Inne osoby w moim wieku są „złymi dziećmi”, bo piją, palą, wdają się w bójki, a ja jestem złym dzieckiem, bo chcę porozmawiać z moją mamą i wytłumaczyć jej mój punkt widzenia, gdy ona zaczyna się czegoś czepiać.
Koronnym "argumentem" mojej mamy był w podobnych przypadkach tekst: "Nie będę ciebie słuchać, bo gadasz bzdury." A potem jej foch i ciche dni.
We mnie zaś skowyt "moja wina, moja wina, znowu moja wina".
Niekiedy naprawdę warto poświęcić chwilę na wysłuchanie tych - nawet niekoniecznie sensownych - dziecięcych argumentów czy punktów widzenia.
Zapewniam - lepsze to niż zyebanie dziecku psychiki na lata, a bywa, że nieodwracalnie.
A nie za często tak tłumaczysz? Odpuść czasami. Nikomu nie chce się prowadzić wiecznych dyskusji o krzywo ułożone buty albo inną błahostkę.
elbatory
Jak rodzicom nie chce się prowadzić wiecznych dyskusji o błahostki, to niech się tych błahostek nie czepiają. Odpuszczanie jest najlepszą drogą do pokazania, że rodzic ma zawszę rację i ma prawo się czepiać o wszystko, a dziecko ma zawsze słuchać i odpuszczać. A to nie jest prawda i to rodzice powinni to zrozumieć.
Postac
Rodzice są też ludźmi, Autor jest człowiekiem, prawdopodobnie nastolatkiem. Żyje w jenym domu z rodzicami i nie powinien zachowywać się jak bachor, bo może, a rodzice zawsze powinni zachowywać się dojrzale i dziecku na wszystko pozwalać albo każdą prośbę / nakaz argumentować przez godzinę. Przykładowo : "Odnieś talerz do zmywarki" to nie jest czynność, którą trzeba argumentować. Jednocześnie jest to błahostka, ale powinna być wykonana bez szemrania i w ogóle bez przypominania. Pole do dyskusji na pewno się znajdzie, ale jeśli Autor znajduje je w każdej czynności, to się nie dziwię rodzicom, że mają dosyć.
Postac
Albo inny przykład : rodzice nie lubią patrzeć na chodzące nago dzieci, ewentualnie uważają to za zboczone, gdy ma ja dzieci różnej płci i to drugie czuje się niezręcznie. Autor za to preferuje nudyzm i gania na golasa po domu. W tym wypadku też argumentacja niewiele zmieni: rodzice nie chcą oglądać, Autor przekonuje do naturalności takiego stanu rzeczy... Ale to nadal rodzice ustalają zasady w domu i Autor powinien dostosować się do nich w częściach wspólnych domu. W swoim pokoju niech sobie siedzi goły.
elbatory
Ale skąd wiesz, że właśnie o takie sytuacje chodzi? Równie dobrze jego mama może się czepiać o to, że założył nie taką koszulkę, albo że naczynia w zmywarce ułożył nie tak jak ona chce, a gdy próbuje jej wytłumaczyć, że to nie ma znaczenia, ona mówi, że jest złym dzieckiem. Jest wielu rodziców, którzy wymagają od dzieci, by słuchały nawet ich najbardziej absurdalnych i bezsensownych żądań. Z tego wyznania nie wynika, o co się czepia matka autora, więc radzenie mu, że ma ustępować jest słabym pomysłem.
Postac
Skąd wiem - nie wiem. Pewnie z doświadczeń, z obserwacji ludzi wokół mnie, ze znajomych. Zinterpretowałam wyznanie właśnie tak, że wadą innych jest picie i palenie, a wadą autora jest przesadne wydawanie się w dyskusje.
A czemu Autor ma nie ustępować? Jakby nie patrzeć jest dzieckiem w domu swoich rodziców. To nie on rządzi w domu.
elbatory
Dziecko nie jest jakimś obcym, które na siłę wprowadziło się do domu swoich rodziców, to oni sprowadzili dziecko na ten świat, więc ich dom jest w równym stopniu domem ich dziecka. W normalnym, zdrowym, kochającym się domu, nie ma rządzącego pana i posłusznych służących, tylko wszyscy mieszkańcy są sobie równi. W normalnym domu rodzice i dzieci rozmawiają, wymieniają swoje opinie i słuchają siebie wzajemnie, a nie jedno rozkazuje, a drugie ustępuje.
Wciąż tak wielu rodziców nie powinno mieć dzieci, bo kompletnie nie nadają się do rodzicielstwa.
elbatory
Jak ja się cieszę, że mam normalnych rodziców. Mimo, że od lat z nimi nie mieszkam, to i tak ich dom jest wciąż moim domem, ciągle mi o tym przypominają, mogę do nich przyjechać o każdej porze dnia i nocy, czuć się swobodnie, a moje zdanie liczy się tak samo, jak ich zdanie.
