#ltlBZ
Jako dziecko byłam niejadkiem. Grymasiłam, robiłam awantury przy jedzeniu, w szczególności przy tym, które w czasach mojego dzieciństwa uchodziło za bardzo zdrowe: przy surowych owocach, warzywach i mleku. I rodzice, i pediatra uznali, że pewnie ich nie lubię i tyle, jedzenie zaczęto po prostu we mnie wmuszać.
Jako nastolatka połączyłam niektóre potrawy ze złym samopoczuciem (chociaż rzadko był to klasyczny ból brzucha) i po prostu odmawiałam ich jedzenia, ale to też nie zawsze się udawało, bo przy uroczystościach i świętach rodzina się obrażała, że jak to czegoś nie zjem. Czasem niechciane produkty ukradkiem podrzucano mi na talerz, "bo są zdrowe". Po jednej z takich imprez zaczęłam się źle czuć, na początku przypominało to infekcję z gorączką, która coraz bardziej się pogarszała. Wreszcie było już tak źle, że rodzina wezwała pogotowie. W szpitalu mój stan nadal się pogarszał, trafiłam na intensywną terapię.
Całej batalii o życie i zdrowie nie będę opisywać, po jakimś czasie lekarze doszli do tego, że cierpię na rzadką chorobę autoimmunologiczną, powiązaną z układem pokarmowym, związane z tym są problemy z przyswajaniem między innymi dużej części produktów roślinnych i nabiału. W moim dzieciństwie nie potrafiono jej jeszcze dobrze diagnozować, ona też latami potrafi dawać drobne nieswoiste objawy i wyjść w pełnej okazałości dopiero przy niefortunnym zbiegu kilku czynników.
Już jako dorosła osoba od lekarza dowiedziałam się, że dziecięce grymaszenie było najprawdopodobniej pierwszą linią obrony organizmu i gdyby nie wciskano mi na siłę "zdrowych" produktów, zapewne teraz nie borykałabym się z aż tak poważnymi problemami. Więc nie przymuszajcie nikogo do zdrowej cud diety, w szczególności dzieci. Dla Was coś może być zdrowe, komuś może poważnie zaszkodzić.
Nie będziemy przymuszać. Twój apel dotrze.
A tak serio to najważniejsze to w dziecko NIE wpychać jak w tuczne prosię. Nie pojmuję kultury, która mówi "dojedz to, bo uznam, że ci nie smakuje i będzie mi przykro. Dojedz, bo co mam z tym zrobić. Dojedz, choćby miało ci zaszkodzić". Potem jeszcze boomer doda "a nie uważasz, że powinnaś schudnąć?". I nie łączy faktów.
wmuszanie jedzenia to jedna z gorszych rzeczy, jaka moga zrobic rodzice
przezylam, nie polecam
w czesci przypadkow prosta droga do ED
Co to ED ?
zaburzenia odżywiania
tak, od Eating Disorder
U mnie wmuszanie jedzenia skończyło się popisowym finałem. Ogólnie jadłam prawie wszystko, oprócz potraw, które nie pasowały mi zapachem. Tak też było ze schabem zapiekanym w marchewce. Grzecznie odmówiłam jedzenia, ale moja matka nie umiała odpuścić i kazała mi jeść. No to spróbowałam, co skończyło się popisowym pawiem na talerz. Miałam wtedy częste migreny, przy których zazwyczaj wymiotowałam, a zapach tej potrawy spowodował właśnie migrenę. Tyle dobrego, że po tym rodzice zupełnie odpuścili ze zmuszaniem mnie do czegokolwiek.
To jest durny apel. Nie ma chyba na świecie dziecka, które chętnie i z własnej woli jadło by warzywa. I co, w takim razie mają w ogóle nie jeść?
To czego ludzie powinni się oduczyć to idiotyczny strach przed lekarzami i wyobrażenie, że jeśli się nie wie o chorobie to jej nie ma.
Od zawsze lubiłam warzywa (oczywiście nie wszystkie), ale już jako dziecko z chęcią zjadałam ogórki, marchewki, pomidory, sałatę i szczypiorek (pewnie jakieś pominęłam). Ale nikt mnie nie zmuszał do jedzenia niczego. Myślę, że wyszłam na tym lepiej, niż gdyby było inaczej. Moje rodzeństwo też lubiło warzywa, choć nieco ich gust się różnił.
