Miałem małą stłuczkę - wjechałem w rowerzystę (przysięgam, dosłownie wyrósł spod ziemi!). Spanikowany wyskoczyłem zza kierownicy i zobaczyłem, że leży tuż przed zderzakiem, nieprzytomny. Pochyliłem się nad nim, żeby sprawdzić puls... w tym momencie facet zerwał się na równe nogi, krzyknął: "Ha! myślałeś, że jestem martwy, dupku!", po czym uderzył mnie w twarz, wsiadł na rower i odjechał.
Dodaj anonimowe wyznanie
A myślałem, że już dali sobie spokój z tymi porannymi wyznaniami pisanymi na jedno kopyto. Przedwczesna była moja radość :)
Już ci wierzymy. Samochodem byś go bez trudu dogonił i wtedy mogło by być z nim kiepsko.
Jesli wyznanie jest prawdziwe to myślę ze był zdezorientowany całą sytuacją i nie przyszło mi do głowy robić pościg za śmieszkiem
Ale po co miał go gonić xdd Miał go złapać i pobić czy co?
samochodem rowerzystę? Nie pij tyle.
A kierowca autobusu zaczął klaskać.
Kierowca roweru w tym wypadku. Przypadku. XD
Dobrze dla Ciebie, jeszcze by odszkodowanie chciał czy coś a jak cham to dobrze, że odjechał.
Dosłownie, to chyba człowiek-kret.
Zmyślone. Jakby nawet nic mu się nie stało i zarobiłby jedynie parę siniaków, nie dałby rady odjechać na rowerze (nie nadawałby się do jazdy) poczekałby na policję, by dostać odszkodowanie xD
Odbiło mi się słabą, polską próbą naśladowania Monty Pythona.
Tak jasne, wyrósł spod ziemi