#CGMyR
Nieustannie drżę o zdrowie moich dzieci. Kiedy widzę na Facebooku, że ktoś udostępnił zbiórkę na leczenie chorego dziecka, wyobrażam sobie, że coś takiego może spotkać któreś z moich. Syna boli brzuch - mnie prześladuje myśl, że to rak. Zapisuję go na wszystkie możliwe badania, wydzwaniam po lekarzach. Ostatnio córka miała gorączkę, nic groźnego, zwykła trzydniówka, ale oczami wyobraźni widziałam jej pogrzeb. Tak jest za każdym razem. Zwykła infekcja, a ja szaleję. Wyobrażam sobie raka, sepsę i inne cuda. Kiedy któreś z dzieci ma kaszel, śpię z nim, bo się boję, że się w nocy udusi. Teraz w sezonie chorobowym dzieciaki ciągle coś łapią, a ja wyobrażam sobie za każdym razem najgorsze. Kiedyś wezwałam karetkę, bo wydawało mi się, że córka ma problemy z oddychaniem, a ona miała tylko katar i sapała przez zatkany nos.
Jestem już tym zmęczona. Tak bardzo zmęczona, że czasem chciałabym nie mieć nikogo, żeby o nikogo nie musieć się bać. Potem wyrzucam sobie, że dopuściłam do siebie takie myśli, bo się boję, że ktoś tam na górze, Bóg czy ktoś, zechce mnie za nie ukarać i zabierze moje dzieci. Wiem, że to moje wyznanie jest żałosne, ale go potrzebuję. Cholernie potrzebuję komuś o tym opowiedzieć, bo oszaleję. Rodzinie nie mogę. Jestem najstarsza i zawsze uchodziłam za tę najrozsądniejszą, która dbała o rodzeństwo i pomagała. Ojciec podupadł psychicznie i fizycznie po śmierci mamy, więc nie ma sensu dokładać mu zmartwień. Mąż zawsze mnie wyśmiewa i nazywa histeryczką, więc staram się nie okazywać przy nim swoich lęków, chociaż nie zawsze mi się to udaje. Znajomych nie mam, bo od kiedy pojawiły się dzieci, prawie nie wychodzę z domu. Mąż nie chce z nimi zostawać. Raz do roku od wielkiego dzwonu spotykam się ze znajomymi ze studiów.
Chciałabym pójść na terapię, bo czuję, że za chwilę oszaleję, a nie chcę, żeby moje dzieci miały walniętą matkę, ale przy trójce dzieci jest mnóstwo innych wydatków. Czasem chciałabym się zabić, żeby już nie czuć tego strachu, czasem myślę, żeby uciec. Wyjść do sklepu po bułki i nie wrócić. Zaczęłam mieć tiki nerwowe i problemy z zasypianiem. Nie wiem co robić. Nie chcę się już bać.
Za każdym razem jak czytam wyznanie i widzę, że mąż zawsze wyśmiewa i nazywa histeryczką (!!), a znajomych nie ma, bo ten mąż nie chce zostać z dziećmi (własnymi kurde dziećmi) to jestem szczerze przerażona. Boję się, że kiedyś obudzę się w podobnej relacji. Jeśli nie stać Cię na terapeutę to może jakiś telefon zaufania na początek? Albo wygadanie się na jakiejś grupie dla mam na fb czy na forum?
Nie bój się, tylko ucz na błędach własnych i innych. Bardzo wiele rzeczy można zaobserwować wcześniej, gdy człowiek zacznie patrzeć na swojego partnera bardziej realnie niż przez różowe okulary :) Do tego jeśli mężczyzna nie wywiązuje się z roli ojca przy jednym dziecku to przy dwójce i trójce tym bardziej nie będzie.
Grupa dla mam, to najgorsze miejsce w internecie w jakim byłam. Oceniają, wyśmiewają, szydzą. Nie polecam.
Knbv - jest jedną grupa matkowa na FB, gdzie dziewczyny są mega sympatyczne i serdeczne, pomagają, nie wyśmiewają.
