#zNcwK

Około czternaście lat temu, jak jeszcze byłam młoda i nieasertywna, podjęłam się pracy w sklepie z owadem.

Od początku pracownice z dłuższym stażem wykorzystywały mnie na każdy możliwy sposób. One chodziły po sklepie jak święte krowy, co godzinę na papieroska, miały pół godziny przerwy, ucinały sobie dyskusje z klientami itp.
Ja 95% czasu siedziałam na kasie i w ciągu 8 godz. pracy nie miałam przerwy, bo gdy już mnie łaskawie puściły, to po dwóch minutach wołały mnie znowu, bo kolejki. Zazwyczaj nawet nie zdążyłam dobiec do pomieszczenia socjalnego, bo po drodze jeszcze klienci mnie zagadywali, zgodnie z wytycznymi nie mogłam odmówić pomocy. W czasie pracy nie mogłam wyjść nawet na siku, gdy prosiłam, by któraś mnie zastąpiła na parę minut, mówiły, że mają dużo pracy.
Zdarzało się, że już byłam bliska posikania się w gacie, więc zostawiałam klientów i leciałam do kibelka, żeby zdążyć w ostatniej chwili. Oczywiście zbierałam wtedy solidny opieprz. Jednak to, co mnie bolało najbardziej, to że jak już pobiegłam do ubikacji, widziałam jak we trzy czy w więcej stoją sobie przy tylnym wejściu i jakby nigdy nic palą papieroski i rozmawiają. Tak bardzo zapracowane!

W końcu zaczęłam przychodzić do pracy na czczo, bez jedzenia i picia, żebym nie musiała się martwić. Pracę kończyłam okrutnie głodna, odwodniona, słaba i z potwornym bólem głowy.
Nadszedł moment, w którym kasowałam ludziom towar i dosłownie płakałam, łzy mi ciekły, nie mogłam się uspokoić. Klienci pytali co się dzieje, ale mówiłam, że to alergia.

Po trzech miesiącach znoszenia mobbingu poszłam do psychiatry. Dostałam zwolnienie, które potem przedłużyłam i tak nie było mnie miesiąc w pracy. Oczywiście moje współpracownice pisały do mnie na gadu gadu. Pytały kiedy wrócę do pracy i jak długo mam zamiar SYMULOWAĆ chorobę!
Wtedy podjęłam decyzję, że zacznę walczyć o swoje. Zacznę być asertywna.

Po powrocie do pracy znowu była ta sama sytuacja, a ja próbowałam się przełamać. W końcu się udało i gdy znów odmówiły mi puszczenia mnie na siku, głośno przy klientach powiedziałam, że zaraz posikam się w majtki, bo od 6 godzin nie wychodziłam i nie będę po sobie sprzątać. Kiedy kazano mi zostawać po godzinach, mówiłam, również głośno, tak by klienci słyszeli, że nie zostanę, bo nie puszczono mnie na przerwę i jestem bardzo głodna i kręci mi się w głowie. Straszyli mnie naganą, ale wtedy ja straszyłam ich inspekcją pracy, a stałych klientów powołam na świadków - ci nie mieli z tym problemu, wręcz byli gotowi mnie wesprzeć.

Koniec końców, po łącznym pół roku pracy przyniosłam wypowiedzenie oraz L4, oznajmiłam kierownikowi, ze ani dnia dłużej nie spędzę w tym obozie pracy. Był wielce zdziwiony, na koniec usłyszałam "źle ci u nas było?".
Dziwię się, że wytrzymałam tam aż tyle czasu.
JoseLuisDiez Odpowiedz

Niestety tak już jest, że wiele osób młodych i głupich, podejmując swoją pierwszą pracę nie zna swoich praw, nie potrafi walczyć o swoje i daje się wykorzystywać szefostwu, czy starszym stażem kolegom/koleżankom. A Janusze biznesu i Grażyny zza lady tylko na takich czekają.

radiant

Jak się nie ma co się lubi, to trzeba znieść to co się ma. Lepiej pracować w najgorszej firmie, za minimalną krajową na śmieciówce, niż nie mieć za co żyć. Ale nawet jak się już ma pracę należy szukać lepszej, aż się znajdzie taką z której będzie się zadowolonym.

nevada36

Też jak byłem młody i głupi pracowałem w najgorszych firmach, dawałem się wykorzystywać szefostwu za najniższą krajową i bardzo żałuję, iż w paru sytuacjach nie postawiłem się i nie rzuciłem pracy.

