#0OO0h

Chciałabym opowiedzieć swoją historię i podziękować w niej pani Krysi, mojej natrętnej sąsiadce. Ciężko mi się o tym pisze.

Pani Krysia mieszkała koło mnie, na dziewiątym piętrze, i była typem sąsiadki, który ogólnie jest nazywany "monitoringiem osiedlowym" - wiedziała wszystko, znała wszystkich, o każdym mogła powiedzieć złe i dobre rzeczy. Była emerytowaną nauczycielką matematyki.

Kiedy miałam 18 lat, straciłam całą rodzinę - mamę, tatę, starszego brata. Zły los sprawił, że kiedy oni pojechali na wycieczkę, ja zostałam w domu, bo chciałam pójść na imprezę. Nigdy nie wrócili.

Pani Krysia pojawiła się na pogrzebie. I pani Krysia była później najbardziej "upierdliwą", jak to wtedy określałam, osobą na świecie. Odcięłam się od wszystkich, opuszczałam szkołę, nie wiedziałam co robić, gubiłam się w rachunkach. Leżałam w łóżku, zagrzebując się w swoim smutku. Ale nie umiałam pozbyć się pani Krysi.
Wpadała często, "pożyczyć sól", zapytać o naukę, przypomnieć o poczcie, poprosić o wyłączenie muzyki. Parę razy dziennie. Raz nawet na nią nawrzeszczałam, pamiętam to dobrze. Powiedziałam, że nic z tego nie ma znaczenia, bo i tak chcę umrzeć, zwyzywałam też sąsiadkę, w ohydny, wulgarny sposób i wypchnęłam ją za drzwi. Wróciła rano - z książkami do matematyki, do której nie miałam głowy.

Niedługo po tym pani Krysia przyniosła mi psa - że niby jakaś przybłęda, że nie ma co z nim zrobić. Poprosiła mnie, żebym się nim zaopiekowała na parę dni, kiedy ona będzie szukać nowego właściciela. Nienawidziłam tego psa, tak samo, jak nienawidziłam wszystkiego wokół siebie. Później donosiła dla niego karmę - pies mieszkał u mnie, ale to ona wpadała codziennie, żeby go dokarmiać. Ale ja dzięki niemu musiałam wychodzić na zewnątrz - bardzo niechętnie, ale nie chciałam sprawiać cierpienia bezbronnemu psiakowi. Czekałam niecierpliwie, aż wreszcie ktoś zdejmie ze mnie odpowiedzialność za jego życie.

Pani Krysia zmarła niedługo po tym.

Nigdy już pani nie podziękuję za to, że nie pozwoliła mi się pani wtedy zabić. Że pukała pani do mnie, kiedy już stałam przy brzegu balkonu, zastanawiając się, jak długo będę lecieć w dół, jakby w jakiś sposób wyczuwała pani, że chcę to zrobić. Przepraszam, że nazywałam panią w tak okropny sposób.
Gdyby nie pies, którego mi pani dała, pewnie coś bym sobie w końcu zrobiła. Ale później, za każdym razem, kiedy już chciałam zakończyć swoje życie, myślałam, że nie mogę zostawić swojego przyjaciela, że on pewnie został już raz porzucony i będzie cierpiał. Dzięki niemu udało mi się zacząć funkcjonować na nowo. I dzięki pani - bo mimo mojego zachowania rozumiała pani, że to najgłębsza rozpacz i że potrzebuję pomocy. Teraz już potrafię sobie poradzić. Dziękuję.
Erudytka Odpowiedz

Ale mi się przykro zrobiło:(

niewychowanysmarkacz Odpowiedz

Cholera, niewiele wyznań na tej stronie jest w stanie wzbudzić we mnie takie emocje. Bardzo dobrze napisane, bardzo dobrze się to czyta i w bardzo dobry sposób autorka oddała pewne uczucia. Cieszę się, że udało Ci się wydostać z tak okropnej sytuacji.

Takatamxxx Odpowiedz

Szczerze to się popłakałam.
Dobrze ze masz tego przyjaciela i go nie zostawiłaś

Marynowanegrzybki Odpowiedz

:( dobrze,że już jest dobrze

Malinova Odpowiedz

Kochana ta Pani Krysia..Życzę sobie takiej sąsiadki. Cieszę się, że dajesz radę! Ściskam 🤗

ZgnileZloto12 Odpowiedz

Płaczę jak dziecko, piękna historia 😭

Normalna1 Odpowiedz

Szkoda że tak późno docenilas panią Krysię

owsiana Odpowiedz

Autorko, jesteś fantastyczną osobą, trzymaj się cieplutko!

Dodaj anonimowe wyznanie