#6jhHy
Ostatnio zaczęły się u męża problemy zdrowotne. Poszedł do lekarza, szereg badań, kardiolog, neurolog – wszystko w normie. Psychiatra stwierdził zaburzenia na tle lękowym – przepisał tabletki, zalecił urozmaicenie trybu życia (wyśmiewane „wyjdź do ludzi, zacznij biegać„). Minęło kilka miesięcy, a mój mąż... nie zmienił nic. Rozczula się nad sobą, bo mu się kręci w głowie – więc leży w łóżku cały dzień i gra albo siedzi na telefonie. Zamiast urozmaicić życie, to teraz prawie nie wychodzi z sypialni. Na początku starałam się go wspierać, ogarniałam dom i dzieci. Jak byłam w pracy, to co godzinę-dwie pisałam, czy wszystko OK, bo on przecież sam w domu.
Teraz są święta. Pojechaliśmy do rodziny – mąż bardzo zadowolony, żartuje z rodziną, zero problemów zdrowotnych. Wróciliśmy i „on chory”. Dzieci nie wykąpie, kolacji nie przygotuje, bo „on chory”. Wieczoru wspólnie nie spędzimy, bo, jak mówi, tylko gra pozwala mu zapomnieć, że on się tak źle czuje i dzięki graniu mu lepiej.
Brak mi sił. Na wszystkie moje sugestie zmian reaguje agresją słowną. Nie chce, żebym poszła z nim do psychiatry, mówi, że mam mu nie przeszkadzać. Mimo że wiem, że on jest chory, zaczęłam tę jego chorobę traktować jak wymówkę, żeby nie prowadzić normalnego życia. Żeby wszystkie obowiązki zrzucić na mnie i zająć się graniem. Nie da się z nim porozmawiać o niczym innym niż stan jego zdrowia – on się w tej chwili czuje tak, a pięć minut temu tak, a dziesięć minut temu inaczej. Sam powtarza, że wyjście z domu mu pomaga i czuje się wtedy lepiej, ale zapiera się rękami i nogami, żeby z domu nie wychodzić. Coraz bardziej mnie ten stan denerwuje, gdy widzę, że on tego nie chce zmienić. Że coraz bardziej zatraca się w telefonie i grach, nie dążąc do poprawy naszej relacji i swojego zdrowia.
Nie wiem co mam zrobić, ale długo tak nie wytrzymam. Czuję się, jakbym miała jedno dziecko więcej – w dodatku średnio rozgarnięte.
Brzmi jak ciężka depresja.
Ehhh ci managerowie korpo… przestańcie już tak nadawać na zdalną - nikt Wam nie uwierzy. Żartuję oczywiście - mam z moim to samo czasami, jak się zaweźmie, to musze go siłą wyciągać z domu, a po wyjściu zawsze jest lepiej. Twierdzi, że granie mu pomaga, ale zawsze jest tylko gorzej od gier. Może sprobuj wykorzystać ciąg po jakimś wyjściu, tak jak po świętach dopóki jest w dobrym nastroju, to np weź go od razu na siłownie, jakieś zajęcia, cokolwiek. Zaplanuj wspólny weekend w górach (może być spacer po dolinach, jeśli nie macie kondycji), z małymi dziecmi tez się da, jak małe by nie były, trzeba tylko dobrać odpowiednią trase.
Chory człowiek się leczy. Nie leczy się? Myślałaś o rozwodzie? Taki układ jest zły dla wszystkich. Jemu jest wygodnie bo wszystko pod nos podsunięte i może się nie ruszać choć to mu szkodzi, ty zmęczona i sfrustrowana, dzieci mają fatalny przykład.
Super porada, człowiek ma problem to uciekaj od niego xD współczuję twojemu partnerowi, jak masz w o ogóle kogoś z takim mindsetem prymitywnym
Rumek a co? Ma tak żyć jeszcze ile lat? Autorka próbowała i próbuje. W pewnym momencie trzeba powiedzieć dość, bo na jednej szali jest jedna -być-może -chora -osoba odmawiająca leczenia a na drugiej autorka z dziećmi.
Rumek też bym mu współczuła gdyby nie parę rzeczy.
To było pytanie. Z wyznania wynika że ona próbuje coś zrobić dla męża a on nie chce nic zmienić. Tak jak jest nie jest dobrze. Mogą siąść i porozmawiać ale wygląda na to że to nic nie daje. Może ma źle dobrane leki a może tak mu wygodnie. Tego nie wiemy. Jaki masz pomysł żeby poprawić opisaną sytuację?