Nie wyobrażam sobie powiedzieć dziecku, że ma mnie słuchać, bo to mój dom, a on jest tylko dzieckiem. To poniżające i przykre.
Huglabugla
Postać, nie wiem czy bardziej współczuć Tobie, czy Twoim dzieciom.
Tobie, bo ewidentnie macierzyństwo było dla Ciebie złą decyzją i cały czas pokazujesz na tej stronie jak bardzo nie lubisz bycia rodzicem.
Twoim dzieciom, bo są dla mamy tylko przykrym obowiązkiem.
Przykre, że mąż wymusił na Tobie dwie ciąże, na które nie miałaś ochoty i przeszkodziły Ci w rozwoju kariery. Jeszcze bardziej przykre, że nie jest tak skory do zajmowania się dziećmi, jak do ich płodzenia.
Mam szczerą nadzieję, że Twoim dzieciakom jakoś się w życiu ułoży i Twoja niechęć do ich wychowania, słuchania i rozumienia nie odbije się fatalnie na ich dorosłym życiu. Miło będzie jeśli w przyszłości dorzucisz się do ewentualnych terapii, których Twoi synowie najprawdopodobniej będą potrzebować.
Postac
elbatory: nie, zaburzenie hierarchii w domu nie jest dla nikogo dobre. Ani dla dzieci, na które nakłada się za dużą odpowiedzialność (są tylko dziećmi, nie powinny w równym stopniu podejmować decyzji dotyczących prowadzenia domu), ani dla rodziców, którzy mają większą wiedzę i doświadczenie, a jednak robią to, co mówią dzieci.
W normalnej rodzinie to funkcjonuje bardzo dobrze. Wątpię, żebyś jako przedszkolak decydowała w domu, że zjesz na obiad czekoladę. Rodzice zdecydowali za Ciebie, że nie zjesz. Im jesteś starsza, tym więcej rozumiesz, w końcu przychodzi moment, w którym rozumiesz, że jedzenie czekolady nie jest zdrowe. Jak to zrozumiesz, rodzice mogą przestać kontrolować Cię w tym aspekcie: rozumiesz, znasz konsekwencje, więc decydujesz. Wcześniej nie powinnaś. Jak masz kilka lat i ganiasz nago w domu przy obcych, to nie rozumiesz, że ktoś może być pedofilem. Powinnaś posłuchać rodziców, żeby się ubrać. I tak dalej, i tak dalej. Im jesteś starsza, tym rozumiesz więcej, więc powinnaś mieć coraz więcej swobody. A słuchanie rodziców to nie jest jakaś ujma na honorze i trzeba się tego wystrzegać.
elbatory
Ale ja nie mówię o zaburzeniu hierarchii i pozwalaniu dzieciom na wszystko. Pewne zasady jak najbardziej są potrzebne. Tylko te zasady powinny mieć sens, a nie funkcjonować na zasadzie "masz zrobić tak, bo ja tak mówię, a ty masz mnie słuchać, bo jesteś tylko dzieckiem". Chodzi o to, by te dzieci uczyły się też, dlaczego mają przestrzegać konkretnych zasad. Że czekolady nie zje na obiad, bo to nie jest dobre dla jego zdrowia, a nie dlatego, że jest głupim dzieckiem. Już kilkuletnie dzieci (czyli takie, które same z siebie chcą po tę czekoladę sięgać) potrafią zrozumieć takie argumenty. Na pewno lepiej zrozumieją argument o zdrowiu, niż argument "bo ja tak mówię".
Miałam podobnie. Teraz kiedy jestem dorosła, już przestałam tłumaczyć, jeśli mama nie chce mnie słuchać. Po prostu zostaje przy swoim i koniec. Trzymaj się, przytulam
"wytłumaczyć jej mój punkt widzenia, gdy ona zaczyna się czegoś czepiać. "
Zdefiniuj to "czepianie się".
Bo jeżeli krytykuje to, że koszulki w szafie są złożone nie w tę stronę, to rzeczywiście absurd. Natomiast jeżeli krytykuje to, że niczego w domu nie robisz i nie pomagasz mimo próśb rodziców, no to ty jesteś "do naprawy", a nie mama.
To samo np. ze strojem do szkoły: jeżeli preferujesz swój styl, ale ubierasz się czysto, schludnie i nie łamiesz zapisów statutu szkoły pod tym względem, to jej uwagi są czystym czepialstwem i nie powinieneś/powinnaś rezygnować z wytłumaczenia jej swojego punktu widzenia. Natomiast jeżeli wybierasz się do szkoły z pępkiem na wierzchu i szortach do połowy pośladków ;) no to jednak przemyśl jej krytyczne uwagi i weź sobie do serca.
