy nie wiadomo.
Twój komentarz powinien mieć najwięcej plusów. Zawsze to "szczęście" to tylko pozory. Nie mówię, że to nie jest prawda, ale że jest to tylko część prawdy.
Mimo wszystko, gdy porównam takiego człowieka ze sobą, która dosyć, że nie ma szczęścia w takich małych przypadkach (nigdy w życiu niczego nie wygrałam w żadnych loteriach czy zdrapkach, autobusy uciekają mi systematycznie, a jak strzelałam na testach, to zawsze pudłowałam), to jeszcze ma olbrzymie problemy życiowe, jak ciężkie choroby genetyczne i problemy finansowe w rodzinie - no to mimo wszystko mi smutno, że nie ma sprawiedliwości na tym świecie :P
mordimer0madderdin po prostu zwracasz uwagę na to co złego Cię spotkało, a nie dobrego.
Nie do końca, po prostu na wszystko co dobre w moim życiu musiałam zapracować sobie sama, a wszystko co złe przytrafia się "samo". Taki przykład: dużo latam samolotami i nigdy nie miałam opóźnień. Raz wakacje wypadły mi tak, że najpierw leciałam w jedno miejsce, potem wracałam i prosto z lotniska miałam jechać na inne lotnisko, i stamtąd miałam lecieć w inne miejsce. Akurat wtedy lot powrotny z pierwszego miejsca się spóźnił o dwie godziny i przez to przepadły mi drugie wakacje, i kupa kasy wydana na bilety i hotel. Na, powiedzmy 50 lotów w moim życiu, tylko ten jeden jedyny był opóźniony. Albo inny przykład: dwa lata jeździłam do pracy rowerem i nie miałam nigdy żadnych problemów. Jednego dnia miałam z samego rana ważną rozmowę, od której miał zależeć mój awans. Tego dnia, w drodze do pracy, pękły mi obie (!) opony. Oczywiście się spóźniłam i przepadła mi rozmowa. Takie rzeczy przydarzają mi się co chwilę, więc naprawdę trudno jest mi nie wierzyć w pecha ;)
Może kiedyś zrobił dla kogoś coś mega zajebistego, i karma do niego wraca.
Dokladnie. "Jako jedyny z klasy nie dostał kary za pewien wybryk (chodzi do szkoły mundurowej, odpowiedzialność zbiorowa), bo poszedł pomagać wymieniać okno, które inna klasa wybiła w zeszłym tygodniu. ".Pomogl bezinteresownie (jak sie domyslam) wiec nie spodkala go kara klasowa. Tak czy inaczej honorowo przyjal kare ktorej mogl uniknac aby byc solidarnym - to pewnie tez napedzilo kolejna fajna sytuacje czy szczesliwy "przypadek". Dobro zawsze wraca.
Nic nie trwa wiecznie.
Nawet zimny, listopadowy deszcz.
Już wiem gdzie podziało się moje szczęście...
Laki boj
Tak samo jest z moim narzeczonym. Zawsze ma szczęście. Dlatego się śmieję, że musi być równowaga w systemie - ja pechowiec i on szczęściarz.
Też miałem takiego kolegę. Stąpał przez życie po płatkach kwiatków... miał przed sobą świetlaną przyszłość po przejęciu od ojca dobrze prosperującej firmy. Zawsze mu się wszystko udawało mimo że się w ogóle nie starał. I to go zgubiło - tak się rozbalował że poszedł w dragi, imprezowanie, w końcu zrobił lasce dziecko i wystraszył się że pierwszy raz w życiu dopadną go konsekwencje jego działań i będzie musiał wziąć za swoje czyny odpowiedzialność. To spieprzył. Siedzi teraz w Szwecji i opiekuje się starszymi osobami na jakimś totalnym zadupiu... Także nie bój nic.... bilans szczęścia musi się zgadzać...