#ltl8r

Kiedy byłam w drugiej ciąży, doznałam czegoś, co lekarze określają mianem „rozmiękczenia mózgu”. Straszne kłopoty z pamięcią, koncentracją, „uciekanie” słów etc. Ciągle powtarzałam w myślach, co jeszcze muszę zrobić, co kupić.

Będąc w markecie, już myślałam, co muszę zrobić w domu... „Włożyć pranie do pralki, włożyć naczynia do zmywarki”. W tym momencie zauważyłam na dość wysokiej półce ulubione musli. Nie chcąc się zbyt rozciągać ze sporym już brzuszkiem pomyślałam, że poproszę o pomoc na oko 30-letniego mężczyznę stojącego obok. Niestety tu mój rozmiękczony mózg jak zawsze dał o sobie znać i zamiast powiedzieć: „Czy mógłby mi pan podać…”, powiedziałam powtarzane chwilę wcześniej w myślach „włożyć”. Więc kiedy już padło moje żenujące pytanie: „Przepraszam, czy mógłby mi pan włożyć...” (tu dwie sekundy konsternacji z obu stron), nie zdążyłam zacząć się tłumaczyć, gdy ów mężczyzna rozpromienił się ogromnie, spojrzał na mój brzuch i odpowiedział: „Z miłą chęcią, ale ktoś tu już chyba przede mną był?”.
Zatkało mnie i pokulałam się do wyjścia :/

#IU5Ck

Historia będzie opowiadać o jednym z głupszych powodów zerwania.

Zaczęło się to tak, jak zazwyczaj zaczynają się historie miłosne - poznałam pewnego chłopaka, inteligentnego i oczytanego, o nietypowych zainteresowaniach. Od razu coś zaiskrzyło - jeśli nie spotkanie, to pisanie od rana do nocy. Standardowy początek.

Skoro wszystko pięknie się zaczynało, to kiedyś sielanka musiała się skończyć. Chłopak wysłał mi link do testu, który przyporządkowywał człowieka do jednego z szesnastu typów osobowości. Miły teścik, wysłałam mu wynik. Jako odpowiedź dostałam od niego kolejny link do tego samego testu, tym razem po angielsku i na innej stronie. Zrobiłam go, wysłałam odpowiedź - typ osobowości zgadzał się z typem z poprzedniego testu.

To, co mi odpowiedział, przekroczyło wszelkie granice absurdu.
Odpisał mi: "Nie mógłbym być dalej z dziewczyną, która ma taki sam typ osobowości co Hitler".
Nie żartował.

Są też plusy tej sytuacji - wiem, co będę robić w życiu, jeśli nie dostanę się na ASP. Głupi mężczyźni, możecie się zacząć bać. Buahahaha!

#40OeI

Mój kolega pewnego razu kupił flaszkę 0,7 l i pech chciał, że butelka wyleciała mu z rąk i rozbiła się w markecie. Przyjechała tłusta sprzątaczka maszyną czyszczącą podłogę z miną, jakby ktoś przeszkodził jej w konsumowaniu kolejnego posiłku, i pełna wyrzutów zaczęła komentować niezdarnego kolegę.

Zaczęła czyszczenie, przy czym mój kolega krzyknął do niej: NIE WIE PANI, ŻE NIE JEŹDZI SIĘ PO ALKOHOLU?! :D

Mina osób w pobliżu – bezcenna.

#QQwd7

Wyszłam za budowlańca, "kopacza rowów", robola. Tak jakoś dla żartów go określają moje korpo-koleżanki, ale ja doskonale wiem, że stoi za tym coś więcej niż żarty. Nie mieściło im się w głowie, kiedy im o tym powiedziałam: "Ale jak to, ty po studiach, taka fajna pozycja w poważanej firmie i za zwykłego robotnika wyjdziesz?". Jakoś nie do końca rozumiałam to ich zdziwienie, bo uważałam, że nawet bez studiów ten mój wybranek to dobry chłop, pracowity, kulturalny.

Ale żarciki trwały, po ślubie jeszcze większe, bo jak się okazało, mój facet nie tylko jest "robolem", ale jeszcze łysym (co niechybnie świadczy o tym, że po pracy pije wódę na ławce i zaczepia nieznajomych pytając o ulubione kluby). Śmiały się również potem z sytuacji, w której kuzyn pożalił się mojemu "robolowi" w ramach luźnej rozmowy, że już piąty raz sufit u siebie naprawia, a ten ciągle pęka, a mój mąż zaproponował mu pomoc. "Już kasy na boku szuka" - chichotały koleżanki.

