#DOzdZ

Historia z czasów studenckich, sprzed kilku ładnych lat.

Swoją przygodę z uczelnią wyższą rozpocząłem wyjeżdżając na drugi koniec Polski. Wiadomo, jak to przy takiej wyprowadzce, tym bardziej do akademika, trzeba przemyśleć, co zabrać, by później rodzice pocztą dosyłać nie musieli albo nie kupować w sklepie.
Mama się śmiała, że zabrałem ze sobą pół domu, w tym pół jej kuchni. Ale nie narzekałem, nie musiałem niczego pożyczać.

Za to sam stałem się wypożyczalnią. Żelazko, suszarka na pranie, suszarka do włosów i wiele innych sprzętów. Z racji, że zdarzało się to dość często, wprowadziłem opłaty, w zależności od rodzaju i częstości pożyczanej rzeczy. Liczyłem, że zarobioną walutę, czyt. piwo albo czekolady, przehandluję na jakieś przysługi . Ale zapasy rosły, a ja niespecjalnie miałem z nimi co robić. Wprawdzie piwo się piło, ale za czekoladami nie przepadałem, więc zapełniały coraz to nowsze luki w półkach.

Któregoś dnia, na akademik wpadła moja koleżanka z grupy, pożyczyć jakieś notatki. I tak od słowa do słowa wyszło, że zaraz jedzie jeszcze na onkologię, bo kupiła jakieś słodycze dla maluchów. I wtedy mnie olśniło, co zrobić z tymi łakociami zachomikowanymi w szafkach. Wprawdzie nie zabrałem wszystkiego od razu, ale systematycznie, co jakiś czas, wybierałem się na oddział, by przehandlować kilka tabliczek czekolady na chwilę uśmiechu dla maluchów.

Ale to nie koniec. Nie wiem jakim cudem, ale większość pożyczających zaczęła mi z czasem przynosić więcej tych czekolad. W końcu się wydało, bo ktoś rozpowiedział, co z nimi robię, to skubańcy postanowili, że o ile sami się z różnych powodów na onkologię nie wybiorą, o tyle mogą wesprzeć moją małą "akcję". I tak oto zostałem stałym, cotygodniowym bywalcem oddziału onkologii, w mieście, w którym studiowałem.

W prawdzie teraz już tam nie mieszkam, bo wróciłem w rodzinne strony, ale za to staram się, w miarę czasu i możliwości, wpadać z małą słodką paczuszką do pobliskiego szpitala, gdzie również takowy oddział się znajduje. Uwierzcie mi, to nie kosztuje zbyt wiele, a widok tych uśmiechniętych, pochłaniających czekolady i inne łakocie twarzy jest bezcenny.
Tardiss Odpowiedz

Pozdrawiam Cie autorze, sama robie czesto takie akcje na oddziale ktory czesto odwiedz

zulugula Odpowiedz

Rak "karmi się" się cukrem tak więc cóż... grunt ze chcesz dobrze

Aura90

A miałeś/miałaś kiedykolwiek nowotwór? I obyś nigdy nie miał/a. Jasne, że cukier nie jest zdrowy, w zasadzie dla nikogo; ale przy dobrze zbilansowanej diecie łakocie w ROZSĄDNYCH ilościach nie zaszkodzą.
Poza tym dziecko jest dzieckiem. Gdy "przepierdala" najpiękniejsze chwile dzieciństwa w szpitalnym łóżku, jest obdzierane z beztroski i siłą rzeczy zmuszane do szybszego wydoroślenia; to uwierz mi, że przyjemność zjedzenia tego cholernego kawałka czekolady pozwala mu się poczuć "normalnie", choć na kilka krótkich chwil.

Dragomir

Ale obiektywnie @zulugula ma rację.

dotkom

Nie każdy. Są nowotwory "uzależnione" (tak to się nazywa) od glukozy, są od innych ścieżek pozyskiwania energii (dlatego keto, która ma trafiać w te glukozozależne nie działa na wszystkie + mogą się przeprogramować na ciała ketonowe). Nic nie jest takie proste, a słodycze w umiarze nie są złe (aktywacja mnóstwa ścieżek, w odpowiedzi na prymitywna nagrodę - cukier, lepsze samopoczucie, motywacja, boost procesow metabolicznych też do walki z choroba)

kleo1111809 Odpowiedz

ludzie, kurde jestem po chemioterapiach, wyleczono u mnie raka i mięsaka.. jadłam słodycze jak każde normalne dziecko, nie rozumiem więc czy mój lekarz był nieogarnięty? nie sądzę bo żyję już dobrych parę lat a moje wyniki są świetne

Antarees Odpowiedz

Świetna sprawa, bardzo pozytywne wyznanie :)

Govinda Odpowiedz

Super. Dobrze się czujesz z tym, ze karmiles raka tym biednym dzieciom ? Trzeba było chociaż dopytać :/ brawo.

Govinda

Dopytać czy mogą jeść słodycze.

Anwute

Taaa napewno lekarze i pielęgniarki m pozwalali by na to, gdyby robił dzieciom krzywdę tymi słodyczami. Boże, dlaczego ludzie są takimi debilami i wydaje się im, ze pozjadali wszystkie rozumy w każdym możliwym temacie.

Dragomir

Ci sami lekarze którzy palą papierosy? Nie, no skądże.

NNieZdecydowana Odpowiedz

Brawo dla Ciebie :D

anonimka07 Odpowiedz

Uśmiech to najlepsza zapłata za okazane dobro ;) radość w oczach osoby której pomogliśmy - bezcennna ^^

TygrysekPregowany Odpowiedz

Ot, tak sobie można wejść na oddział osób z drastycznie obniżoną odpornością, podatnych na choroby i rozdawać słodycze ludziom których pierwszy raz widzi się na oczy? Ja serio pytam, proszę na mnie nie naskakiwać.

Rvdv12

@TygrysekPregowany na ten moment pewnie nie można (covid), ale wyznanie jest sprzed 5 lat i takie wizyty nie były problemem.

keanna

Mój znajomy chorował na raka i z wejściem na oddział nie było problemu.

Karolla123 Odpowiedz

Naprawdę dobrze postąpiłeś!

Dodaj anonimowe wyznanie