#l3GTT
Poznaliśmy się na spotkaniu pewnej grupy. Ja? Lat czternaście, marzenia ogromne, ale w tamtym okresie raczej przeważał mój introwertyzm. On? Pięć lat starszy, głośny, wszędzie go było pełno. Chyba trochę go podziwiałam za tę umiejętność rozbawienia każdego. Jednak raczej z nim nie rozmawiałam, zaczęłam kiedy... Cóż, zorientowałam się, że nie jest ekstrawertykiem, nosi tylko jego maskę. Z powodu limitu znaków nie opiszę, jak do tego doszłam, ale to najprawdopodobniej wtedy zaczęłam się zakochiwać.
Przez długi czas byłam najpierw przyjacielem, potem w końcu ukochaną człowieka, który dzielił ze mną wspólną pasję, był wrażliwy i spostrzegawczy. Aha, nie ukończył też nawet lokalnego liceum, bo był bardzo słabym uczniem. Rodzina i ta nasza wieś to była wartość nadrzędna, której nigdy by nie opuścił. Nie miał ŻADNYCH dalszych perspektyw na życie. Czekała go praca na pobliskim zakładzie produkcji, dobra żona, pracująca w Biedrze i gromadka dzieci. No ale napatoczyłam się ja. Powiem szczerze, swoje hobby kocham miłością wielką, przez całe życie, wspierana przez Pana F. zresztą walczyłam, aby dostać się na pewną zagraniczną uczelnię, nauka jest dla mnie elementem z jakim chcę związać przyszły zawód.
Na początku ludzie mówili, że do siebie pasujemy i tak chyba było. Jak lustrzane odbicia, byliśmy tak podobni... Ale ja go przerosłam. Chciałam zostawić tę wieś, ludzi, których ambicjami było zostać sekretarką czy przedszkolanką. I... udało mi się to. Dostałam się do bardzo dobrego liceum w Krakowie. Łaziliśmy z F. po bibliotekach, antykwariatach, robiłam wszystko, aby tylko pogłębiać swoją wiedzę. F. zrobił coś niewyobrażalnego - dla mnie, żeby mnie wspierać, gdy będę daleko od domu w internacie, sam zapisał się do krakowskiego liceum dla dorosłych. Nasi rodzice tego nie popierali, wiedzieli, że w końcu go opuszczę.
A potem dostałam się na zagraniczne studia. W Polsce takich perspektyw bym nie miała. Pamiętam, że jedyne co myślałam w tamtym okresie to "błagam, nie każ mi wybierać, ty czy nauka". Nie kazał. Sam wybrał. Pojechałam do X.
Tęsknię. Bardzo. On też, z tego co wiem. Czasem piszę do niego listy, których nigdy nie wysyłam. Ale jestem też szczęśliwa; spełniam swoje marzenie, robię to, co zawsze chciałam.
Spotkaliśmy się kilka razy na corocznych wigiliach grupy, gdzie się poznaliśmy (na święta wracam do domu). Ale dopiero w tym roku, po tych czterech latach połamaliśmy się opłatkiem i... On dalej mnie kocha. Przyznaliśmy się obydwoje. Pracuje, krótko po świętach rzucił dziewczynę.
Jeśli ja zostawiłabym dla niego studia, nigdy nie byłabym szczęśliwa. On też, widząc mnie przygaszoną u jego boku. Jeśli kazałabym mu zostawić rodzinę... Nie mogłabym spojrzeć w lustro. Czasem nie ma dobrego wyboru...
W sumie... Nie wiem gdzie mieszkasz i co zamierzasz robić, czy masz ze stałego miejsca zamieszkania jakieś perspektywy. Jeśli tak, to zawsze możecie być ze sobą później. Może on zmieni zdanie i zechce się wyprowadzić chociaż do miasta? Nigdy nic nie wiadomo, trzeba być dobrej myśli! Powodzenia!
A drobnymi błędami się nie przejmuj. Ludzie robią gorsze i mają to gdzieś, a komentarze czasem wołają o pomstę do nieba. 😄 Mi się całkiem dobrze czytało. 😉
Moim zdaniem jeśli się kocha jest się w stanie zostawić swoją miejscowość, poszerzyć horyzonty. Moja koleżanka zarzekała się, że zawsze chce mieszkać blisko rodziny, w swoim małym miasteczku, ale poznała faceta i po przemyśleniu wszystkiego wyjechała z nim za granicę. Z tego co wiem jakoś sobie radzi, brakuje jej miasta, rodziny, ale zawsze powtarza, że ma jego a to się dla niej liczy najbardziej.
Równie dobrze można powiedzieć, że jeśli autorka kocha jego to zostawi studia i zostanie z nim w tej mieścinie. Jak autorka napisała czasem nie ma dobrych rozwiązań.
Jedno musi się poświęcić jeśli chcą być razem, ale jeżeli żadne nie jest w stanie to niech żyją jak teraz, kwestia wyboru priorytetów.
