#FvteW
I tu zrodził się iście piekielny plan – pójdę za kolegę na egzamin. Ponieważ legitymacje szkolne robiliśmy jeszcze w 4 klasie (8 klasowa podstawówka), więc zdjęcia były mocno nieaktualne i właściwie na zdjęciu mógł być ktokolwiek, a ja i tak byłbym w stanie wszystkich przekonać, że to ja jestem. Więc uzbrojony w legitymację ubrałem się jak należy i poszedłem na egzamin. Przy pokazywaniu legitymacji przy drzwiach poślady z nerwów ściskałem bardziej niż nowy ministrant na zakrystii. Ale… udało się. Egzamin napisałem, kolega do szkoły się dostał (pozostałe egzaminy zdał sam). Szkołę skończył, ale kontakt nam się urwał i nie wiem, czy znalazł zatrudnienie w wymarzonej branży.
Teraz zastanawiam się, jakie cholerne szczęście mieliśmy, że nam się to udało – byłem już wtedy o głowę od niego wyższy i gdyby ktoś zapamiętał mnie z egzaminu z matmy, a potem porównał z człowiekiem, który przyszedł na pozostałe egzaminy, to nie ma bata – musieliby się połapać…
"Przy pokazywaniu legitymacji przy drzwiach poślady z nerwów ściskałem bardziej niż nowy ministrant na zakrystii."
You made my day
Te egzaminy to powinni od nowa wprowadzić, do wszystkich szkół średnich.
Tak zdecydowanie. I na studia to samo.
To ja poszedłem za kolegę na egzamin z chemii, na politechnice... Siadłem w ostatnim rzędzie, profesorka zrobiła zdjęcie sali jako listę obecności, przy robieniu zdjęcia głowę trzymałem spuszczoną w dół. Egzamin kolegi zdałem na 5, a swój ledwo na 3.
Ciekawe wyznanie
Jeśli chodzi o potrawy, to z każdej gówno wyjdzie, nie tylko z tych wykwintnych :):):)
No, ale o to właśnie autorowi chodziło.
Był taki etap w życiu, gdy myślałem nad technikum kolejowym. Tylko tu pojawił się jeden problem - najbliższe jest ponad 100 km od mojego miasta, a rodzice nie chcieli wydawać kasy na internat, jak lokalny ogólniak miałem 100 m od domu.