#n5kIB
Związek trwał około 10 lat, około 9 lat mieszkaliśmy razem, 2 lata po ślubie, brak dzieci (były w planie). W połowie sierpnia złapałem żonę na zdradzie, przyznała się do trwającego ponad 2 miesiące romansu. Początkowo sama chciała walczyć o związek, prosząc o przebaczenie. Zaproponowałem terapię małżeńską twierdząc, że zobaczymy co z tego wyjdzie (nie chciałem żyć w związku, gdzie w kółko bym ją kontrolował, brzydził się nią, nie szanował i wypominał) - sam też bardzo chciałem, żeby się udało to wszystko odbudować, o czym ja zapewniłem i miała we mnie wsparcie (bardzo ją kocham). W naszym związku nie było patologii, moich zdrad itp., finansowo też nam się nieźle układało. Z perspektywy czasu dostrzegłem swoje błędy i zaniedbania (wszystko bym oddał za to, aby cofnąć czas i je naprawić - myślę, że wystarczyło trochę więcej rozmów, więcej adoracji, mniej rutyny dnia codziennego + więcej szaleństwa), ale z drugiej strony nie było szczerych rozmów o tym czego jej brakuje czy jakichś chociaż poważniejszych prób (rozmów, fochów, kłótni, cichych dni) aby ona dała mi do zrozumienia, czego jej tak naprawdę brakuje.
Na początku października postanowiła jednak odejść do kochanka. Stwierdziła, że nie może przestać o nim myśleć i że go kocha, a do mnie uczucie się wypaliło (kocha mnie jak członka rodziny). Wybłagałem o jeszcze tydzień, aby się zastanowiła. Decyzji nie zmieniła. Obecnie wiem, że mieszka już wspólnie z kochankiem. Podzieliłem szybko majątek wspólny, podpisaliśmy rozdzielność majątkową, złożyłem pozew o rozwód. Od tamtej chwili nie utrzymuję z nią kontaktu ani ona ze mną.
Koniec historii.
Pogodziłem się z faktem - zakochała się, przestała mnie kochać, nic nie mogę zrobić więcej (i tak walczyłem, błagałem, prosiłem) - przynajmniej wiem, że zrobiłem wszystko, aby choć spróbować dać szansę nam i osobie, którą kocham całym sercem...
Są dni, gdy mam doła myśląc o tym, że jestem do niczego, dlatego wybrała innego, są dni, kiedy myślę o niej jej o najgorszej $u¢€. Akceptuję te uczucia i stany, gdyż to jest w tym etapie ponoć naturalne zjawisko.
Od kilku dni nie radzę sobie jednak ze swoją psychiką, gdyż wyobrażam sobie, że ona chce wrócić i myślę co powinienem zrobić, jak się zachować. Logika mówi, że ona nie wróci, zresztą znam ją i wiem, że jak coś zadecyduje, to tak zrobi - to tylko moja fantazja podstawia mi takie scenariusze. Nie wiem, jak sobie z tym radzić. Już wolę jej nienawidzić czy całym sercem kochać, widząc jak będzie u boku innego szczęśliwa. Wizje jej powrotu są dla mnie bardziej obciążające niż sam fakt pogodzenia się z tym, że ten rozdział w życiu należy zamknąć.
Macie jakieś pomysły jej walczyć z tymi nic niewnoszącymi myślami, które tylko mnie udręczają, dając jakieś płonne nadzieje?
Szczerze to powinieneś spotykać się teraz z największą ilością osób. Odnowić stare kontakty, rozmawiać ze znajomymi i zapełnić jakoś czas.
Rozumiem, że tak jak Pan napisał, godzi się z tym, co się stało i potrzebuje tylko techniki radzenia sobie z tymi myślami?
Sposób pierwszy to usiąść i spisać listę, co faktycznie zrobię jeśli wróci, krok po kroku szczegółowo z jak najwięlszą liczbą detali. To sposób na oszukanie umysłu na zasadzie: zrobione, zaplanowane, nie muszę już o tym myśleć. Raz i koniec. Nie wracamy do tego.