Może nfz? Są też fundację które mogą pomóc, wystarczy poszukać.
Może po prostu zacznij żyć dla siebie, znajdź pracę jeśli nie masz. Musisz o siebie zadbać a dziećmi powien zająć się ojciec! To jego obowiązek i nie ma wymówek.
jesli leki sa bardzo uciazliwe, to do psychiatry nie trzeba skierowania :)
Myślę że masz poważny problem. Dzieci czują Twoje lęki i też żyją w poczuciu zagrożenia. Dla nich Twoja terapia to najlepsze co możesz im dać.
Brak wsparcia męża, zarówno to że Cię wyśmiewa jak i to że nie masz jakiejś odskoczni od dzieci, to też zły przykład dla dzieci.
Są terapie na nfz, zacznij od psychiatry. Może w Twoim miejscie są jakieś programy no na które się łapiesz.
Dokładnie!
Dlaczego mąż cię wyśmiewa zamiast wspierać? I dlaczego to tylko ty masz siedzieć w domu i zajmować się dziećmi? Pan hrabia ma problem przejąć część twoich obowiązków i pomóc w trudnych chwilach? Coś tu jest mocno nie tak.
Pan hrabia bez żenady zrzuca na nią swoje obowiązki, bo opieka nad dziećmi należy do obojga rodziców, nie tylko do matki. Więc to nie jest przejmowanie części jej obowiązków tylko jego zas*ana powinność.
Jak to nie chce zostać z dziećmi ? nie stawiaj siebie na końcu. Wyrażaj głośno swoje potrzeby, bo nikt się nie do myśli. Przypomnij sobie czy Twoja mama też tak nadskakiwała i jak wyglądało Twoje dzieciństwo. Udało Ci się wychować i nie jesteś chora. Trochę luzu też nie zaszkodzi.
Znam historię dziewczyny, której ojciec nie brał "na barana", bo się bał, nad jeziorem zabraniał się kąpać, był policjantem, a ona jest teraz pełną lęków, od leku wysokości po lęk o swoją córkę. Mężowi też zabrania podnoszenia dziecko wysoko, bo spadnie. Dziecko uczy się chodzić i za każdym upadkiem ona je łapie. Przez to dziecko też się nie nauczy.
Porozmawiajmy jak matka z matką
Jako matka, jednego, doroslego dziecka tez histeryzowalam, tez sobie do glowy wkladalam bzdury, bo cos przeczytałam, zobaczylam w tv (internetu ogolnodostepnego nie bylo). Do głowy jak kretynka, sobie wkladalam ale... mialam mame i babcie, dwie doswiadczone osoby. " Maaamo bo ona chyba ma alergie, Jezusie cala w czerwonych kropkach!" Na co moja mama " Nie alergia, tylko potowki, bos ja przegrzała kobieto" oczywiscie sie smialy obie. Z czasem sie ogarnełam, bo zdalam sobie sprawe z absurdalnosci tej paniki.
Moze to, ze gdzies obok mnie, byl ktos, kto przeżył wiele, troche mnie ogarnął. Ale sama przestałam czytac durne poradniki i inne. Maz jest takim typem, ktory troche chamski jest, ale ma racje, i nie ma co sie burzyć. Moze porozmawiaj z nim, wyjasnij swoja nieuzasadnioną panike, moze spojrzy na to inaczej. Wyluzuj, bo z czasem zwariujesz, a jak dorosną to juz w ogóle wariatkowo. Pogadaj z kims, znajdz w swoim otoczeniu osobe ktora ci pomoże z tymi histeriami, uspokoi racjonalnie itd siostra, przyjaciolka, albo mąż... tylko musi wiedziec co czujesz :)
Myślę, że autorka sama z tego nie wyjdzie przez jej własne otoczenie. U rodziny ciąży na niej obowiązek nie posiadania własnych zmartwień, jej facet nie wywiązuje się z obowiązków i nie ma w nim wsparcia- ani się nie wygada, ani nie zajmie sobą. Dzieci stały się zbyt ważne w jej życiu, poza domem nie ma nic, żadnych hobby, znajomych. Nie dziwne, że popadła w takie lęki.