Spróbuj ostatniej swojej deski ratunku, czyli zaprzestajesz robić za niego wszystkie czynności. Nie pierzesz jego ubrań (nawet 1 skarpetki), nie gotujesz dla niego obiadów (nawet jeśli wymaga to, abyś powiedziała 'zostaw, bo zjesz dzieciom'), nie wymieniasz jego ręcznika, nie zmieniasz jego pościeli (weź sobie swoją kołdrę). Nie po złości. Po prostu sama jesteś już przytłoczona nadmiarem obowiązków i masz prawo odpocząć, masz prawo być zmęczona. Robisz w koło siebie i dzieci tylko. Maż dostał czas na leczenie i wprowadzanie nowych nawyków, nie skorzystał (albo skorzystał jak uważał) i teraz wracacie do normalności. Normalność czyli: wstawia sobie pranie, gotuje dla siebie i dzieci, sprząta w koło siebie. W ten sposób wraca do wykonywania codziennych obowiązków.
Za jakiś czas (ok 1-2 miesiące) będzie musiał już normalnie dzieci do szkól/przedszkoli odprowadzać i odbierać. Macie psa to wyprowadzić. Pójść na zakupy. Zabrać w weekend dzieci na basen. Bez proszenia z twojej strony, tylko z informacją: dzieci idą w sobotę na basen, ja nie mogę, wiec tym razem Ty, w tym tygodniu Ty robisz zakupy do domu, ja robię w następny.
Problem w tym, że jeszcze pół roku temu dzieliliśmy obowiązki po równo. Mąż zaprowadzał dzieci do przedszkola, ja odbierałam. Ja gotowałam i robiłam pranie, on sprzątał i robił zakupy. I coś się popsuło, podobno ze zdrowiem męża.
I ja nie wiem, czy on ma poważne problemy zdrowotne, czy korzysta z tego, że nie musi nic robić. Jeśli to pierwsze, to potrzebuje wsparcia i pomocy. Jeśli to drugie, to porządnego kopa w dupę. Ale jeśli nie trafię, to tylko pogorszę sytuację.
A gdybyś tak wyszła na kilka godzin, najlepiej w sobotę i po prostu zostawiła mu dzieci?
Taki mocny wstrząs może by go obudził
Możesz też zaproponować mu zmianę miejsca pracy, w dużych miastach jest wiele miejsc, w których można wynająć przestrzeń biurową. A może ktoś z rodziny lub znajomych ma możliwość za niewielką opłatą mu taką przestrzeń wynająć?
Ona pisała, że czasem wychodzi sama, więc raczej mu te dzieci zostawia. Ale twój pomysł ogólnie rozumiem tak, żeby go zostawić samego sobie, nie wyręczać, i wtedy będzie zmuszony się zmobilizować. Niestety wiem, że to tak nie działa. Takie osoby mogę przeciągać w nieskończoność. Jak nie będzie już blatu żeby coś sobie ugotować, to zaczną zamawiać, jak w łazience będzie góra prania, to będą nowe kupować, ewentualnie na zmianę prać dwie koszulki. Nie beda podawać zwierzętom leków, uschną wszystkie długo pielęgnowane rośliny, będzie śmierdzieć, aż w końcu druga połówka pęknie i posprząta, zorganizuje wyjście zakupy itd. Często takie osoby cyklicznie okazują skruchę, obiecują poprawę. I wtedy druga połówka widząc iskierkę nadziei ogarnia im życie, a sami zainteresowani dają z siebie ułamek procenta. Niestety :( czasami do pieca dolewa matka czy koledzy, bo „och ty taki biedny, przyniosłam ci zupę”. I się kręci. A lata lecą :(
Albo druga opcja. Co by się stało gdybyś wyjechała na parę dni najlepiej bez dzieci zostawiając mu list i pisząc jak bardzo masz dość?
No właśnie - co by się stało? Ogarnął się, bo by musiał, czy jednak jest na tyle chory, że naprawdę nie ma siły robić nic więcej? Dałby radę zająć się sobą i dziećmi? Jeszcze pół roku temu dawał radę. Ale wtedy nie miał problemowy zdrowotnych.
Nie zostawię ich samych.
Mąż bierze leki przepisane przez psychiatrę, jednak nie robi nic ponad to, bo poprawić swój stan zdrowia. Nie bierze witamin przepisanych przez innych lekarzy, nie zmienił diety, nie próbuje włączyć chociaż odrobiny ruchu w codzienność, nadal nie chce wychodzić. Jednocześnie chodzi po innych lekarzach, którzy mają mu pomóc. Wszystkie wyniki, jeśli chodzi o zdrowiem fizyczne, wychodzą mu bardziej dobrze.
Jeżeli jest tak źle, leki nie pomagają, to do szpitala psychiatrycznego go. Tak ciągle bardzie miał ludzi i ruch, bo nie podadzą mu do łóżka. Depresja depresją, Stany lękowe itd. To choroba, ale nie wymówka, by chociaż nie próbować. Może zacznij jak mnie polecił terapeuta- chodźmy chociaż spotkać się ze znajomymi na nawet tutaj obok, jak robi będzie Ci się kręcić w głowie- wrócimy. Spróbuj zrobić obiady, przyniosę Ci marchewki i obierzesz do serialu, zamiast grać.