Sytuację zmienił trochę dzień, kiedy siedziałyśmy z koleżankami w kawiarni i temat mojego męża powrócił jako ulubiona "śmiesznostka" wieczoru:
- Wiesz, no ja bym tak nie mogła, jakby mój mężczyzna przeklinał albo pił - rzekła moja koleżanka.
- A skąd ci do głowy przyszło, że on przeklina czy pije?
- Oj, przestań, przecież wszyscy widzą, co ci budowlańcy tam robią. Jeden pracuje, trzech obok stoi i pije piwko, he, he.

Już szykowałam jakąś ciętą ripostę, ale uprzedził mnie dzwonek telefonu koleżanki. Odebrała, a że głośniki w telefonie ma dobre, to do naszych uszu dotarło następujące zdanie:
- TE, KAŚKA? Gdzie ty zaś jesteś? *urwa* nic w lodówce nie ma, na zakupy byś ze mną pojechała, potem tylko pier*lisz, że wszystko źle kupuję!

To był mąż koleżanki. Prawnik, kulturalny, wyższa klasa, nie to co te robole kopacze rowów. Tak więc riposty sobie oszczędziłam, bo koleżanka zripostowała się sama, odchodząc na bok z zaczerwienioną twarzą.

Od koleżanek czas się odciąć, bo aż wstyd mi przyznać, ale czasami się zastanawiałam, czy z tym moim budowlańcem faktycznie coś jest nie tak, skoro to szacowne grono ludzi wyższej klasy tak twierdzi. A więc zmieniam projekt i ruszam poznawać nowych znajomych, którzy może nie będą się kierować samymi stereotypami :)

#KMFhb

Wstyd się przyznać, ale jestem smartfonowym zombie. Chodzę zapatrzona w świecący ekran, przez co wpadam na słupy, obcych ludzi, a raz nawet wpakowałam się do złego autobusu.

Ostatnio spacerując korytarzami uczelni, oczywiście wgapiona w telefon, pomyliłam poziomy i weszłam do męskiej toalety, wprost na chłopaka stojącego przy pisuarze. Dopiero po chwili zauważyłam, że coś jest nie tak.

Ja w szoku z telefonem w ręku, on w szoku z sami wiecie czym w ręku... Wybiegłam stamtąd co sił w nogach, nie zdążyłam go nawet przeprosić.

Nigdy nie czułam się bardziej zażenowana i upokorzona własnym zachowaniem. Dostałam srogą nauczkę i staram się nie korzystać z telefonu w ten sposób.

#sEfnO

Spełniłem swoje marzenie. Przez lata jako robaczek, nędzny korposzczurek i trybik w maszynie marzyłem o pracy, która da mi duże pokłady pieniędzy i pozwoli utrzymać się do końca życia.
Jeśli zapytacie mnie na żywo, to odpowiem Wam, że to dzięki ciężkiej pracy, ale anonimowość umożliwia szczerość – gdyby nie szczęście, znajomości i DUUUŻY SPADEK, dalej siedziałbym w kubiku i słuchał pieprzenia szefa o taskach i dedlajnach.
Zabezpieczyłem tyle kasy, że przy obecnej sumie na oszczędnościówce jest samograjem –możemy co miesiąc żyć z odsetek, a kiedy sytuacja będzie krytyczna, wziąć część sumy na wydatki i za wiele nie stracić.
Fajnie? Gdyby było, nie byłoby tej historii.
Kiedy oznajmiłem moją decyzję żonie, ta wpadła w szał.
Darła się, że jestem nienormalny, że co jak będzie kryzys albo coś się stanie z tymi pieniędzmi, że ona też chce mieć dostęp do tego konta i ja mam się nie wydurniać, tylko pracować dalej.

Nie chcę. Chcę wychowywać nasze dzieci. Chcę dbać o pomidory w naszym ogrodzie.
Mam dość korpoświata.
Prześladują mnie myśli, że mi zazdrości, że chce rozpuścić te pieniądze na drogie wycieczki i bzdury, żebym musiał do pracy chodzić.
Nie dam jej.
Chcę być wolny, ale nie chcę stracić żony...

#dCUDI

Historia o najbardziej przerażającej sytuacji, jaka spotkała mnie w komunikacji zbiorowej.

Mieszkałam ok. 20 kilometrów od miasta wojewódzkiego, ale autobusy podmiejskie tam nie dojeżdżały, więc zmuszona byłam korzystać z usług prywatnego przewoźnika.
Miałam wtedy 17 lat i późniejszym wieczorem wracałam do domu po spotkaniu ze znajomymi. Robiłam tak wiele razy i nic złego się nie działo – o tej porze autobusem wracało mnóstwo osób, głównie młodzieży z okolicznych wsi.

