#x6YUf
Już wtedy czułam że coś jest nie tak. Ale dopiero gdy do pokoju zajrzała jego żona, z zapytaniem jak długo jeszcze? A on aż odskoczył ode mnie. Uświadomiłam sobie, że to co robił nie było wporzadku. Miałam nadzieję że jego żona jakoś zareaguje. Przecież widziała co mi robił. Ale ona rzuciła tylko krótkie "kończ już" i wyszła. A gdy po wszystkim wyszliśmy z pokoju, widać było że oboje są zmieszani.
W drodze do szkoły nauczycielka dopytywała, co tak długo robił pan doktor. Wydaje mi się że zauważyła napiętą atmosferę, czy choćby mój wygląd. Bo wyszłam z pokoju wymiętolona i z rozpiętym stanikiem, który zapięłam dopiero w szkolnej toalecie.
Nic jej oczywiście nie powiedziałam. Wstydziłam się przyznać, że przez cały ten czas, gdy ona była tuż za ścianą. Ja byłam dotykana i podszczypywana. Bałam się też powiedzieć, że jego żona widziała jak stoi za mną i trzyma mnie od tyłu za piersi.
Ciągle bije się z myślami i próbuje sobie wytłumaczyć. Że nic się nie stało. Że tak powinno wyglądać badanie. Ale co jakiś czas, te wspomnienia wracają, a wraz z nimi pytania na które chyba nigdy nie poznam odpowiedzi.
Dziwne że nie zrobiłaś rabanu, nie odepchnęłaś, nie zaczęłaś się drzeć... Rozumiem że mogło Ciebie zatkać ale każdy kto będzie w takiej sytuacji kiedykolwiek niech pamięta, żeby stawiać się i krzyczeć jak najgłośniej! Lekarz powinien stracić posadę i prawo do wykonywania zawodu. Może takie oblechy jak on wyczuwają po zachowaniu, kto się będzie im stawiał, a kto nie, i obierają za "bezpieczny" cel tych drugich :(
Spotkało mnie coś podobnego. Nie, nie biję się dziś z myślami co wtedy mogłam, a czego nie mogłam, co powinnam, a czego nie powinnam zrobić. Było, minęło. Ale prawda jest taka, że w przypadku kiedy robi nam to lekarz, to jednak jest ten mały cień niepewności - może jednak tak ma być? Może przesadzam? Mam 100% pewność? Niby wydaje mi się że tak, ale no właśnie, wydaje mi się. Trochę głupio zrobić dym o molestowanie, a potem się okaże, że żadnego nie było, że tak wygląda to badanie i że sto pacjentek przede mną miało takie same, każdy to wie, a ja jestem jakaś nienormalna.
Do tego w wieku nastoletnim mało kto jest jakoś wybitnie asertywny. Ja doczekałam do końca swojego badania w ciszy i dyskomforcie i po prostu nigdy więcej do tego lekarza nie wróciłam. Dziwi mnie natomiast, że jest rozchwytywanym lekarzem, ma mnóstwo pacjentów, ciężko się do niego dostać i nawet tu, na anonimowych, ktoś go kiedyś polecił, że potrafi zdziałać cuda :) Nie wiem czy to te same cuda które u mnie działał, mam nadzieję że jednak inne.
Jasne, to nie chodzi o to że mam pretensje i wyrzucam komuś, że czegoś nie zrobił, tylko mówię żeby jak ktoś spotka taką sytuację, to po prostu trzeba reagować. Ale przy tym wiem, że człowiek ma generalnie dwie strategie w takich sytuacjach - jedna to jest niestety zamarcie w bezruchu i czekanie, aż niebezpieczeństwo przeminie. Dopiero druga to jest konfrontacja.
Fajnie by było, gdyby każdy wiedział na przyszłość, a już przynajmniej każda młoda dziewczyna, że zastosowanie tej strategii konfrontacji to nic złego i jest absolutnie uzasadnione. I to nieważne, kto by to był, kto by wyciągał swoje obrzydliwe łapska, czy ksiądz czy lekarz, prawnik czy choćby milioner. Spotkała mnie chyba raz trochę podobna sytuacja (chociaż nie aż tak zła, jak Autorkę) i pamiętam, że darłam się tak bardzo, że chyba postawiłam w stan gotowości cały blok - wszystko żeby po prostu odstraszyć tę osobę od siebie. I rzeczywiście dało to na pewno spore rezultaty, dlatego po prostu mówię o tym i jak się najlepiej zachować, żeby się nikt nie bał na przyszłość... Jeśli ktoś ma badanie lekarskie i nie jest do końca pewien, czy powinno ono przebiegać w taki sposób, czy inny, to można spróbować zacząć od zadawania pytań, np. "czy to badanie na pewno powinno przebiegać w taki dziwny sposób?", komunikatów typu "proszę mnie tak nie macać" czy nawet dawania ostrzeżeń "jeśli pan nie przestanie to źle się to dla pana skończy".