Koronnym "argumentem" mojej mamy był w podobnych przypadkach tekst: "Nie będę ciebie słuchać, bo gadasz bzdury." A potem jej foch i ciche dni.
We mnie zaś skowyt "moja wina, moja wina, znowu moja wina".
Niekiedy naprawdę warto poświęcić chwilę na wysłuchanie tych - nawet niekoniecznie sensownych - dziecięcych argumentów czy punktów widzenia.
Zapewniam - lepsze to niż zyebanie dziecku psychiki na lata, a bywa, że nieodwracalnie.
A nie za często tak tłumaczysz? Odpuść czasami. Nikomu nie chce się prowadzić wiecznych dyskusji o krzywo ułożone buty albo inną błahostkę.
Jak rodzicom nie chce się prowadzić wiecznych dyskusji o błahostki, to niech się tych błahostek nie czepiają. Odpuszczanie jest najlepszą drogą do pokazania, że rodzic ma zawszę rację i ma prawo się czepiać o wszystko, a dziecko ma zawsze słuchać i odpuszczać. A to nie jest prawda i to rodzice powinni to zrozumieć.
Rodzice są też ludźmi, Autor jest człowiekiem, prawdopodobnie nastolatkiem. Żyje w jenym domu z rodzicami i nie powinien zachowywać się jak bachor, bo może, a rodzice zawsze powinni zachowywać się dojrzale i dziecku na wszystko pozwalać albo każdą prośbę / nakaz argumentować przez godzinę. Przykładowo : "Odnieś talerz do zmywarki" to nie jest czynność, którą trzeba argumentować. Jednocześnie jest to błahostka, ale powinna być wykonana bez szemrania i w ogóle bez przypominania. Pole do dyskusji na pewno się znajdzie, ale jeśli Autor znajduje je w każdej czynności, to się nie dziwię rodzicom, że mają dosyć.
Albo inny przykład : rodzice nie lubią patrzeć na chodzące nago dzieci, ewentualnie uważają to za zboczone, gdy ma ja dzieci różnej płci i to drugie czuje się niezręcznie. Autor za to preferuje nudyzm i gania na golasa po domu. W tym wypadku też argumentacja niewiele zmieni: rodzice nie chcą oglądać, Autor przekonuje do naturalności takiego stanu rzeczy... Ale to nadal rodzice ustalają zasady w domu i Autor powinien dostosować się do nich w częściach wspólnych domu. W swoim pokoju niech sobie siedzi goły.
Ale skąd wiesz, że właśnie o takie sytuacje chodzi? Równie dobrze jego mama może się czepiać o to, że założył nie taką koszulkę, albo że naczynia w zmywarce ułożył nie tak jak ona chce, a gdy próbuje jej wytłumaczyć, że to nie ma znaczenia, ona mówi, że jest złym dzieckiem. Jest wielu rodziców, którzy wymagają od dzieci, by słuchały nawet ich najbardziej absurdalnych i bezsensownych żądań. Z tego wyznania nie wynika, o co się czepia matka autora, więc radzenie mu, że ma ustępować jest słabym pomysłem.
Skąd wiem - nie wiem. Pewnie z doświadczeń, z obserwacji ludzi wokół mnie, ze znajomych. Zinterpretowałam wyznanie właśnie tak, że wadą innych jest picie i palenie, a wadą autora jest przesadne wydawanie się w dyskusje.
A czemu Autor ma nie ustępować? Jakby nie patrzeć jest dzieckiem w domu swoich rodziców. To nie on rządzi w domu.
Dziecko nie jest jakimś obcym, które na siłę wprowadziło się do domu swoich rodziców, to oni sprowadzili dziecko na ten świat, więc ich dom jest w równym stopniu domem ich dziecka. W normalnym, zdrowym, kochającym się domu, nie ma rządzącego pana i posłusznych służących, tylko wszyscy mieszkańcy są sobie równi. W normalnym domu rodzice i dzieci rozmawiają, wymieniają swoje opinie i słuchają siebie wzajemnie, a nie jedno rozkazuje, a drugie ustępuje.
Wciąż tak wielu rodziców nie powinno mieć dzieci, bo kompletnie nie nadają się do rodzicielstwa.
Jak ja się cieszę, że mam normalnych rodziców. Mimo, że od lat z nimi nie mieszkam, to i tak ich dom jest wciąż moim domem, ciągle mi o tym przypominają, mogę do nich przyjechać o każdej porze dnia i nocy, czuć się swobodnie, a moje zdanie liczy się tak samo, jak ich zdanie.
Nie wyobrażam sobie powiedzieć dziecku, że ma mnie słuchać, bo to mój dom, a on jest tylko dzieckiem. To poniżające i przykre.
Postać, nie wiem czy bardziej współczuć Tobie, czy Twoim dzieciom.
