W wieku około 5 lat, gdy wkroczyłem w wiek przedszkolny, zamiast zakładania profilu na naszej klasie czy Facebooku zakładało się kartę biblioteczną. Czułem się z tego powodu bardzo dumny i dorosły, dlatego bardzo chciałem wybrać się do miejskiej biblioteki.
Gdy w końcu nadszedł długo wyczekiwany dzień, ubrałem się typowo dla przedszkolaka czyli szelki, czapka z daszkiem i plecak i wyruszyłem na jakże wielką wyprawę, z mamą za rękę. Dziarskim krokiem przemierzałem miasto i im bardziej zbliżałem się do biblioteki, tym bardziej kurczyłem się w oczach.
W bibliotece ogólne podniecenie i szok ilością książek. Bardzo miła pani w średnim wieku, która siedziała za biurkiem, zajmowała się zakładaniem kart, więc właśnie tam podeszliśmy. Jako że czułem się już dorosły, powiedziałem mamie, że sam załatwię tą sprawę, mimo że głowa nie wystawała mi ponad biurko. Najpierw pytanie o imię, później o nazwisko, datę urodzenia (tutaj akurat musiałem podpytać mamę). Kolejne dwa pytania dotyczyły imion rodziców.
- Imię matki? - zapytała bibliotekarka. Odpowiedziałem szybko i zdecydowanie bez żadnego zawahania.
- Imię ojca? - zapytała chwilę po zanotowaniu.
Ja w lekkim szoku, patrzę na mamę, ta mnie pogania. No to ja pewny siebie klękam na podłodze i zaczynam mówić "W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, Amen." równocześnie wykonując znak Krzyża Świętego. Pani bibliotekarka musiała wyjść na zaplecze, ponieważ nie mogła powstrzymać się od śmiechu, a mama udawała, że czyta książkę.
Kiedy miałam ok. 5-6 lat, jeździłam na wakacje do cioci na wieś. Był tam również jej mąż (ok. 50-letni).
Wieczorami oglądałam tv w ich łóżku, a ciocia sprzątała w kuchni.
Czasem wujek kładł się koło mnie, przytulał i dotykał w miejscach intymnych. Proponował, abym włożyła "jego maluszka do swojej cipci".
Niby wyznanie podobne do wielu tutaj, ale... mi się to podobało. Nie wiedziałam o co chodzi, ale było to przyjemne.
Po latach zrozumiałam co robił.
Nie mam urazu, nie boję się facetów itp.
Ale pilnuję mojej młodszej siostry, żeby gdy tam jesteśmy nie zostawała z nim sama.
Niestety, ale nie w pełni zasłużyłam na swój dyplom ukończenia studiów prawniczych. Mam pewną wiedzę w swojej dziedzinie, ale umiałam też dobrze ściągać, co często wykorzystywałam. I tak wiele egzaminów pisemnych zdałam niesłusznie, nie umiejąc z tych przedmiotów prawie nic.
Na egzaminach ustnych czasem też mi się udawało, bo umiałam lać wodę i robić dobre wrażenie. Choć tu trzeba już było mieć jakąś wiedzę, ale często nie powinnam była zdać, a mi się udawało.
Na całe szczęście wiedzę ogólną z zakresu prawa mam dość dobrą, ale wiele rzeczy nadrobiłam dopiero po studiach. Teraz i tak nie pracuję w zawodzie, ale bez wyższego wykształcenia taka prawda, że nie przyjęliby mnie do żadnej pracy biurowej.
Czemu to faceci są najgorsi? Jak kobieta pisze i spotyka się z kolegami, to jest spoko, ale jak do mnie napisze znajoma ze szkoły, żeby się spotkać, to jest problem. Przed paroma chwilami rozstałem się z dziewczyną. Może i byłoby mi przykro, ale niestety mam dostęp do jej Facebooka (nigdy wcześniej tam nie zaglądałem) i to, co dzisiaj tam przeczytałem, to jest masakra. Od prawie pół roku pisze, że chce się wyprowadzić. A gdy jej dziś powiedziałem, że ma się wyprowadzić, to w ciągu 10 minut napisała do siedmiu osób, że jestem gnojem i dupkiem, bo kazałem się jej wynieść. Po przeczytaniu tych wiadomości chyba sam spakuję jej rzeczy i niech się wynosi.
Jestem posiadaczką kręconych włosów. Często jak jestem w miejscach publicznych ludzie komentują lub chwalą moje włosy. Pewnego razu jechałam autobusem miejskim, zajęłam miejsce i na przeciwko mnie siadła pewna starsza kobieta.
Przyglądając się mi rzekła "Ale ma Pani piękne włosy, to naturalne?", gdy tylko odpowiedziałam że "tak" pani zaczęła swoją opowieść. "Wie Pani wnuczka mojej siostry też takie miała, ale nie żyje. Miała dwóch adoratorów, jeden jej się podobał, drugi nie, i wie Pani ten co jej się nie podobał w zazdrości zaprosił ją na kawę. Dosypał jej wiagry i utopił ja w kanale".
Ja zszokowana odrzekłam "Złapali chociaż tego człowieka?", a ona "co Pani, jego ciotka była prokuratorem i się wymigał, do dziś dnia chodzi na wolności" na szczęście, ta Pani skończyła swoją opowieść i zaczęła rozmawiać z kimś innym, ale rozmowa i porównanie zapadnie mi w pamięci do końca życia.
Przytyłam ostatnio >5kg. No cóż, zdarza się. Poza małymi problemami z dopięciem spodni, nie odczuwałam mobilizacji do wzięcia się za siebie (dodam, że noszę rozmiar M). Do dzisiaj. Chciałam kupić na uczelni w automacie jeden z popularnym napojów gazowanych. Wyszukałam po kieszeniach drobne, wrzuciłam do maszyny i wpisałam kod. Okazało się, że pomyliłam kod i zamiast mieszanki chemii i cukru z maszyny wyleciała mi.. butelka wody mineralnej.