Ale pomijacie jedną rzecz: trzeba realnie chcieć wykonać wysiłek żeby coś zmienić. I to dotyczy każdej choroby: depresji, stanów lękowych i innych. Bo siedzieć/ leżeć i narzekać, że jest źle to jest jedna rzecz a realnie próbować coś zmienić to druga. I specjalnie piszę o próbowaniu, bo nie zawsze to będzie łatwe i nie zawsze wyjdzie od razu ale ważna jest podejmowana próba. A mnóstwo osób podejmuje pozorowane wysiłki: "nie podoba mi się to zalecenie, to ten lekarz się nie zna i będę szukał innego (bo trzeba popracować nad trybem życia)".
@MalarzKoszmarów i @3210 uważam, że zostawienie męża z dziećmi to bardzo zły pomysł. Dzieci trzeba chronić od problemów rodzinnych i zostawienie ich z ojcem, który nie radzi sobie ze sobą a dodatkowo tworzy otoczkę, gdzie nie istnieje nic innego oprócz jego problemów to tworzenie dla dzieci bardzo toksycznej sytuacji. Jak dzieci się by czuły zostawione same z ojcem, który się będzie użalał nad sobą, że nie da rady niczego zrobić i jest taki chory? Będą czuć strach, odpowiedzialność za niego. To nie jest odpowiedzialność dzieci aby zająć się ojcem!
Dobrym rozwiązaniem natomiast jest porozmawianie z mężem, że masz już dość. I rozumiesz, że on jest chory, ale ta sytuacja wpływa ogromnie nie tylko na niego ale na to jak cały dom funkcjonuje i wszyscy w nim. I bardzo chętnie będziesz go wspierała w leczeniu i prosisz aby Ci pozwolił, bo też chcesz porozmawiać z jego lekarzem jak najlepiej go wspierać. A jeśli się nie uda nic wypracować w rozmowie to według mnie po prostu odejdź. I Ty i dzieci zasługujecie na normalny dom i spokój. Wiadomo bliskich chorych trzeba wspierać, ale też jest rola tej bliskiej osoby żeby dam się wspierać. Jeśli ktoś tego nie robi i się nie leczy to trzeba w końcu powiedzieć dość i dla siebie i dla dzieci.
Do szpitala musiałby sam pójść, ja go nie zmuszę.
Chciałam wziąć go ze sobą na Sylwestra do sąsiadów. Nie, on chory. Poszłam z dziećmi, mąż do mnie zadzwonił, że on się bardzo źle czuje i czy mogę wrócić. Wróciłam, zawiozłam go na SOR, poszłam znów do sąsiadów. Wszystkie wyniki w normie, a jemu niby przeszło jak lekarzy zobaczył. Wrócił do domu bez mojej pomocy, ale naciskał, żebym spędziła wieczór w domu, żeby on sam nie był - mimo, że od sąsiadów w niecałą minutę mogłam wrócić do domu. Albo mógł pójść z nami.
I ja nie wiem, czy jemu coś było, czy szukał uwagi.
Na rozwód nie jestem gotowa. To byłby ogromny koszt psychiczny i emocjonalny dla mnie i dla dzieci. Jestem jedynaczką, moi rodzice są już w podeszłym wieku, zresztą nadal w przekonaniu, że małżeństwo jest do końca życia. A mój mąż nie pije, nie bije, ma pracę - czyli spełnia wszystkie kryteria dobrego męża według tamtego pokolenia. Mam dobry kontakt z jego rodziną - gdybym chciała go zostawić, pewnie by się ode mnie odwrócili. Zostałabym całkowicie sama.
@malarzkoszmarów odejście od męża w depresji pokaże dzieciom, że zostawiłaś ich ojca jak tylko miał problem. Tragiczny przykład. Dzieci rozwodników maja zresztą gorszy stan psychiczny. Z mojego prywatnego doświadczenia walki ze stanami depresyjnymi powiem że ruch facetom mega pomaga, szczególnie taki z rywalizacja. Niech zastąpi granie na komputerze np squashem. Będzie miał ruch, ludzi i grę. Do tego seks. Mnie wyciąga z każdego dołka. Faktycznie nie powinien mieć też specjalnych korzyści z bycia w depresji, bo może podświadomie woleć ten stan. No i na bank mniej grania. Może jakieś kreatywne hobby?
Lego technic- i mąż się zajmie i dzieci będą mieć zabawę z aktywnym tatą. Czasem wystarczy pokazać przy mężu jak bardzo się czegoś nie umie by go zmotywować. Stary dobry "za mocno zakręcony słoik".