Tobie, bo ewidentnie macierzyństwo było dla Ciebie złą decyzją i cały czas pokazujesz na tej stronie jak bardzo nie lubisz bycia rodzicem.
Twoim dzieciom, bo są dla mamy tylko przykrym obowiązkiem.
Przykre, że mąż wymusił na Tobie dwie ciąże, na które nie miałaś ochoty i przeszkodziły Ci w rozwoju kariery. Jeszcze bardziej przykre, że nie jest tak skory do zajmowania się dziećmi, jak do ich płodzenia.
Mam szczerą nadzieję, że Twoim dzieciakom jakoś się w życiu ułoży i Twoja niechęć do ich wychowania, słuchania i rozumienia nie odbije się fatalnie na ich dorosłym życiu. Miło będzie jeśli w przyszłości dorzucisz się do ewentualnych terapii, których Twoi synowie najprawdopodobniej będą potrzebować.
elbatory: nie, zaburzenie hierarchii w domu nie jest dla nikogo dobre. Ani dla dzieci, na które nakłada się za dużą odpowiedzialność (są tylko dziećmi, nie powinny w równym stopniu podejmować decyzji dotyczących prowadzenia domu), ani dla rodziców, którzy mają większą wiedzę i doświadczenie, a jednak robią to, co mówią dzieci.
W normalnej rodzinie to funkcjonuje bardzo dobrze. Wątpię, żebyś jako przedszkolak decydowała w domu, że zjesz na obiad czekoladę. Rodzice zdecydowali za Ciebie, że nie zjesz. Im jesteś starsza, tym więcej rozumiesz, w końcu przychodzi moment, w którym rozumiesz, że jedzenie czekolady nie jest zdrowe. Jak to zrozumiesz, rodzice mogą przestać kontrolować Cię w tym aspekcie: rozumiesz, znasz konsekwencje, więc decydujesz. Wcześniej nie powinnaś. Jak masz kilka lat i ganiasz nago w domu przy obcych, to nie rozumiesz, że ktoś może być pedofilem. Powinnaś posłuchać rodziców, żeby się ubrać. I tak dalej, i tak dalej. Im jesteś starsza, tym rozumiesz więcej, więc powinnaś mieć coraz więcej swobody. A słuchanie rodziców to nie jest jakaś ujma na honorze i trzeba się tego wystrzegać.
Ale ja nie mówię o zaburzeniu hierarchii i pozwalaniu dzieciom na wszystko. Pewne zasady jak najbardziej są potrzebne. Tylko te zasady powinny mieć sens, a nie funkcjonować na zasadzie "masz zrobić tak, bo ja tak mówię, a ty masz mnie słuchać, bo jesteś tylko dzieckiem". Chodzi o to, by te dzieci uczyły się też, dlaczego mają przestrzegać konkretnych zasad. Że czekolady nie zje na obiad, bo to nie jest dobre dla jego zdrowia, a nie dlatego, że jest głupim dzieckiem. Już kilkuletnie dzieci (czyli takie, które same z siebie chcą po tę czekoladę sięgać) potrafią zrozumieć takie argumenty. Na pewno lepiej zrozumieją argument o zdrowiu, niż argument "bo ja tak mówię".
Miałam podobnie. Teraz kiedy jestem dorosła, już przestałam tłumaczyć, jeśli mama nie chce mnie słuchać. Po prostu zostaje przy swoim i koniec. Trzymaj się, przytulam
Niektórzy rodzice tak mają, że co byś nie robił, to będą krytykować. Smutne to jest, bo jako dziecko nie widzisz tego, i myślisz, że to twoja wina.
"wytłumaczyć jej mój punkt widzenia, gdy ona zaczyna się czegoś czepiać. "
Zdefiniuj to "czepianie się".
Bo jeżeli krytykuje to, że koszulki w szafie są złożone nie w tę stronę, to rzeczywiście absurd. Natomiast jeżeli krytykuje to, że niczego w domu nie robisz i nie pomagasz mimo próśb rodziców, no to ty jesteś "do naprawy", a nie mama.
To samo np. ze strojem do szkoły: jeżeli preferujesz swój styl, ale ubierasz się czysto, schludnie i nie łamiesz zapisów statutu szkoły pod tym względem, to jej uwagi są czystym czepialstwem i nie powinieneś/powinnaś rezygnować z wytłumaczenia jej swojego punktu widzenia. Natomiast jeżeli wybierasz się do szkoły z pępkiem na wierzchu i szortach do połowy pośladków ;) no to jednak przemyśl jej krytyczne uwagi i weź sobie do serca.
No to - czepia się czy się nie czepia? :)
U mnie w domu też nigdy nie było dyskusji, bo rodzice uważali, że jak jestem młodsza to z automatu gówno wiem i nie mam racji.