@TrvskawkaNaTorcie tylko, że nie tak łatwo zdefiniować „rozwój” kiedy ma się tak różne priorytety. Dla Ciebie to poszerzenie horyzontow, a być może dla niego męczarnia i „usychanie” z dala od swojej strefy komfortu. Tak samo on może widzieć bycie perfekcyjna panią domu szczytem marzeń dla kobiety i poszerzaniem horyzontów z zapracowanej bizneswomen. I nie mówię tego, żeby im cokolwiek wypominać- każdy ma prawo własnego wyboru i jeżeli nie jesteś w stanie znaleźć złotego środka wraz ze swoją druga połówka to prędzej czy później obie strony zatracą się we frustracji.
A ja uważam, że jeżeli się kogoś kocha z wzajemnością, to wybory stają się prostsze. Dąży się do tego, by być razem i stawia się to na pierwszym miejscu. Priorytetem zawsze staje się miłość i pod nią ustawia się swoje życie.
To jesteś młodą i naiwna osoba. Chemia się zawsze kończy, a potem pojawia się konflikty że przez kogoś zrezygnowało się z własnych planów, przyszłości, edukacji, pieniędzy. Pojawia się żal i rozgoryczenie które rozkładają związek od środka.
@Qzin wnioskuję że piszesz to z własnych przeżyć. Ale kompletnie się z tobą nie zgodzę, jeśli się związku i miłości nie pielęgnuje to tak jak mówisz "chemia się kończy" dlatego o związek trzeba dbać i pielęgnować to się chemia i do starości nie skończy. Jak to kiedyś ktoś powiedział w małżeństwie trzeba jeszcze bardziej o siebie zabiegać niż przed. A jeśli się kogoś kocha to się nie wypomina tego z czego się zrezygnowało ale się dąży do nowych wspólnych celow
Masz rację, jestem młoda, ale mam to szczęście i znalazłam osobę, dla której podjęłabym każdą niezbędną decyzję. Wiem też, że on zrobiłby dla mnie to samo. I niezależnie od tego, kto by to zrobił, nie mielibyśmy poczucia, że coś poświęcamy, coś tracimy, bo najważniejsze jest dla nas bycie razem i całą resztę podporządkujemy pod to.
@Asialala może wzniosły ton nie jest aż tak potrzebny, ale coś w tym jest. Z odpowiednią osobą wybory stają się proste.
@Qzin Tylko właśnie wybory nie powinny być poświeceniem, tylko kompromisem. Nie powinno się próbować ustalić czyje marzenia są ważniejsze a raczej znaleść sposób, żeby je dostosować do realiów.
Jeżeli jesteś szczęśliwa bez niego i czujesz, że Twoja specjalizacja daje Ci satysfakcję, to zastanów się jak długo byłabyś w stanie wytrzymać u boku kogoś, kto nie podziela Twoich wartości. Odpowiedz sama przed sobą czy naprawdę kochasz jego ze wszystkim( i bez wszystkiego tego, czego nie ma i nie ma zamiaru mieć) czy raczej to jak wspaniale było poznawać siebie nawzajem. Moim zdaniem trochę sobie mydlisz oczy mówiąc, że to on dokonał decyzji. Nie zostawiaj sobie tej furtki „gdybania” tylko zastanów się jaka była Twoja decyzja.
Moze to jednak nie jest ta jedyna, prawdziwa milosc? Skoro zadne z was nie potrafi dla niej niczego poswiecic?
A tak pomijajac, co zlego jest w zostaniu przedszkolanka lub sekratarka? Czy to jakas ujma? No ok, nie sa prezesami zagranicznych korporacji, ale niezbyt fajnie sie wyrazasz o kolezankach i kolegach ze swojej miejscowosci.
Nie można edytować wyznań, meh. Jedno zdanie brzydko brzmi i jak na razie dopatrzyłam się braku jednego przecinka, a nie doszłam nawet do połowy wyznania, wybaczcie :(
Miłość to sztuka kompromisu.
Jeżeli nie potraficie ich wspólnie osiągnąć, to nic z tego nigdy nie będzie...
A nad tym trzeba pracować wspólnie i długo.
Wydaje mi się że to nie jest prawdziwa miłość bo rozumiem że rodzina i wieś są dla niego bardzo ważne to normalne ale tak jak mówi moja mama w końcu przychodzi czas na założenie własnego domu i rodziny.
A mnie bardzo zabolało wątek o byciu przedszkolanką.. To że przedszkanki zarabiają mało nie oznacza, że są niepotrzebne i że to jakiś uwłaczający zawód. Kotś tych prezesów, prezydentów i inne szychy też musi wychować.. więc ja podziwiam te osoby, bo właśnie wiedząc jakie są zarobki i tak chcą kształcić przyszłość.
Bardzo ładnie napisane, tak jakby był wspomnieniem. Niech tak zostanie. Bardzo łatwo przestać chcieć mieć ambicje przy takiej osobie. Szczególnie jakbyście nie daj Boże mieli dzieci i wtedy stałabyś się Grażyną. I nawet nie mogłabyś do tych dzieci mówić po francusku, bo mąż czułby się głupszy. Daj spokój.