#r6xux
Gdy miałem 6 lat, zmarła moja biologiczna mama. Nie wiedziałem wtedy, że mój tata już wcześniej zaglądał do kieliszka. Mama zmarła na raka, to nie miało związku, jednak potem ojciec się kompletnie posypał i rozpił. Mną opiekowała się babcia – nadopiekuńcza dla mnie i rządząca całą rodziną (Niemka z pochodzenia).
Gdy miałem 9 lat, w domu pojawiła się obok ojca nowa pani – najpierw kazała do siebie mówić „ciocia”, a potem bardzo szybko „mama”. Pamiętam zdjęcie szczęśliwego chłopca na ślubie taty i nowej mamy. Chyba ostatnie chwile mojego szczęścia.
Niecały rok później w domu pojawiło się malutkie dziecko – moja przyrodnia siostra. Ja zostałem – w ustach macochy – zdegradowany do „debila, tumana, chu.a pierdo..nego” i innych słów, które jako 11-latek poznawałem bardzo szybko. Uczyłem się szkoły przeżycia.
Ojciec pił coraz więcej, coraz częściej były to płyny niegodne określenia alkoholu spożywczego. Macocha z pomocą sobie tylko znanych kumpli ściągała starego z trawników miejskich, choć często wraz z nim przywlekała do domu dość szemraną klientelę kumpli od denaturatu.
Poza jedynym przyjacielem z podstawówki, od liceum nie zapraszałem nikogo do domu – nigdy nie można było mieć gwarancji, co kolega/koleżanka zastanie. Jedyną oazą był mój pokój, 10 m², w którym jednak nigdy nie doprosiłem się zamka od drzwi.
10 lat młodsza ode mnie przyrodnia siostra po przedszkolu przebywała głównie w domu przyrodnich dziadków – ludzi o złotym sercu, którzy jednak nie chcieli znać prawdy o tym, co ich córka, czyli moja macocha, robi ze mną. W ten sposób macocha miała mnie codziennie na kilka godzin.
W domu na futrynie drzwi do kuchni wisiały dwa paski. Zaczynało się zwykle od wyzwisk – za cokolwiek, bez powodu też. Potem policzkowanie. Potem: „Przynieś pas i spuść majtki, przełóż się”. Codziennie. Skończyło się to dopiero tuż przed moją maturą. Do tego, jak już miałem te 15-16 lat, doszło molestowanie – macocha w sumie jest ode mnie tylko 19 lat starsza.
Nigdy nie chciałem wracać do domu – trzy ucieczki z domu, straszenie wychowawców na obozie próbą samobójczą... to był tylko wierzchołek mojej góry lodowej. Nikt nigdy mi nie pomógł, aby dotrzeć do podstaw.
A jednak w tym wszystkim byłem chyba genialny. W liceum co rusz wygrywałem olimpiady, potem osiągnąłem sukces zawodowy, dochodząc obecnie do kierowniczego stanowiska. Zawodowo jestem spełniony. Ale nie umiałem w ludzi i wciąż nie umiem. Posypało się moje małżeństwo, nie mam koło siebie nikogo. Przyjaciółmi są dla mnie ... książki.
Zablokowałem moją macochę w telefonie i social mediach. Już nigdy mnie nie usłyszy, nie spotkamy się. Czasem trzeba kogoś zrzucić do przepaści. Zero wyrzutów sumienia.
Współczuję...Mój ex facet też miał dzieci i nigdy bym ich źle nie potraktowała. Nie rozumiem zachowania takich kobiet. To nie wina dzieci, że ich ojcu nie ułożyło się w małżeństwie. Masakra... Jeśli macocha będzie czegokolwiek potrzebować, a można się tego spodziewać po takich ludziach, że jeszcze bezczelnie będzie prosić np. o pieniądze, olej ją. I radzę zdobyć jakieś dowody (np. rozmowę z macochą, którą nagrasz i zapytasz dlaczego tak Cie traktowała), żeby w przyszłości nie mogła pozwać Cię o alimenty (art. 144 krio). Bo jeśli macocha Cie wychowywała, to ma do tego teoretyczne prawo, chyba że stosowana była np. przemoc., czyli było to "niezgodne z zasadami współżycia społecznego" - art 144 KRiO.
Nie umiesz w ludzi, bo miałeś styczność z patologią. Sukces zawodowy Ci nie pomoże, jeśli wewnętrznie czujesz się jak bezwartościowe g... przez to, co spotkało Cię w dzieciństwie.
Może dobrze, że rodzina nadal tak Cię traktuje, bo w sumie mogliby upatrzyć sobie okazję w Twoim sukcesie i zmienić swoje traktowanie. Ty byś myślał, że nagle stałeś się dla nich ważny, a oni mieliby w tym interes. A tak, łatwiej będzie Ci zerwać kontakty, bo sprawa jest banalnie prosta.
Jesteś niesamowity. O wiele bardziej prawdziwym facetem niż twój ojczulek. I o wiele bardziej czlowiekiem niż macocha. Podziwiam cię i super, że masz szanse dać swojej córce dobre dzieciństwo
Współczuję... Mój ex facet miał dzieci i choć nie były moje, to nigdy bym ich tak nie traktowała, wręcz broniłam ich przed ich tatą, który może nie używał fizycznej przemocy, ale bywał nieprzyjemny czasem bez powodu. Nie rozumiem zachowania takich kobiet...Przecież to nie wina tych dzieci, że ich ojcu nie ułożyło się w małżeństwie
Chłopie, to przykre. Ale czego oczekujesz tutaj, to nie wiem.
Jeśli czujesz, że trzeba coś przemyśleć, przepracować, to idź do terapeuty.
Jeśli nie chcesz na tę chwilę, a szukasz zielonego światła to niniejszym rozgrzeszam cię, nie jesteś nic winny tej suce.
Owszem, suka. Mebluj dalej, powodzenia.
Hm, komentarze autora zniknęły... Usuwanie konta tak działa?
Piszesz, że nikt ci nie pomógł. A czy jako osoba doświadczająca takiej przemocy możesz poradzić jak takim dzieciom/nastolatkom można pomóc?