#sweDV
Nadszedł czas szczepienia. Ja, cała w nerwach, czekam przed drzwiami do mojego mieszkania na mamę. Chodziłam nerwowo w kółko rozmyślając o czekających mnie torturach, kiedy nagle potknęłam się o kawałek drewna i przewróciłam się na stojącą tam szafę. W pełnym szoku popatrzyłam na moją dłoń i uznałam, że coś jest nie tak - kciuk odwrócił się o 180 stopni, tak że paznokieć znajdował się niemal po wewnętrznej stronie. Oczywiście pełna syrena, ryczę wniebogłosy, mama przybiega - wiadomo, jedziemy do szpitala. W taksówce uznałam, że w sumie dobrze się stało, bo przynajmniej nie muszę iść na igiełkę!
Po chwili leżałam w sali szpitalnej na łóżku, nade mną lekarz, kilka pielęgniarek, gotowych na zabieg. Podeszła pani ze strzykawką i mówi miłym głosem, że teraz zrobi mi zastrzyk znieczulający. Ja, pewna, że ominę takie doświadczenie tego dnia, wpadłam w taki szał jak nigdy. Walałam się po łóżku jak jakiś uwięziony zwierz. Miła pani nagle wpadła na świetny pomysł jak mnie uspokoić i powiedziała: "Kochanie, nie bój się, to będzie bolało tylko tak, jak użądlenie osy!". To był duuuży błąd.
Zleciało się chyba pół szpitala, ja musiałam wyglądać jakbym dostała wścieklizny. W końcu ktoś przywiózł maszynę do narkozy, parę osób mnie przytrzymało i założyło maskę. Po kilku wdechach już spałam. Obudziłam się szczęśliwa, jak to po narkozie - trochę jak zjarana. Mama siedzi koło mnie i opowiada przez telefon tacie, jak to jego mała córeczka wpadła w taki szał, że podbiła oko pielęgniarce i kopnęła porządnie w krocze innego pracownika szpitala, pomagającego przy zabiegu.
Kiedy byłam tam kilka lat później z urazem, od razu przywieźli mi maszynę do narkozy...
Podczas urlopu w południowym Tyrolu moja czteroletnia córka przewróciła się i upadając trafiła dłonią na nieoheblowaną deskę. W efekcie miała kilkanaście drzazg w dłoni, wyglądających dość groźnie.
Gdy poszliśmy do lekarza, mówiłem jej, że będzie bolało, że będzie musiało boleć ale to jedyna możliwość aby później było dobrze.
Najwyraźniej uwierzyła mi i nie pisnęła ani słówka podczas zabiegu. Zaskoczony lekarz powiedział, brava Tedesca, na co usłyszał równoczesny protest: Polacca, no Tedesca.
Jakieś 15 lat później wyciągneliśmy się nawzajem z wraku naszego auta. Gdy udało jej się wydłubać mnie do końca tuż przad ciężarówką, która kompletnie zmieliła nasze auto, usłyszałem ciche, Polacca, no Tedesca.
Akceptuję fakt, że ktoś może bać się igieł ale zrozumieć tego nie potrafię.
Ja też nie rozumiem. Nie rozumiem też do końca tej Twojej historii i tak wielkiego znaczenia sentymentalnego tych słów...
Zawsze się zastanawiam skąd u dzieci taki szał na igłę czy osę. Rozumiem bać się, ale ten szał, który opisujesz ciężko mi pojąć. Czy twoja mama lub ktoś bliski też się tak zachowywał na widok osy i dlatego tez tak robiłaś?
Jak ktoś ma jakąś fobię to nie da się tego racjonalnie wytłumaczyć.
"nie łaź z gołą głową bo dostaniesz zapalenia płuc i przyjdzie lekarz i da ci zastrzyk!!!"
Strasznie dzieci lekarzami czy dentystami często daje takie efekty. Nie żeby to był jedyny powód ale ma wrażenie że zachowanie jest dość powszechne.
Ty też się pewnie czegoś panicznie boisz. Bardzo wiele osób boi się pająków. Ja się boję solfug (pajęczaki jeszcze większe od pająków, które mielą swoją ofiarę i potrafią nieźle skakać - z tego co pamiętam, nawet na kilka metrów).
Niektórzy tak samo mają z igłami. Boją się i już. A jeśli chodzi o ból przy wkłuciu, to zależy jeszcze, jaką igłą i gdzie.
Jedyne czego się boimy to to żeby niebo nie spadło nam ma głowy!
Nie stwierdzam u siebie panicznych lęków, po co te osobiste wycieczki?
Serio? Ostatnio mnie osa użądliła i muszę powiedzieć, że to boli 10 razy bardziej niż jakikolwiek zastrzyk