#oVqYc

Choroba rozwijała się podstępnie, po cichu, od czasu do czasu dając sygnały, że coś jest nie tak. Nic o niej nie mówiła i nikt nie wiedział, co się działo w jej głowie, a działo się dużo i działy się straszne rzeczy. Czasem płakała, zazwyczaj w ukryciu, często wybuchała złością, ale najczęściej nie miała na nic siły i przerastały ją najprostsze rzeczy. Wciąż wydawało jej się, że nikt jej nie lubi, wszyscy noszą maski i grają, żeby jej nie urazić. Uciekała, chciała pobyć sama, ale jej to nie pomagało. Wszyscy myśleli, że to hormony, może jest przed okresem, przejdzie. Miała małe dziecko i chciała dać radę dla niego, ale nie potrafiła sobie pomóc, a o pomoc bała się prosić.
To minęło. Któregoś dnia była w doskonałym humorze – narzeczony na wyjeździe z kumplami, rodziców poprosiła o zabranie dziecka na spacer, bo ma przypływ energii i może wreszcie by posprzątała? To był dla niej jedyny niepowtarzalny moment, by odejść i udało jej się. Przygotowała wszystko, by nie robić nikomu większego kłopotu – mieszkanie zostawiła otwarte, stwierdziła, że zrobiła wszystko co mogła, prosi tylko o pochowanie, wszystkim będzie lepiej bez niej.

Nie ignorujcie depresji, proszę.
bazienka Odpowiedz

i nie ignorujcie, jesli osoba bez podjecia leczenia nagle ze smutnej robi sie wesola- nie, nie przeszlo jej, ona po prostu dokladnie zaplanowala swoja smierc, juz wie, jak i kiedy i jej lzej

Hvafaen

Albo ma lepszy epizod, ale nadal nie można ignorować.

ohlala

@Hvafaen

Tak, zresztą czasami to nawet nie jest szczęście, tylko coś w stylu manii.

livanir Odpowiedz

To podobno jeden z ostatnich objawów depresji. Moja znajoma też na kilka ostatnich dni przed śmiercią zrobiła się wesoła i spokojniejsza...

dewitalizacja Odpowiedz

Monotonia życia łatwo może wpędzić w depresję. Młode matki często chorują, bo siedzenie z dzieckiem w domu w pierwszych latach życia odizolowuje od ludzi.

Hvafaen

To jest takie logiczne, a ludzie i tak dopuszczają do takich sytuacji.

dewitalizacja

Ludzie odsuwają się w tym okresie, bo wiedzą, że całą uwagę kobiety pochłania dziecko - jest ona zmęczona opieką nad nim i nie ma czasu na wyjścia. Dlatego jeśli taka matka sama nie wyjdzie z inicjatywą, nie odezwie się do kogoś, nie zapyta co słychać i pozwoli na to, by dziecko zamknęło ją w czterech ścianach, skutki mogą być straszne.

nibylung

pamiętam, że mój bratanek miał miesiąc, gdy bratowa pierwszy raz wyszła z domu na kilka godzin, a dziecko zostało z moim bratem, czyli swoim ojcem. przy pierwszych dwóch dzieciach też wychodziła regularnie. na siłownię, zakupy, do fryzjera, spotkać się z przyjaciółmi. i nie mieli nigdy pomocy osób trzecich (bo nie chcieli), po prostu mój brat zajmuje się dzieciakami tak samo często, jak bratowa. i tak, pracuje przy tym. obserwuję ich rodzinę od lat i czytając takie historie, jestem naprawdę zaskoczona. nawet jeżeli matka karmi tylko piersią, to na godzinkę spokojnie mogłaby wyjść, przecież ojciec tak samo może dziecko przewinąć, czy uśpić. jestem w szoku, że kobiety robią sobie dzieci z facetami, w których nie mają żadnego wsparcia.

Postac

nibylung - kobiety robią sobie dzieci z odpowiednimi mężczyznami. Tylko później się coś zmienia.

Mój mąż bardzo angażował się w opiekę nad pierworodnym. Na tyle mocno, że zdecydowaliśmy się na drugie od razu i 9 miesięcy po pierwszym porodzie zaszłam w drugą ciążę. W ciąży zaczęło się psuć - zarzucał mi, że "ciągle odpoczywam". Fakt, nie miałam wtedy tyle siły co normalnie, a priorytetem była dla mnie opieka nad pierwszym dzieckiem, a nie sprzątanie domu. Po drugim porodzie mąż robił dosłownie wszystko, ja tylko zajmowałam się drugim dzieckiem (wyjątkowo spokojnym). A teraz... Starsze dziecko ma 3 lata i we wrześniu pójdzie do przedszkola. Mąż wyszedł z nimi sam na spacer 3 razy w tym roku. Za każdym razem to ja musiałam Wyszykować dzieci i postawić go przed faktem dokonanym - idziesz i koniec. Jak jest z nimi sam chociaż 10 minut w domu, to na nie krzyczy i zaczyna się zdarzać szarpanie - wtedy od razu interweniuję, ale mąż nie widzi w tym nic złego. Za każdym razem ma wymówkę. Jednocześnie z obcymi dziećmi nadal bawi się super. Coś się ciągle zmienia, jest coraz gorzej. Na 1 dobry dzień są 3 złe. Będzie gorzej? Nie chcę zabierać mu dzieci: chcę, żeby było jak na początku i jak teraz jest z cudzymi dziećmi.

nibylung

postac, rozmawiałaś z nim o tym? może ma jakiś problem, coś się wydarzyło w jego życiu? ludzie nie zmieniają się ot tak, bez powodu. możliwości są dwie - albo coś się stało (równie dobrze to może być jakiś guz mózgu, bo one też często odpowiadają za dziwne zmiany w zachowaniach ludzi), albo od zawsze taki był, a tylko na początku udawał dobrego i przykładnego, żeby zrealizować jakiś cel. psycholog mógłby pewnie pomóc, ale sam musiałby zauważyć problem i chcieć go naprawić.