Czekałam na przystanku i usłyszałam rozmowę dwóch mężczyzn – jeden z nich jechał do mojego miasta pierwszy raz i nie wiedział, na którym przystanku ma wysiąść. Chciałam pomóc i zaproponowałam, że pokażę mu ten przystanek, jako że też na nim wysiadam. Ten bardzo się ucieszył i zaproponował, że kupi dla mnie bilet. Odpowiedziałam, że nie trzeba, to zwykła przysługa. Gdy wsiadłam już do autobusu i chciałam kupić bilet (kupowało się go u kierowcy przy wejściu), ten mężczyzna dopchał się za mnie i zapłacił kierowcy za dwa bilety – dla mnie i dla siebie. Wzbudziło to mój niepokój, więc usiadłam tuż za kierowcą. Oczywiście ten facet zapytał, czy może się dosiąść. Nie miałam pojęcia, jak zareagować, więc się zgodziłam – myślałam, że to dlatego, że wysiadamy razem.

Gdy tylko autobus ruszył, mężczyzna zaczął wygłaszać monologi, że jestem piękna, zgrabna i młodziutka, ma narzeczoną, ale jej nie kocha i wolałby związać się ze mną. Proponował mi, żebym wyjechała z nim do Holandii i tam kontynuowała naukę i zajmowała się domem. W pewnym momencie poprosił mnie o numer telefonu. Gdy odmówiłam, ten zaczął się denerwować i podnosić na mnie głos. Wymyśliłam szybko wymówkę, że mam uszkodzoną kartę sim w telefonie i jutro ją wymieniam, więc lepiej żeby to on zapisał mi na kartce swój numer. Próbował też na mnie wymusić podanie Facebooka. Przez całą drogę wysłuchiwałam jego opowieści życiowych i zapewnień, że jest dla mnie odpowiednim mężczyzną i czeka nas cudowna, wspólna przyszłość. Byłam naprawdę przerażona, że gdy wysiądziemy, to mi coś zrobi, więc dyskretnie napisałam do taty, żeby mnie odebrał z przystanku (mieszkałam obok niego, ale wolałam nie ryzykować). Całe szczęście, tuż przed moim miastem natręt uznał, że jednak pojedzie do dalszej miejscowości. Ostatecznie się ode mnie odczepił, ale naprawdę najadłam się mnóstwo strachu.

Najgorsze jest to, że autobus był przepełniony ludźmi, a tamten facet mówił naprawdę głośno, więc inni z pewnością go słyszeli, podobnie jak moje prośby, żeby w końcu zostawił mnie w spokoju. Pomimo tego nikt nie zareagował – ani kierowca, ani żaden z pasażerów.

#wGSH1

Od 1 klasy podstawówki podoba mi się mój kolega. Teraz jestem w 3 gimnazjum. Okazało się, że on jest lepszym przyjacielem niż moje przyjaciółki. Dlaczego?

Było wtedy bardzo ciepło, ok. 30°C, a ja miałam założone krótkie białe spodenki. Na moje nieszczęście dostałam miesiączki. Miałam podpaski w szafce, ale co mi pomogą, jak mam plamę z tyłu spodni, o której moje "przyjaciółki" mi nie powiedziały... Za to zrobił to ten właśnie chłopak.
Nie śmiał się. Dał mi swoją bluzkę, która była dla mnie oczywiście za duża. Nauczycielka nie chciała mnie zwolnić. On się z nią kłócił tłumacząc, że przecież nie będę tak chodzić cały dzień. Baba wstawiła mu uwagę, a mi nieobecność i uwagę o ucieczce z lekcji. Powiedział, że pójdzie ze mną, bo mieszkam w dość niebezpiecznej okolicy.
Następnego dnia nie gadałam z moimi przyjaciółkami, bo to co zrobiły było wredne. Teraz powiem, czym on mnie zadziwił. Powiedział mi, że ja mu się zawsze podobałam.

Tak, jesteśmy razem :)

#iCDk4

Pamiętam ten moment, kiedy po kilku latach nieobecności w domu rodzinnym otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Już od progu na szyję rzuciła mi się moja mama, przytulając mnie mocno i powtarzając, jak strasznie się cieszy, że mnie widzi. Za nią u progu stanął tata z uśmiechem, a po chwili leniwie wszedł także pies, Ciapek, który był dla mnie kiedyś niczym anioł stróż i usiadł koło nóg moich i mamy, wesoło merdając ogonem.

Z kanapy z salonu poderwała się moja młodsza siostra, jeszcze w pidżamie i również przybiegła, przytulając się do nas. Rodzice powiedzieli, że bardzo mnie kochają i okropnie tęsknili. Czułam wtedy takie ciepło... Takie szczęście, że ich widzę i wszystko może być jak dawniej, nie będzie już tylu problemów...

I wtedy się obudziłam. Szara rzeczywistość spadła na mnie jak głaz. Matka wyrzuciła mnie z domu kilka lat temu, nigdy mnie nie kochała, ojciec niedawno zmarł, psa już jakiś czas temu śmiertelnie potrącił samochód, a ja wzmagam się z mnóstwem problemów finansowych i depresją.

Ehh, te sny...
Dodaj anonimowe wyznanie