Ale mąż nie chce z nimi zostawać tylko, nie wiesz czy z resztą jej pomaga. Dlatego NAJPIERW rozmowa z nim, szczera, bez pierdolenia, ze sie wstydze. Kiedys koleżanka mi opowiadała, ze chlop nie chce siedziec z dzieckiem, pytam sie dlaczego? A ona, ze zawsze jak wychodzi na dłużej, to mloda drze sie za mamą, nic nie chce, niczym jej nie zajmie (chyba 2,3lata miala) Maze tu tez tak jest, facet nie chce bo nie daje rady. Nieważne, trzeba pomyslec i pogadać, po to ma sie jęzor w buzi. A brak wsparcia ze strony rodziny, jest wynikiem tego, ze autorka nie chce z nikim gadać, a moze rodzenstwo by ja wsparło, kto wie
Moim zdaniem to jest normalne, że dziecko marudzi chce do mamy, gdy jej nie ma, ale wtedy nie ustępuje się dziecku i zabiera możliwość wychodzenia i spotkań bez dzieci matce, a uczy dziecko zostawać z tatą. Jak to „nie chce zostawać, bo córka marudzi?”, jakby to był wujek czy kuzyn zrozumiałabym, ale ojciec?! Na mózg mu padło?
Też mam podobne lęki, zaczęło się jak byłam w pierwszej ciąży. Boję się wszystkiego, psa sąsiadów (bo może pogryźć mi dzieci), przechodzenia przez ulicę (bo samochód mi przejedzie dziecko), przechodzenia pod liniami wysokiego napięcia (bo co jak wiatr uszkodził kabel, ten spadnie i nas zabije?). Młodsze dziecko śpi całą noc i niania elektroniczna nawet nie zaszumiała? Pewnie coś się stało! No ciągle coś. Niedługo w końcu zacznę terapię. Wiem, że finansowo nie jest łatwo, jak się ma dzieci, ale spróbuj o siebie zawalczyć. U nas z kasą i czasem krucho, ale dla mnie zdrowie psychoczne jest rownie ważne, jak jedzenie- bez tego nie da się żyć. Zrób to dla dobra rodziny.
Ciekawe w jakim wieku są dzieciaki. W sumie też nie miałam za bardzo koleżanek, do czasu aż moja córka poszła do przedszkola. Tam poznała swoje pierwsze przyjaźnie i z racji tego, że dzieci spotykały się również po przedszkolu, czy w weekendy my poznaliśmy ich rodziców. I powiem Ci, że pomagają takie znajomości, można się wymieniać obawami, doświadczeniami itp.
Bardzo chętnie bym z Tobą porozmawiała. Zmagam się z podobnymi problemami. Choć mam wrażenie ze jestem już level wyżej, ze zdiagnozowaną neurestemią, nerwica lękowa z atakami paniki i depresją. Po prostu jednego dnia przyszedł atak, ciało odmówiło posłuszeństwa. Także autorko zadbaj o siebie. Idź do psychiatry. Bo uwierz mi somaty potrafią niezłe spieprzyć każdy dzień.
Największym problemem jest to, że mąż nie zostaje z dziećmi, żebyś mogła zrobić coś dla siebie.
Jeśli nie zostaje - nie do końca mu ufasz w innych sprawach. Nie pomaga Ci w tym, to jak może pomóc w czymś innym.
Przeszłam to samo, w małżeństwie byłam sama, rozwiodłam się, mam wspaniałego faceta, stres, nerwy, problemy z zasypianiem zostały, ale jest lepiej...
Nie sugeruję rozwodu!!! Ale mąż powinien się przyłożyć, jeśli mu na Tobie zależy, każdy ma inny poziom stresu/lęków/wytrzymałości