No widzisz, a ja mam żal do rodziców, że nigdy nie zmuszali mnie do zdrowego odżywiania. Przez to miałam tragiczne nawyki żywieniowe, które w pewnym momencie zaczęły odbijać się na zdrowiu. Potem zmienić je zajęło wiele lat i nadludzki wysiłek.
ja uwielbialam brukselke i brat oddawal mi swoja z zupy
a serio to lepiej dzieciaka przeglodzic, jak sobie zje sniadanie na kolacje, to odechce mu sie wybrzydzania (mam tu na mysli zdrowe produkty, oczywiscie kazdy moze czegos nie lubic, ale jesli ktos odmawia wszystkich warzyw i owocow, to przeciez nie bedziemy go karmic np. delicjami i frytkami, bo to lubi)
Moje dziecko je i lubi. Groszek, fasolka szparagowa, ogórek, cukinia, marchewka i ziemniaki;) A je i lubi dlatego, że nie zna smaku słodyczy czy innych przetworzonych rzeczy. Nasz dieta opiera się na owocach, warzywach, kaszach, nasionach i orzechach i mięsie, jajkach i ziolach. Nawet jak byś dal mojemu dziecku czekoladkę to wypluje, bo mu to nie smakuje. Ale jak od małego karmisz dziecko parowkami i kanapkami z nutella, do tego kakao no to się dziw, ze nie chce warzyw. Dziecko wybierze to ci mu bardziej smakuje, zawsze. I tu rola rodzica aby jak najdłużej odciągać go od śmieciowego jedzenia. Inaczej nawyków zdrowych nie wprowadzisz. Jak dziecko zje ze smakiem czekolade, a do obiadu bedziesz go zmuszać bo zdrowe to niby jakiego nawyku go uczysz? Mieszasz dziecku w głowie, bo najpier mu dajesz niezdrowe żarcie a pozniej mowisz ze to nie żarcie i ma jesc warzywa;D no halo... robicie głupków z waszych dzieci. Najlepiej to samemu jesc duzo warzyw i owoco bo dziecko naśladuje rodzicow;) a jak wpierdalasz czekoladki a obok dziecko siedzi z brokułem to tez sie dziw ze nie chce...
A mój były znajomy miał tak, że babcia go rozpieszczała i były bułeczki z nutellą, naleśniki, frytki i coś tam jeszcze, tylko kilka rzeczy w kółko. Owoców i warzyw nie lubił, to nie jadł. Efekt? Jego dziewczyna, kiedy był już po dwudziestce, "uczyła" go różnych smaków co nie było łatwe, bo trudno było wprowadzić jakieś urozmaicenie bo miał wbite do pały, że on lubi tylko to i innego nie będzie jadł. Tragedia... Nie dzieci nie wiedzą co dla nich dobre. A sytuacje jak w wyznaniu to margines, natomiast zastosowanie apelu w jazdy przypadku przyniosłoby więcej złego już dobrego.
Skąd ja to znam, moja babcia w dzieciństwie postanowiła mnie "uczyć" jeść rzeczy. W kilku przypadkach jej się udało, ale do tej pory nie jem m.in. pomidorów, kiwi, ryb i nie piję mleka.
Też nie jadłam żadnych warzyw i owoców, jak byłam mała, bez marudzenia jadłam dosłownie tylko kurczaka, kukurydzę i ser. Dopiero jako nastolatka zaczęłam próbować nowych rzeczy i obecnie, jako dorosła kobieta, jem praktycznie wszystko, łącznie ze szpinakiem czy wątróbką.
Ale kiedy jako kilkulatka nic nie jadłam, rodzina mnie wyśmiewała, porównywała do kuzynostwa. Wciskali we mnie jedzenie na siłę. A ja zupełnie rozumiem małą siebie, bo zaczęłam jeść sałatki, ba, pokochałam je, dopiero jak spróbowałam jedzenia z restauracji. Za to babcie chciały mnie przekonać do warzyw kromką białego chleba z margaryną i ogórkiem, żadnych przypraw, nawet soli. Przecież to nie ma żadnego smaku, dzisiaj zjadłabym dopiero, gdybym była naprawdę głodna. Ale jeśli dodam do tego plaster sera, coś z wyraźnym smakiem, np paprykę czy rzodkiewkę, do tego posypię pieprzem, bazylią i czosnkiem, to od razu zupełnie inny smak.
Moje ciotki i babcie po prostu gotują tłusto i bez przypraw, do dziś na rodzinnych imprezach nie jem zbyt dużo, o ile moja mama nic nie przygotuje, bo nauczyła się używać przypraw i ziół.
A pointa jest taka, że czasem dziecko źle się czuje po jedzeniu, więc grymasi, a czasem po prostu rodzic źle gotuje.
Twoi rodzice na pewno robili to wszystko bo cię kochali