Sposób drugi to doprowadzić te fantazje do słodko-pierdzącego absurdu w stylu "a na końcu odlecieliśmy na jednorożcu w stronę zachodzącego słońca". Tu sami sobie pokazujemy nierealność sytuacji.
Nie ma co ich tłumić czy wypierać ale proszę się też w nich nie zatrzymywać zbyt długo.
Pozdrawiam i gratuluję zdrowego podejśca do całej sprawy.
Szkoda twojego czasu i nerwów dla takiej wywłoki. jakby miała odrobine godności i uczucie sie wypaliło to by odeszła zanim jak ta małpa chwyciła sie drugiej gałęzi.
Myślę, że jesteś świetnym facetem, skoro taka dobrze piszesz o kobiecie, która Cię zraniła. Widać, że nadal ją kochasz i ja to rozumiem. Wszystkiego nie da się wymazać, ot tak. Może warto zacząć korzystać z życia i doceniać to co masz, co Ci dało, a na pewno nie małe doświadczenie. Nie zamykaj się na ludzi, a na pewno znajdziesz jeszcze swoją miłość, może niepostrzeżenie. I tego Ci z życzę 😉
Nie nie wracaj do tego. Podjęliście próbę odbudowania relacji, ale ona pokazała, że to nie ma sensu. Wiem że będzie bolało, ale kiedyś przestanie. Spróbuj znaleźć sobie jakąś inną partnerkę, ew. jakieś hobby - coś co Cię zaabsorbuje, żebyś nie myślał cały czas o niej. Powodzenia.
Oddajcie minusy :(
Miałam taką sytuację tylko mąż odszedł do kochanki,zawaliło mi się całe życie. Rozwód poszedł w miarę gładko.W kilka dni zlikwidowałam konta,sprzedałam co miałam, wynajęłam
mieszkanie i kupiłam bilet do Hiszpanii a z dnia na dzień zapominałam o nim,nie czekaj ona nie wróci. To jest Twój czas,wykorzystaj goooooo.....
Chyba na jakiś czas trzeba się pogodzić z tym, że takie myśli nachodzą. To sprawa z października, czyli bardzo swieza. Ja się staram ucinać je w zarodku. Czyli jak tylko się pojawiają - mówię sobie: „NIE NIE NIE NIE. Nie. Idę zrobić obiad!” (Albo posprzątać łazienkę, albo wyrywać pęsetą włosy na nogach). Świadomie odklejam myśli na coś innego. One nie znikną w ciągu miesiąca czy dwóch :-(
Kochasz ja mimo wszystko. Wiec wariujesz. Ale ona nie wróci, może potrzebny Ci restart. Wiesz, weź urlop jedz gdzies sam, pomysl nad przyszłością bez niej, nad zyciem bez niej, co chcesz robić jakie masz marzenia bez niej. Mozesz nawet przeplakac te dni. Ale musisz sobie zdac sprawe, ze twoje zycie bedzie sie toczyć bez niej.
Moze nowe znajomosci? Nawet w necie? Albo terapia, skoro nic nie pomaga :)
terapia
plus zajmij sie czyms najlepiej absorbujacym
odnow znajomosci, badz wsrod ludzi
i zablokuj ja wszedzie i calkowicie zerwij kontakt zamiast robic sobie nadzieje
no i wpadasz w pulapke- co TY moglbys zrobic lepiej, by to sie nie zdarzylo- co zrobic, czego unikac, jak sie poswiecic
a problem jest w niej- bo to ona podjela decyzje o zdradzie
i pewnie chocbys byl najlepszy to by to zrobila, bo miala do tego tendencje
bo jak sie cos sypie to sie o tym gada, naprawia, albo sie rozstaje a nie rozklada nogi gdzie indziej