To było parę tygodni temu, a mnie nadal męczy nieracjonalne poczucie winy z tego powodu. Historia właściwa: Po kilkukilometrowym biegu usiadłem na ławce w parku i po chwili przypałętał się do mnie mały kiciuś. Otarł się o moją nogę i pozwalał się głaskać. Siedziałem tak z nim chwilę, głaskałem i patrzyłem gdzieś w dal, a jego odgłosy stawały się coraz cichsze. Zanim się zorientowałem co się dzieje, mały zdechł...
Dodaj anonimowe wyznanie
Przynajmniej dałeś mu odrobinę czułości w ostatnich chwilach, nie zadręczaj się. Nie mogłeś nic zrobić.
Ja pamiętam, jakieś 10 lat temu siedzę w salonie z bratem oglądamy film. Dom wyotwierany, bo to lato. Przyszedł jakiś obcy kot do domu, usiadł sobie w salonie na podłodze i zdechł.
Jestem złym człowiekiem, śmiechłam 😂
Bardzo smutna historia, na Waszym miejscu bym chyba padła z wrażenia, jednak patrząc z boku... Przepraszam, ale też się zaśmiałam. 😄
To chyba nie powinno mnie śmieszyć xD
Kot zazwyczaj szuka miejsca gdzie mógłby spokojnie 'odejść', najwyraźniej wam zaufał.
Miałam podobną sytuację - przyszedł kot podobny do moich i zdechł na moim podwórku 😮
Też się zaśmiałam. Sama mam dwa koty :|
Śmiechłam, no niestety
Dziki, mały kotek pewnie miał nosówkę, nie mogłeś nic zrobić.
Co to jest nosówka? Naprawdę noe wiem
Nosówka (łac. Febris catarrhalis et nervosa canum lub Febris catarrhalis infectiosa canum; ang. distemper) – wysoce zakaźna, wirusowa choroba psowatych, z komplikacjami w postaci wtórnych zakażeń bakteryjnych.
Wikipedia
Koty na nosówkę nie chorują. Dodatkowo przy jakiejkolwiek chorobie zakaźnej, która doprowadziła już do fazy agonalnej, kiciuś nie miałby siły ani sie przypałętać, ani sie ocierać.
Własnie z powodu tego, jak to w praktyce wygląda przed śmiercią - historia wygląda na ściemę
Dałeś mu coś czego nigdy nie zaznał, miłości. Miłości w ostatnich chwilach.
no nie wiem, czy to była świadoma i szczera miłość :P może wyczuł to i go to dobiło :P
Kot pewnie nie miał szans na przeżycie. Myśl o sobie jako o dobrym człowieku, który dał zwierzakowi zapewne jedyne w jego życiu chwile szczęścia i czułości.
Nie przejmuj się :) Poczucie winy powinien mieć ten, który go do takiego stanu doprowadził... Ty nie zrobiłeś nic złego, wręcz przeciwnie ;)
Mógł sam złapać jakieś choróbsko, nie koniecznie to wina człowieka ;)
@Promotorkaburdelu Też możliwe.
Eh, smutne. Właśnie trzymam na kolanach taką burą znajdę wielkości dłoni. Teraz jest nasza i jest bezpieczna, ale niewiele ją dzieliło od losu dzikiego, schorowanego kota. To nie jest niczyja wina, czasem tylko zadecyduje ludzka nieświadomość i znieczulica. Ciężko się dziwić skoro większość powtarza jak mantrę :" To tylko kot/pies", "życie człowieka liczy się bardziej ", "zwierze nie umiera tylko zdycha". Tak jakby to, że jesteśmy ludźmi sprawiało, że mamy nie szanować cudzego życia, tak jakby zwierzęcy ból był mniejszy niż ludzki, tak jakby śmierć zwierzęcia była tak nie istotna, że trzeba ją nazywać inną nazwą z poczucia wyższości. Smutne, bo to co tu opisałeś to ciągle była śmierć tylko taka, której zazwyczaj nie widzi nikt. Smutne, ale myślę, że lepiej jest umrzeć czując czyjąś dłoń, niż gdzieś samotnie na gołej ziemi. Chyba zrobiłeś co się dało w takiej sytuacji.
Tak to pięknie napisałaś/eś, że aż się wzruszyłem.
101% prawdy.
Dziękuję Marlynie Manson ;)
@TylkoRaz W obliczu śmierci wszyscy jesteśmy równi. Niezależnie, człowiek czy kot, rybka czy mrówka. ||
Miałam podobną sytuację, ale ze swoimi kociakami. Jak miałam 12 lat nasza kotka urodziła pierwszy raz 4 młode. Całe wakacje z mimi spędziłam! Byłam dosłownie ich opiekunką: ja przychodziłam, to ich mama wychodziła "odsapnąć" od nich. Bawiłam się z nimi, rozpieszczałam, tuliłam do snu... Z 1 września zaczęło się sypać. Mój ulubieniec (wszystkie bardzo kochałam, ale ten był wyjątkowym rzepem, zawsze chciał być bardzo blisko mnie) tuż po rozpoczęciu roku szkolnego się rozchorował. Pojechaliśmy z nim szybko do weterynarza, podobno bardzo dobrego (teraz, po długich latach doszliśmy do wniosku, że tylko "dobrze płatnego"...). Mały głośno miauczał, chciał się tulić, ale też się strasznie prężył, najpewniej z bólu. Na miejscu dowiedzieliśmy się, że to coś z brzuchem, dostał kroplówkę, jakieś leki i wysłali nas do domu z termoforem. Tata po drodze do domu chciał sobie kupić w kiosku fajki, parę metrów od weterynarza. Kot zamiauczał jeszcze kilka razy bardzo rozdzierająco, z bólu ugryzł mnie w ramię ii.. Tak na rękach mi odszedł. A w przeciągu miesiąca cała reszta. Do teraz mnie ściska, jak o tym myślę... Coś kiedyś słyszałam, że niby pierwsze mioty bywają słabe i nie żyją zbyt długo... Nie wiem, co z nimi było, jednak nasza kotka miała jeszcze parę razy koty, wszystkie przeżywały. Może z tym maluchem z wyznania było podobnie? 😯 Wiem, co czujesz, współczuję Ci. Trzymaj się Autorze!
Bardzo dobrze, że się zamartwiasz. Za szybko biegłeś. Jak już cię dogonił, to bidulka wyzionął ducha.
Jesteś okrutny! 😄😄😄
Może umarł z rozkoszy? :)