#jKpZh

Witam, wszystkich serdecznie.
Piję od dawna, a mam 42 lata. Zaliczyłem jedną terapię, która trwała dwa miesiące. Bardzo dobrze wspominam tamten okres, poznałem wiele ciekawych osób, ale przede wszystkim byłem trzeźwy. W absolutnej trzeźwości udało mi się wytrwać ok. sześciu miesięcy. Nie jest to imponujący wynik, ale moja wątroba na pewno mogła trochę odpocząć i gdyby mogła mówić, na pewno by mi podziękowała. W chwili obecnej, kiedy nie jestem w stanie przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz był dzień bez alkoholu, zacząłem mocno zastanawiać się nad swoim chorym nawykiem (czyt: choroba alkoholowa). I pomijając rzecz najważniejszą, czyli zdrowie, zacząłem przeliczać, ile to wszystko kosztuje. 
Według wstępnych obliczeń okazało się, że miesięcznie wydaję na alkohol ok. 450 euro, co pomnożone przez 12 daje kwotę ok. 5400 euro!!! No nie do wiary, przecież to strasznie dużo pieniędzy. Za tę kwotę można dwa razy w roku wybrać się na luksusowy urlop albo inaczej spożytkować tę niemałą sumę. I cały czas jest to w przybliżeniu kwota wydawana tylko na alkohol, a do tego trzeba doliczyć wydatki na wyroby tytoniowe, które również są bardzo szkodliwe dla zdrowia. Niestety nie jestem w stanie obliczyć w przybliżeniu, ile to kosztuje (a może nawet nie chcę tego wiedzieć), w każdym razie biorąc pod uwagę, że wypalam dziennie jedną paczkę papierosów, co oczywiście jest ilością zdecydowanie zaniżoną, bo jest tego zdecydowanie więcej, ale pozostając przy wersji optymistycznej (jedna paczka) wychodzi nam ok. 2200 euro rocznie. Należy przede wszystkim podkreślić, że cały czas mówię o stratach finansowych, jakie ponoszę przez swoje nałogi. Pieniądze są, czasami ich nie ma, ale zdrowia kupić się nie da. Zdrowie nie ma ceny. A jestem przekonany, że mój organizm jest już bardzo, delikatnie mówiąc, „uszkodzony” przez moje złe nawyki. 
I teraz nasuwa się jedno pytanie: co dalej? Dariuszku, no co dalej? Jak długo jeszcze? Za co jeszcze? Po co jeszcze? Dlaczego jeszcze? Najgorsze w tym wszystkim jest chyba to, że jestem świadom tego, że źle robię, ale i tak dalej to robię. Upośledzenie to chyba najdelikatniejsze słowo, jakiego mogę teraz użyć. Cierpię z tego powodu ja, ale również bliskie mi osoby. Strasznie przeraża mnie moja obojętność. Czuję się, jakbym sprzedał duszę diabłu, którego imię to etanol. Wujek etanol jest dla mnie wszystkim: Bogiem, przyjacielem, kolegą, koleżanką, jest po prostu wszystkim. Nic innego nie jest ważniejsze od niego. Sprzedałem mu swoją duszę, tylko że sprzedając, nic nie zarobiłem, bo to ja się dokładam do tej chorej przyjaźni. Czy jest jeszcze dla mnie ratunek? Nie wiem. Może? Może już za późno? Może w to nie wierzę? Albo nie chcę wierzyć? Tak czy inaczej, jak nie spróbujesz, to się nie dowiesz. Wiara w to, że jeszcze można, jest tym, czego najbardziej potrzebuję.

PS Trzymajcie kciuki, moi drodzy, i pomódlcie się, do kogo chcecie, za tę chorą duszyczkę. Tylko bez litości.
sea Odpowiedz

Możecie mnie zlinczować, ale ja uważam, ze alkohol jest objawem, a nie przyczyną problemu. Jeśli nie jesteś w stanie funkcjonować bez jakiejś używki to znaczy, że coś nią rekompensujesz. Dopóki nie dowiesz się, co to jest, walczenie ze sobą każdego dnia by być trzeźwym, imo nie jest rozwiązaniem problemu.
Przeznacz część kasy na dobrą terapię i poszukaj, skąd pojawia się potrzeba zagłuszenia. Dzięki terapii poznasz inne metody regulacji emocji i mam nadzieję, że pewnego dnia już po prostu nie poczujesz potrzeby picia.

Takich Odpowiedz

Jesteś w AA? Może tam znajdziesz wsparcie. 5
Trzymam za Ciebie kciuki <3

ohlala Odpowiedz

Trzymam kciuki.

Iguannna Odpowiedz

Kurczę dzieciaku marnujesz sobie tym guanem życie które masz tylko jedno. Żyjemy w pięknych czasach, mamy olbrzymie możliwości, nigdy nie zrozumiem dlaczego większość nie chce z nich skorzystać. Cały świat jest na wyciągnięcie ręki! Wiesz jakie to uczucie glaskac tygrysa, zobaczyć plemiona w dżungli, dotykać gładkich skał na Seszelach, zobaczyć góry prosto z filmu Jurassic Park, smakować homara w restauracji na środku oceanu, spacerować po dżungli z nietoperzem na ręku. Ale przede wszystkim poznawani ludzie i ich niesamowite historie życiowe. Kocham to. Jedyny mój strach w zyciu to coś co zaczęło się już niestety spełniać. Ze choroba mi spowolni podróżowanie. A starość to zabierze. Bierz się za siebie. Masz tylko 24 lata, całe życie przed tobą. Zrób to dziś nie jutro. Ostatni mój wyjazd był z facetem który w wieku 40 lat przestał pic. Nigdy nie zapomnę jego łez szczęścia kiedy razem oglądaliśmy widoki z wulkanu ktory udało nam się wspólnie zdobyć. Jesteś o wiele młodszy od niego. On pił od 15 roku życia. Jeżeli on dał radę to ty na pewno. Nie znam cię ale na prawdę trzymam kciuki.

Uzytkownik404

Autor ma 42 lata...

Ale wierzę, że wciąż ma szansę 🤞🤞

Dodaj anonimowe wyznanie