Postac

Zmiany zachodziły powoli, więc wątpię, żeby coś się stało. Jak z nim rozmawiam, to mówi, że nie wie czemu tak się denerwuje i że jest zmęczony. Zrobił sobie podstawowego badania i jest zdrowy. Czy w takich badaniach wyszłoby coś, jeśli faktycznie ma guza mózgu? Czy trzeba coś specjalnie?
Jak proponuję mu różne formy odpoczynku, to odrzuca, bo "Ty się nimi zajmowałaś cały dzień, to teraz ja muszę". No nie musi, jakby odpoczął to może by się zachowywał normalnie i wszyscy byśmy skorzystali. Proponowałam psychologa, to powiedział, że sama mam iść. Ok - chodźmy razem (dzieci do babci lub oddzielne wizyty). Też nie. Zabierałam dzieci 1 dzień w tygodniu, żeby mąż mógł odpocząć, ale to nie zmienia jego zachowania.
Ja szukam rozwiązań problemu, a on go bagatelizuje.

Frog

@Postać
Powiem w skrócie to, co najczęściej słyszę w podobnych przypadkach od mężczyzn (znajomych, bądź z rodziny) - NIE TAK MIAŁO BYĆ. -
Gdy usiłuję dopytać, JAK miało być, zazwyczaj słyszę "No tak jak wcześniej!!".

I w tym momencie zaczynają się już schody, gdyż żadne "wcześniej" nie obejmuje ani obecności potomstwa, ani PEŁNEGO współuczestniczenia w ogarnianiu codziennej rzeczywistości.

Pielęgnowany latami patriarchalny model rodziny ciągle ma się dobrze. A z drugiej strony wiemy, że nie da się tego zmienić w przeciągu jednego-dwóch pokoleń, tym bardziej przy takiej narracji, jaką mamy w tym temacie w Polsce.

Warto pamiętać, że zmieniamy się nieustannie. Życie pod presją, mnóstwo obowiązków - to też nie sprzyja spokojnemu / uzgodnionemu wcześniej rozwojowi (swojemu oraz rodziny).

Trzeba ogromnej świadomości, cierpliwości, wytrwałości i wzajemnej miłości, aby nie stanąć któregoś dnia przed murem, zbudowanym z "bo ty zawsze, bo ty nigdy". Mam nadzieję, że Wam to się uda.

Frog

@Frog - uzupełnienie
Gdy usiłuję dopytać, JAK miało być, zazwyczaj słyszę "No tak jak wcześniej!!".
I w tym momencie zaczynają się już schody, gdyż żadne "wcześniej" nie obejmuje ani obecności potomstwa, ani PEŁNEGO współuczestniczenia w ogarnianiu codziennej rzeczywistości.

Dopiszę jeszcze coś bardzo istotnego:
Żadne "wcześniej" nie brało pod uwagę permanentnego zmęczenia kobiety, opiekującej się dwójką małych dzieci. Tej jej gotowości 24/24 - dla dzieci, a nie (jak wcześniej) dla męża. Setek spraw, które - przy dzieciach - są do zrobienia na już, a nie "nie miałem tego w planie, zrobię potem", a które często finalnie ogarnia kobieta. Z potrzeby chwili, dla świętego spokoju, itd.

Co do męża zaś - ilość zaskoczeń, które dopadają mężczyznę w związku, ewoluującym już w rodzinę, może go po prostu przerastać. Nie tak miało być. Miało być lekko, łatwo i przyjemnie. Oczekiwania rozbijają się już nawet nie o mur, a o drobiazgi.
Łatwiej jest wziąć nadgodziny w robocie, niż zrobić coś, aby było "tak jak wcześniej".

@Postać - nie daj się zwątpieniom. Ale jednocześnie dbaj o siebie - bo to Twoja moc scala Waszą rodzinę.
Powodzenia :)

nibylung

a ja tak zapytam - czy naprawdę, w XXI wieku, w dobie dostępu do internetu i ogromu informacji, mężczyźni, którzy decydują się na rodzinę, myślą, że będzie lekko, łatwo i przyjemnie? może jestem naiwna, ale wydawało mi się, że dla średnio inteligentnego człowieka, jest to raczej oczywiste, że przy małym dziecku nie ma opcji, żeby było łatwo, lekko i przyjemnie. no i że dorośli ludzie rozmawiają o takich sprawach jeszcze zanim zdecydują się na dziecko. ja z moim partnerem rozmawiamy bardzo dużo, bo jesteśmy w trakcie planowania. nigdy nie zdecydowałabym się na dziecko, gdybym nie miała pewności, że mój facet ma świadomość z czym to się wiąże. że czekają nas nieprzespane noce, mniej lub nawet zero seksu przez pewien czas, że on też będzie musiał wstawać w nocy, przebierać, karmić i zostawać z dzieckiem sam. że dziecko może okazać się wyjątkowo wymagające, chore, że ja mogę popaść w depresję poporodową. czy naprawdę u większości par to wygląda tak, że chcą dziecka bez względu na wszystko i nie rozmawiają o "skutkach ubocznych", bo jakoś to będzie?

dewitalizacja

Dokładnie tak myślą. W gruncie rzeczy jest mało ludzi, którzy odpowiedzialnie podchodzą do rodzicielstwa.

Zobacz więcej odpowiedzi (5)
Dodaj anonimowe wyznanie