StaryTapczan Odpowiedz

Pracowałam kiedyś chwilę w pewnej restauracji. Kobiety z kuchni traktowały kelnerki jak robaki, jawnie wyzywały, obrażały i krzyczały, nie zwracały uwagi na to, że klienci wszystko słyszą, nie oszczędzały sobie słów. Swoją drogą, były to proste i niezbyt wykształcone, starsze „kucharki” z łapanki, ich słownictwo wolało o pomstę do nieba, nieraz kelnerki przez nie płakały i się zwalniały. Szef starej daty, mentalnie zatrzymał się na jakimś PRLu, w czasach, w których klientowi wystarczyła smażona kiełbasa na plastikowym talerzu, wszystko po taniości, bez pomysłu, do tego gbur i cham. Któregoś dnia w restauracji było bardzo mało klientów, więc kazał jednej z kelnerek umyć mu samochód, bo skoro nie ma ludzi, to niech pucuje auto, bo nie płaci jej za samo bycie w pracy (płacił wtedy mniej więcej 5-7 na godzinę, więc kosmos). Jakiś czas później zepsuła się lodówka na napoje. Zgłaszałam to co najmniej kilka razy, ale ignorował. Po kilku dniach przyszedł i wydarł się na mnie, że lodówka nie działa, jest lato, ludzie chcą zimnych napojów, a ich nie ma! A skoro nie ma zimnych, to nie kupują, a on na tym traci pieniądze, zamawiając napoje, które nie schodzą i to MOJA wina i będę mu zwracać pieniądze za towar. To był pierwszy raz, kiedy tak się na mnie darł jak opętany przy klientach. Pierwszy i ostatni, bo w tym momencie rzuciłam fartuch, powiedziałam, że rezygnuję i poszłam do domu. Zatrudniał ludzi wyłącznie na czarno, więc nie byłam z nim w żaden sposób związana. Wyszłam i nie wróciłam.

bazienka

a PIP i SANEPID naslalas?
i co z kasa za przepracowany czas?

Aktomizabroni

Ja pracowałam w kwiaciarni po 9H dziennie(8-17). W soboty 7H(8-15). Nieraz dawali mi wolną środę. Płacili mi zawrotną 4,5. Owszem rozumiem na poczatku taką płace, ale skoro zostawiła mnie samą całymi dniami to widocznie nadawała się do tego zawodu. Żeby nie było mi za dobrze nie miałam zbytnio szansy na odpoczynek. Kwiaciarnia była monitorowana, a o i spędzali całe dnie na kamerach. Gdy usiadłam na chwilę zaraz dzwonili bym zrobiła to czy tamto. Po roku rzuciłam ten obóz pracy. Prosili bym się zastanowila,ze nie znajdą drugiej takiej pracownicy jak ja. Zaoferowała 20 zł podwyżki. Podziękowała i nie przyjęłam oferty.

Tratator Odpowiedz

Moja pierwsza poważna praca, trafiłam do takiego Janusza PRL. Praca biurowa (dla inż.), ale różne rzeczy się robiło. Robiłam czasem za kierowcę szefa, jeździliśmy po mieście, on coś dzwonił, zapisywał. Tylko nigdy nie mówił gdzie jedziemy czy ile będzie to trwało. Tylko bardziej "pojedziemy w jedno miejsce, tu skręć, tu jedz dalej, tu prosto..." I tak aż do celu. Potrafił po 16 (pracowałam do 17) kazać mi jechać tylko w jedno miejsce, a w między czasie się okazywało, że wyjeżdżamy z miasta, jedziemy na jakąś wieś, bo musi sobie k*rwa skrzynkę pomidorów na przecier kupić. I jeszcze mnie zachęcał, żebym kupiła, bo takie dobre wiejskie pomidorki. A ja wychodziłam z pracy 2h po czasie.
Długo byłam nieasertywna, w końcu zmieniłam pracę, ale prawie rok tam siedziałam. Teraz nie dałabym sobą tak pomiatać, kolejna praca mnie nauczyła, że szef nie jest panem i władcą.

izka8520

@Tratator ciekawe co by zrobił, jakbyś do 16 słuchała jego wskazówek, a od 16 nagle zawracasz i jedziesz sobie do domu.