Ale jak mówię (i pisałam też w pierwszym komentarzu) - ja nie mam nic do autorki, że nic nie zrobiła. To też jest normalna, ludzka reakcja, aby nic w takiej sytuacji nie zrobić, szczególnie jak się nie wie, jak się zachować.
Dzis jestem starsza, bardziej pewna siebie i moja reakcja na pewno byłaby inna. Parę lat po tamtej sytuacji robiłam USG piersi i lekarz kilkukrotnie komplementował mój biust, wtedy już nie miałam oporów żeby mu powiedzieć że przyszłam zrobić badanie a nie słuchać niestosownych komplementów i faktycznie, słysząc mój sprzeciw, na więcej sobie nie pozwolił. Ale mając naście lat nie byłam taka cwana.
Nic dziwnego, 30 lat temu jakby naskoczyla na szanowanego lekarza to by jeszcze ją na przesłuchaniach skatowali pałkami
Niestety, ale histora którą tu opisałam jest prawdziwa. A jeśli chodzi o ten komentarz. Sama nie wiem. O całej tej sytuacji, opowiedziałam tylko trzem osobom. Ale tylko jedna z nich mi uwierzyła i próbowała zrozumieć. Reszta, zachowywała się jak osoba, która napisała pierwszy komentarz pod moim wyznaniem. Dlatego skomentowałam swój post jako osoba trzecia, żeby nie wchodzić w zbędną dyskusję. Pozdrawiam
Równie dobrze mogłaś w ogóle nie komentować - przez wrzucenie komentarza z tego samego nicku co wyznanie i jednoczesne podszywanie się pod osobę trzecią twoje wyznanie tylko straciło na autentyczności.
Młodzi ludzie, 16 - 17 lat , bo tyle przypuszczam miała autorka, gdy to się działo. Nie są asertywni gdyż niewiele przeżyli czy widzieli w swoim krótkim życiu. Tymbardziej że działo się to kilkadziesiąt lat temu. Nie było wtedy internetu, a w telewizji czy w domu, nie mówiono o czymś takim jak molestowanie.
Jaka piękna wpadka na niebiesko. Widać że to ktoś nowy kto nie zna tej pułapki i sam sobie odpisuje.
Hehehe nie ma co, zabawna wpadka ;) Ale ja już nie jestem multikontem, gdyby ktoś o to podejrzewał. Napisałam swój komentarz jak jeszcze było w Niezweryfikowanych. No ale już po tym, co zrobiła autorka, to pewnie więcej normalnych komentarzy nie dostanie :P
no i już wiadomo ile prawdy w tym wyznaniu xD
Po co tworzyć zmyślone wyznania i odpisywać sobie samemu?
Badanie tak nie powinno wyglądać -- nie wymawiaj sobie, że to było coś normalnego, bo nie było
Rozumiem Cie, miałam trochę inną sytuacje z ginekologiem. Pan ginekolog zważywszy na to ze jestem dość młodą osobą a do niego chodzą głównie kobiety starsze to chyba za bardzo się poczuł i zaczął mi mówić obrzydliwe rzeczy typu żebym „ściągnęła majteczki”, „zaraz sie podotykamy, zobaczymy co i jak”. Po tym musiałam sie przed nim pokazać bez tych „majteczek” przez co poczułam się bardzo niekomfortowo, pytałam o niektóre rzeczy pare razy bo myślałam ze się przesłyszałam. Pomimo dużego dyskomfortu i poczucia takiego poniekąd wykorzystania czy jego radości że zobaczy młodą dziewczynę bez majtek i będzie mógł ją „podotykać” nie widziałam co mam zrobić. Może to u niego normalne, może on tak pracuje i do każdego mówi, może to ja przesadzam bo przecież to jest lekarz, musi zachowywać się profesjonalnie i nie może sobie na coś takiego pozwolić. Mówienie o ściągnięciu majteczek do dorosłej kobiety wydawało mi się wręcz absurdalne, ale to lekarz tak? A przynajmniej ja sobie to tak wmawiam.
Nie rozumiem dlaczego autorka miałaby kłamać w swojej historii. Wydaje mi się ze kobiety są bardziej narażone na przykre, niekomfortowe komentarze ze strony mężczyzn. To co opisałam z ginekologiem to jest jedna sytuacja, nauczyciele, znajomi, inni lekarze czy nawet bliskie mi osoby mówią i robią przeróżne rzeczy. Czasem nie wiadomo co z daną rzeczą lub sytuacją zrobić bo wydaję sie to wręcz niemożliwe żeby ktoś mógł tak pomyśleć a tym bardziej to powiedzieć. Autorka wyznania czuła sie gorzej, było jej słabo do tego stopnia ze nauczycielka stwierdziła ze potrzebuje lekarza, może nie myślała tez logiczne przez to, nie wiedziała do końca jak ma reagować na to i czuła sie bez silna.