Cóż... chyba wszechświat daje mi do zrozumienia, że czas się wziąć za siebie xd. Ale dopiero po sesji, zapas ciastek na zagrychę do nauki sam się nie zje. Trzymajcie za mnie kciuki! :D
Jestem organistą od 10 lat, i jak to bywa też w zwyczaju, ludzie proszą, nas abyśmy uczestniczyli w oprawie pogrzebów. Pracuję w dużym mieście. Jedna z kaplic cmentarnych jest cała przeszklona. Lato, upał. Stoję w kapicy i nawadniam się sowicie, aby nie stracić głosu na ceremonii. Rodzina w kaplicy, za 15 min zaczynamy. Zauważyłem, że drzwi do budynku są otwarte, co skutkuje automatycznym wyłączeniem klimatyzacji. Pomyślałem, żeby je zamknąć, bo i tak byłem blisko. No to idę z wodą w ręce. I nagle huk! Zapomniałem, że ściana jest przeszklona i gdy chciałem zrobić krok, przywaliłem tak mocno w ową ścianę, że rozwaliłem sobie okulary oraz cały się oblałem. Żałobnicy byli w lekkiej konsternacji.
Żałuję, że są tam kamery, bo zapewne grabarze oglądają sobie powtórki tego zdarzenia, gdy mają gorszy dzień...
Dzień jak co dzień, młoda ja (bo lat 9), cała szczęśliwa, bo wieczorem do kolegi na urodziny. Jakoś tak dopiero wczesnym popołudniem zorientowałam się, że nie ma taty już dość długo. Podchodzę do babci (lepiła te jej przepyszne pierogi) i pytam gdzie tata. Babcia odpowiedziała, że nie wie, chyba w garażu. I teraz najważniejszy moment w całej opowieści.
Ja oczywiście odpowiedziałam, że pójdę do niego, a babcia odpowiedziała, że nie ma po co, na obiad przyjdzie, a ja posłuszne dziecko posłuchałam i tak zrobiłam.
A teraz dlaczego takie ważne?
Bo gdybym poszła, to możliwe, że uratowałabym tatę. Może gdyby mnie zobaczył, swoją córkę, swoje pierwsze dziecko, zrezygnowałby z popełnienia czynu, tego czynu, przez którego już do końca życia będę się obwiniać. Wiem, że to jego decyzja etc. i możliwe, że to by nic nie zmieniło. MOŻLIWE.
Po jego śmierci wyszło na jaw, że jest nieuleczalnie chory, nie powiedział temu nikomu, nawet mamie. Żył ze świadomością, że umrze, a my uważaliśmy go za pijaka. Bo? Był naćpany lekami, tak lekami, morfiną etc. Znikał na całe dnie. Siedział z tymi "pijakami" osiedlowymi... "robił wstyd"... Dzieci w szkole się śmiały...
Po jego śmierci uświadomiłam sobie ile musiał wycierpieć... wolał "oszczędzić" rodzinie zmartwień, wydawania tysięcy na leki, dojazdy do szpitali...
Nikt o tym co piszę nie wiedział, pomijając moich najbliższych.
W szkole dzieci się śmiały, że jestem sierotą ,że mój tato się zabił, że moja rodzina to patologia. Nie wiedzieli nic. A ja się zadręczałam.
Nigdy nie zapomnę tego dnia jak moje młodsze rodzeństwo ze łzami w oczach mnie budzi i mówi - "tato umarł"...
Od jego śmierci, wszystko szło coraz gorzej...
Ostatnio wracałam autobusem z pracy. Było już dość późno, w dodatku już prawie wyjeżdżałam z miasta, by dostać się na moje przedmieścia. Na chodnikach nie było już prawie nikogo.
No i tak sobie siedzę przy oknie i zamulam, prawie śpię, aż nagle zobaczyłam na chodniku stówę... Kasa nie taka mała, więc stwierdziłam, że koniecznie muszę wysiąść na najbliższym przystanku, przecież na pewno nikt jej nie weźmie, bo prawie nikogo wokół nie ma. To nic, że o tej porze mój autobus kursuje co pół godziny i będę musiała czekać, będę bogatsza o stówę!
Pomimo zmęczenia dość szybko wybiegłam z autobusu i zaczęłam biec chodnikiem po pieniądza. Prawie się zabiłam o wystającą kostkę. Jak już dorwałam stówę, okazało się, że to ulotka jakiegoś parabanku. Zamieścili takie zdjęcie, by przyciągać uwagę.
Do domu wróciłam pół godziny później, jeszcze bardziej zmęczona i wcale nie bogatsza. Nienawidzę życia.
Kiedy byłam mała, byłam bardzo ciekawa świata. Animal Planet i inne Discovery zastępowały mi bajki, ale nie wyjaśniały wszystkiego, więc o wiele rzeczy pytałam moją mamę. W końcu zadałam jej ważne pytanie: „Skąd biorą się dzieci?”.
Powiem wam coś – nie ukrywajcie przed dziećmi prawdy (oszczędźcie szczegółów, wiadomo), bo inaczej mogą wymyślić coś... pokroju tego, co ja wymyśliłam.
Mama powiedziała tylko, że to dzięki wymianie DNA.
I tak oto sukcesywnie wyrywałam sobie włosy i wkładałam mojemu psu do buzi, bo chciałam mieć z nim słodkie psoludki.
[Przepraszam pieska, nie miałam pojęcia, że robię źle; -;]
Dodaj anonimowe wyznanie