Caldas Odpowiedz

Ja też się dziwie.

Ofelia511 Odpowiedz

Jakbym czytała o sobie! Kierowniczka regionalna wysłała mnie do innej Filli gdzie były wiecznie problemy z brakiem pracowników w celu pomocy. Po tygodniu doskonale wiedziałam czemu był ciągły brak osób chętnych do pracy. We cztery chodziły ( na zmianie 6 osob, sklep dwu piętrowy) na przerwę, kierowniczka sklepu wychodziła sobie wcześniej z pracy mimo ze miała umówione rozmowy kwalifikacyjne. Brak drobnych - pytaj klientów mimo że w sejfie było wystarczająca, przerwa na ubikacje w ogóle problem jak może ci się chcieć, wiele pracowników nie piło nic byle do toalety nie musieć żeby nie słuchać głupich wywodów i tekstów, początek zmiany 30 minut przed czasem i koniec zmiany - czekanie na zmianę 30 minut które nie było doliczane do pracy oraz poniżanie pracowników i obrażanie słowne o innkompetencji. Wydawało im się że inni pracownicy nie są nic warci i bez ich czwórki sklep by nie nie funkcjonował , prawda była taka że funkcjonował by dużo lepiej bez nich. Pozostali pracownicy byli super mili pracowici i sumienni. U mnie płacz w domu, i przed praca, ból brzucha i głowy aż w końcu po 3 miesiącach prosiłam regionalna by mnie przeniosła do innej Filii. Dzięki Bogu zrozumiała sytuacje i się zgodziła. Nieraz trzeba iść szczebel wyżej gdzie kierownicy lepiej wykształceni wiedza czym grozi pozew o mobbing.

pinkblondi Odpowiedz

Ja pracowałam sama w małym sklepiku od członka rodziny. 8h sama a klienci dosłownie ciągle. Żeby sikać raz dziennie musiałam mieć farta. Godzilam się bo ciągle obiecywali że dziś już napewno właściciel ze mną pojedzie. Faktycznie, jak wspominałam że chyba bede wypraszać klientów by iść do toalety bo mam okres to właściciel jechał ze mną. Max 2 razy w miesiącu. Gdy zaszłam w ciążę cały czas byłam sama w sklepie i dosłownie zwymiotowalam tuż przy kliencie (tyle że do wiadra zaraz na początku zaplecza ) ale tak że kobita widziała jak do niego spawałam to powiedziałam dość. Poszłam na rewir bo byłam na wykończeniu psychicznym a i fizycznym tez- źle znioslam ciążę. W zamian za to dostałam focha i zostałam oskarżona że wykorzystałam rodzinę. Zaszłam w ciążę i od razu (... Po 4 miesiącach dla ścisłości) poszłam na L4.

Jawiem1210

To, że jest się samemu na sklepie, a tu tłum klientów i martw się kiedy zjeść lub pójść do łazienki to tak jest u Żabce często w nd bez handlu. Dlatego nie robię zakupów w niedzielę.

Serwatka31

Możesz też pomyśleć o głosowaniu na bardziej wolnościową partię, zniesienie tego zakazu bardziej się przysłuży dobry tych kasjerek, niż brak jednego klienta.

Jawiem1210

Gdyby wszyscy ludzie nie robili zakupów w nd jak ja, to to bardziej przysłużyłoby się dobru tych kasjerek niż marzenia, że przy takim dofinansowaniu patoli wygra jakaś inna partia.

