#iNkjr

Opowiem wam historię mojego przyjaciela. Byłego przyjaciela.
Poznaliśmy się w siódmej klasie podstawówki, kiedy to przeniósł się do szkoły, do której chodziłam. Kiedy pierwszy raz go zobaczyłam, pomyślałam, że to ogromna szkoda, że nasza klasa go zniszczy. Miałam wtedy na myśli to, że te "fajne" dzieciaki wciągną go w swoje towarzystwo i razem z nimi będzie palił, pił i znęcał się nad słabszymi. Myliłam się. Nikt nie powiedział tego oficjalnie, ale od nauczycielki, która bardzo mnie lubiła, znałam powód jego przeniesienia. W poprzedniej szkole był regularnie bity i poniżany. W końcu, gdy cały w sińcach, zapłakany wrócił pewnego dnia do domu, rodzice postanowili go przenieść. Nasza klasa, jak z każdym nowym, najpierw traktowała go jak jednego ze swoich, a później oceniała, czy chce go lubić. Zostaniesz jednym z nich albo staniesz się ich wrogiem. On został skazany na to drugie. Opowiadał mnóstwo żartów, które dla innych nie były śmieszne. Szybko zyskał miano dziecinnego i żałosnego. Już nie chcieli z nim rozmawiać i kiedy podchodził do nich, by zagadać, zostawał brutalnie odepchnięty.

Nigdy nie rozmawialiśmy, mimo że chodziliśmy do tej samej klasy. To był czas mojej izolacji, a wręcz nazwałabym to fobią społeczną. Moim głównym celem było przetrwać, pozostać niezauważoną. Szlo mi całkiem nieźle, do czasu gdy wtedy do mnie podszedł. Na jego dowcip zareagowałam słabym uśmiechem, po czym odwróciłam głowę, uważając niezaczętą rozmowę za skończoną.
- Ty... Nie odzywasz się za często, no nie? - spytał mnie, a coś w jego spojrzeniu się zmieniło, zupełnie jakby właśnie zdał sobie z czegoś sprawę.
Spojrzałam na niego, przekrzywiając głowę, udając, że nie wiem o czym mówi. Udawanie idiotki było jedną z lepszych strategii na pozbycie się towarzystwa. Ktoś z oddali krzyknął żartobliwie, żeby zostawił mnie w świętym spokoju, za co byłam wdzięczna, choć przeszkadzał mi fakt, że kolejna osoba zwraca na mnie uwagę.
- Potrafisz mówić? - spytał, a ja cała czerwona pokiwałam głową, żałując, że przed chwilą udawałam idiotkę.
- To powiedz coś - poprosił, a ja nie chcąc wyjść na jeszcze większą ofiarę otworzyłam usta.
- Coś - wydusiłam z siebie w końcu i spojrzałam na niego, prosząc w myślach, żeby już sobie poszedł.


W tamtym momencie zadzwonił dzwonek na lekcje i nasza jednostronna rozmowa została przerwana. Od tamtej pory zaczął się mną interesować. Z każdym dniem spędzał ze mną coraz więcej czasu, zadawał pytania. Mnóstwo pytań. Po kilku miesiącach stałam się prawie normalna. Staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi. Opowiadał żarty, z których ja naprawdę szczerze się śmiałam. Rozmawialiśmy, siedzieliśmy razem w ławce i mieliśmy gdzieś resztę klasy, która nas wyśmiewała i wymyślała erotyczne żarty o mnie i nim. Wiele razy doprowadzali go do łez, ale miał mnie.

Po ukończeniu szkoły straciłam z nim kontakt na zawsze. Staram się nie być tą osobą, którą byłam zanim go spotkałam. Tęsknię za nim... Nie ma takiego limitu słów, którego nie przekroczyłabym chcąc to opisać.
Velasco Odpowiedz

To spróbuj go odszukać, chyba pamiętasz jego imię, nazwisko?

Ultraviolett

Spore ryzyko. Teraz jest pieknym, wyidealizowanym wspomnieniem. Wirtualnym przyjacielem, ktory zawsze jest, wyslucha, pomoze sama swoja obecnoscia.
Rzeczywistosc moze okazac sie rozczarowywujaca do wrecz wstrzasajaca. Czy warto ryzykowac, to indywidualna decyzja.

Hibiskus6

@Ultraviolett ja myślę że hie żyje.

rocanon

Też się zastanawiam, czy znajomi, których nie widziałem od kilkunastu+ lat, z którymi nie mam żadnego kontaktu, żadnych wieści na ich temat, którzy nie mają kont na żadnym portalu społecznościowym, czy oni w ogóle jeszcze żyją.

Dodaj anonimowe wyznanie