#pRono
Na początek powiem, że od zawsze mieszkałem z rodzicami, siostrą i babcią razem w jednym domu. Byłem z nią bardzo zżyty. Wszędzie chodziłem z nią, jeździłem na wakacje w jej rodzinne strony itp. Była moją drugą mamą.
Jako że była ona pielęgniarką i pochodzimy z małego, 30-tysięcznego miasteczka, znała się na wylot z całym miejskim personelem pielęgniarskim. A dzięki niej wszystkie pielęgniarki znały mnie, jako że zawsze z nią chodziłem na szczepienia, badania itp., a ona wykorzystywała swoje znajomości :). Od zawsze byłem zapisany do przychodni dziecięcej w naszym mieście, gdzie pielęgniarki były starsze i przyjaźniły się z moją babcią jeszcze z czasów szpitalnych :). Tu powstała intryga babci. Ja mały brzdąc przeraźliwie bojąc się pierwszego szczepienia i tego jak śmiertelnie jest bolesne, zostałem uratowany przez kochaną babcię! Ja nie chciałem, żeby w ogóle bolało, więc moja genialna, troskliwa babcia dogadała się na boku z koleżankami, aby mnie podpuścić.
Otóż babcia przed zastrzykiem powiedziała: (na potrzebę opowieści przyjmijmy, że koleżanka mojej Babci zwała się Basia):
- Basiu, daj mu znieczulenie, żeby go nie bolało.
Wtedy pani Basia wzięła ten gazik nasączony alkoholem do dezynfekcji skóry, potarła miejsce do ukłucia tak jak to zawsze robią i wmówiły mi razem z babcią, że to właśnie jest znieczulenie. Uwierzyłem. Fakt, nie bolało, nigdy zastrzyki mnie jakoś nie bolały, ale cóż, może to efekt placebo. Te kłamstwo o znieczuleniu ciągnęło się za mną latami. Gdy byłem u dentysty babcia wmawiała mi, że tu daje się inne znieczulenia niż na zastrzyk - mocniejsze. Wierzyłem.
Minęły lata. Skończyłem osiemnastkę. Jak wiadomo, w tym wieku każdy dostaje wezwanie na pewne szczepienie, nie pamiętam od czego, ale mniejsza z tym. Moja "rodzinna, dziecięca przychodnia" została zamknięta. Przeniosłem się do innej, takiej dla dorosłych. Chodziłem już oczywiście bez babci. Przyszedłem na szczepienie. Dorosły, duży chłop. Siadam na fotel, podwijam rękaw i mówię do lekarki:
- Tylko ze znieczuleniem poproszę!
Ona patrzy na mnie jak na debila lub nienormalnego. Poszedł facepalm i pyta z niedowierzaniem:
- Chcesz zastrzyk, żeby zastrzyk mniej bolał?!
A ja do niej ze stoickim spokojem i półżartem w głosie:
- Nieeee, ja poproszę to słabsze, to pocieranie gazikiem.
Lekarka zaczęła się tak śmiać, że spadła z taboretu i wtedy mi to wytłumaczyła. Dostałem buraka życia i czułem się żałośnie.
TAK, do 18 roku życia wierzyłem, że dezynfekcja to znieczulenie... Nikt z rodziny nie wie o mojej głupocie. Zmieniłem po tym szczepieniu przychodnię...
Powiedz autorze jak będąc w wieku 3 miesięcy zapamiętałeś pierwsze szczepienie?
@Baaba dokładnie o tym pomyślałam, moje dziecko ma 3 latka i już dobrych kilka szczepionek przeszedł
Wypraszam sobie, nie "jak każdy dzieciak". Ja bardzo lubiłam chodzić na szczepienia.
Ja też, bo dawali naklejki
Ja teeeeeż. 😛
A ja nie wiem czemu, ale bardzo lubię zastrzyki i pobieranie krwi. Nie, nie zostałem ćpunem ale żałuję, że mój stan zdrowia nie pozwala mi oddawać krwi. Oddawałbym z przyjemnością.
Akurat oddawania krwi to nie lubię. Jednak zastrzyki, to co innego. Jakoś tak przyjemnie, jak się ta igła wbija w ramię.
Robienie tatuażu też jest miłe, jak zwykłe smyranie. Dźwięk "kliknięcia"(?) gdy igła wbija się w skórę... Trochę ASMR