sznurowka Odpowiedz

Zdarzało mi się dorabiać na kasie w dwóch różnych marketach, w tym w markecie z owadem. Obiecałam sobie, że nigdy więcej tam nie wrócę, a pracowałam tylko 2 tygodnie, na zastępstwo za kasjerkę na zwolnieniu. Zacznijmy od tego, że w ogłoszeniu agencji, które znalazłam było napisane "praca jako wsparcie w markecie - wykładanie towaru + ew. kasa", a wyglądało to tak, że na 9-godzinnej zmianie po 8 godzinach kierowniczka mnie wzięła do sprzątania, żebym odpoczęła. Współpracownicy byli raczej w porządku, ale klienci to inna bajka. Awantura, bo pan myślał, że chleb jest po 1,80, a z kodu nabiło się 2zł (nie miał racji) i pretensje, że nie znam cen produktów na pamięć (z całego sklepu, taaa). Awantura, że nie ma naklejek, bo zakupy poniżej kwoty (z naklejek też byłam rozliczana jak z pieniędzy). Awantura, bo zaglądam, czy w koszyku ze zgrzewkami wody nie ma czegoś jeszcze (taki prikaz). Mało kogo interesowało, że w większości ja tylko skanuję kod produktu, a nie wbijam za niego cenę i gdy obok siebie leżały podobne rzeczy (np. makarony) z różnymi cenami, klienci mieli pretensje, że chcę ich oszukać bo na cenówce było inaczej! Na mnie wrzeszczeli, na kierowniczkę czasem też, ale bywali tacy, którzy mnie objechali, a dla kierowniczki odstawiali teatrzyk, jacy to oni uprzejmi, mili i do rany przyłóż, tylko ja taka chytra baba, co owalić na 2zł chce. Przecież po to miałam kieszonkę w fartuszku, na te wszystkie grosiki, nie? No i kolejki non stop, jak szłam na przerwę i zamykałam kasę, to ludzie zabijali mnie wzrokiem i coś burczeli pod nosem. No te kasjerki to tylko siedzą, co w tym takiego męczącego! Oprócz tego klasyki gatunku w stylu rzucania pieniędzmi, przy prośbie o dokładną kwotę foch, a potem przytyki, bo wydałam pół kilo reszty, a inaczej na prawdę nie miałam. Wracałam stamtąd przeorana jak po dniu w kamieniołomach. Wiadomo, zdarzali się też mili klienci, sporo było po prostu neutralnych, ale ci wredni najbardziej zapadają w pamięć.

Darkman

Ehhh, czyli jak ja jestem zawsze miły dla kasjerek, nikt tego nie zapamięta...:(

paella Odpowiedz

Ja przeżyłam taki obóz pracy w sklepie Royal Collection - pierwsza praca. Nie miałam pojęcia, że nie powinnam pracować więcej niż 48h tygodniowo, że nadgodziny są płatne jak i praca w godzinach nocnych a mobbing to przestępstwo. Często pracowałam po 64h tygodniowo i raz w miesiącu do 3-4am, bo właściciel zarządzał zmianę ułożenia sklepu (spadek obrotów w miesiącach letnich to wina pracowników), a już na 9 trzeba było wrócić. Oczywiście te nadgodziny były bezpłatne. Do tego każdy odpowiadał finansowo za wszelkie braki towaru - nawet jeśli ktoś coś ukradł i było to nagrane na kamerach (w sklepie była ochrona), mimo iż wszystko było ubezpieczone. Oczywiście zarobki to najniższa krajowa. Nie wiem dlaczego wytrzymałam tam 11mcy - młoda, naiwna?! Generalnie co miesiąc przyjmowali kilkanaście nowych osób z czego po 2-3tyg.juz nikogo z nich nie było.

pisarzyk Odpowiedz

Na przyszłość, młodzi pracownicy - jak nie odpowiada wam praca czy staż, z różnych powodów, zrezygnujcie i szukajcie dalej. Naprawdę nie opłaca się użerać z chamami za parę groszy na godzinę.

jankostanko33 Odpowiedz

Baby france, ale skoro nie zgłaszałaś kierownikowi, że jesteś źle traktowana, to rozumiem jego zdziwienie. Skoro inne pracownice chodziły sobie na przerwę czy na papierosa i nikt im o to głowy nie suszył, to widocznie nie był to obóz pracy, tylko na Ciebie się baby uwzięły, bo wyczuły słabą jednostkę, na którą można zwalić robotę, bo się nie poskarży. Swoje przeszłaś, ale nie był to stracony czas, bo przynajmniej nauczyłaś się walczyć o swoje prawa.

Zobacz więcej komentarzy (2)
Dodaj anonimowe wyznanie