#x00oR

O pazerności nawet-nie-rodziny.

Moja już niestety świętej pamięci babcia miała bardzo małą rodzinę. Mąż zmarł przeszło 20 lat temu, jeden syn, a mój ojciec żyje i ma się dobrze, drugi syn zmarł w młodości, z rodzeństwa nie żyje już nikt, z dalszymi krewnymi utrzymuje kontakt na zasadzie "pocztówka na Wielkanoc". Miała ona niewielkie mieszkanie, które na wiele lat przed śmiercią, nawet zanim osiągnęłam pełnoletność, zostało przepisane na mnie, żeby nie było problemów z dziedziczeniem i przekazywaniem (nie znam się na tych sprawach, więc jeśli coś pomieszałam z nazewnictwem, to przepraszam).

Babci się zmarło. Dość nagle, spokojnie, we śnie. Choć miała 94 lata, był to dla nas szok, bo trzymała się jak na swój wiek świetnie. Codziennie chodziła do kościoła, parę razy w tygodniu na cmentarz, sama robiła zakupy, gotowała, tylko ze sprzątaniem trzeba jej było pomagać. Testamentu nie spisała, ale wiadomo było, że mieszkanie z zawartością idzie na mnie, ale marne ok. 200 zł, których nie wykorzystała, na ojca. Tyle.

Mija parę tygodni, do ojca dzwoni telefon. Okazało się, że to przyszywana ciotka. Przyszywana, bo była narzeczoną zmarłego brata ojca, ale nadal utrzymywaliśmy z nią kontakt. Marny, bo to osoba niezwykle pazerna, uważająca, że jej się należy, do tego bezgranicznie zakochana w swoim psie i nikim więcej, choć ma męża i dwoje dzieci.
Po krótkim wstępie oznajmiła, że należy jej się spadek. Z jakiej racji? Znajomości. Nie, żadne więzy krwi, nic takiego. Bo ona chodziła z Marcinem, więc jej się należy. Gdy została uświadomiona, jak nastąpił podział majątku, chciała wydobyć połowę z pieniędzy. Czyli 100 zł. Nie brakuje jej kasy.
Ojciec chciał ją zbyć, ale szybko podsunęłam mu pewien pomysł. Podchwycił i powiedział jej, żeby była w sobotę po południu pod mieszkaniem, to się dogadają.

O co chodziło? Mieszkanie jest do generalnego remontu. Malowanie ścian, położenie izolacji, wymiana podłogi, mebli, postawienie kaloryferów (o ile to będzie możliwe)... Meble to typowy PRL, trzymające się na ślinę i słowo honoru. Babcia zmienić ich nie chciała, bo ona "do zimy nie dożyje" i tak dobre 10 lat. Teraz musieliśmy zrobić z nimi porządek. Poszliśmy więc w sobotę przed południem i wynosiliśmy je na podwórko, celem zostawienia w kontenerze na odpady wielkogabarytowe.
Pracowaliśmy parę godzin, w końcu zjawia się ona. Oczy jej się błyszczą na myśl o pieniądzach i już chce rękę wyciągać. Ojciec prowadzi ją na tył bloku, na podwórko, i szerokim gestem pokazuje na meble, mówiąc, że oto jej część.

Jednoczesne zapowietrzenie i chęć wykrzyczenia oburzenia wyglądają komicznie. Próba szybkiego odwrotu po błocie, gdy ma się sandały na obcasach, jeszcze bardziej. Więcej się nie odezwała. Jaka szkoda :P
Przekliniak Odpowiedz

Po cudze to takie elementy pierwsze

GrazynaZarkoOffical Odpowiedz

Idealne. Bo to JEST 50% jej "spadku"

minuSH Odpowiedz

Już myślałam, że każecie jej sobie pomagać remoncie w zamian za "całą połowę odziedziczonych pieniędzy", po czym dostanie tę stówkę :) Ale Wasz pomysł też świetny.

AkustyczneDziecko Odpowiedz

Jakie złoooo. Już was lubię.

Nalli Odpowiedz

Jej mina była z pewnością bezcenna :D

knugi Odpowiedz

wzięła te meble? :D

Dodaj anonimowe wyznanie