#NTtPC
Początek dnia, jako pierwsze mieliśmy zajęcia z wychowania fizycznego. Dziewczyny ćwiczyły na innej sali.
W pewnym momencie wbiega któryś z nauczycieli i mówi, że ktoś zadzwonił, że w szkole znajduje się bomba. Nauczyciel zareagował poprawnie i kazał nam się ubrać i natychmiast wyjść z budynku.
Kiedy czekaliśmy na przyjazd służb na ulicy przed budynkiem zauważyłem, że nie ma dziewczyn z naszej klasy. Zaproponowałem więc nauczycielowi, że wejdę ponownie na teren szkoły i pójdę na salę gdzie ćwiczyły dziewczyny i poinformuję je o zaistniałej sytuacji. Nauczyciel zgodził się!
Teraz wyobraźcie sobie ucznia w pełnym ubraniu (nawet w kurtce ), który wykłóca się z nauczycielką od wf-u, która nie chciała uwierzyć w moje słowa. Po pewnym czasie kobieta zrezygnowała i kazała dziewczynom pójść do szatni, zmienić ubrania i wyjść poza teren szkoły.
Oczywiście okazało się, że żadnej bomby nie ma. Śmieszek, który był uczniem owej szkoły, został odkryty i szczerze mówiąc nie pamiętam jaką karę poniósł. Jednak z perspektywy czasu (a było to ok. 20 lat temu) dziwi mnie to, że nauczyciel zgodził się na moją propozycje i pozwolił mi wejść ponownie na teren szkoły mimo zagrożenia.
U mnie w szkole uczą, żeby zostawić wszystkie rzeczy na ławce i udać się do wyjścia, więc najpierw zdziwiło mnie, że nauczyciel kazał wam się ubrać. I jest też specjalny dzwonek, że wszyscy go słyszą aby się ewakuować.
Nie wiem jak było 20 lat temu, bo sama mam 20 lat, ale mogło być tak jak opisuje autor. Chyba
Nie wypowiem się za inne szkoły, placówki edukacyjne, jednak trochę więcej niż dwadzieścia lat temu też w mojej szkole był alarm bombowy. Byłam w zerówce. I po salach biegały sekretarki, aby nas o tym poinformować. Mało tego: mieliśmy zabrać wszystkie swoje rzeczy, łącznie z kurtkami z szatni. Tylko, że my, małe dzieciaczki (przypominam, zerówka!) byliśmy popychani przez starsze klasy (wtedy jeszcze było osiem klas w szkole podstawowej) i wręcz tratowani. I oczywiście pokrzykujące panie woźne na dzieci z zerówki, że się wleczemy, nie umiemy się zachować i przez nas wszyscy zginą.
Nie pamiętam, kto był odpowiedzialny za alarm bombowy, ale okazało się to żartem.
Jest różnica między alarmem pożarowym a bombowym. Tez mieliśmy parę albo parenascie lat temu w szkole fałszywy na szczęście alarm bombowy. Musieliśmy zabrać wszystkie swoje rzeczy. Powód jest prosty - nikt nie będzie sprawdzał każdego plecaka, kiedy uczniów jest kilkaset.
Właśnie w tym problem, że w trakcie prawdziwego ataku bombowego, bomby mogą podkładać nie tylko na teren szkoły, ale również do plecaków uczniów. Nauczycielka mi opowiadała, że była sytuacja udanej ewakuacji, a na końcu i tak wiele osób zginęło, bo jakiś chłopiec miał bombę w plecaku. Nie wiem na ile to prawda.
W tym roku w trakcie matur była fala fałszywych ataków bombowych. Do mojej szkoły info doszło koło 7 rano, a do jakoś 9:30 policja sprawdzała sale. Mieliśmy wyjść (z każdej sprawdzanej sali po kolei), biorąc ze sobą plecaki/torebki - jak widać, nikt tego nie wziął na poważnie (policja też, sprawdzali trochę na odwal)
Zostawia się rzeczy na wypadek alarmu pożarowego, jednak zabiera, gdy alarm jest bombowy. Różnica jest dlatego, aby w razie zawalenia się przez wybuch budynku, można było łatwiej znaleźć ewentualne ciała.
Mnie zawsze bawiły te ustawiane ewakuacje u mnie w liceum. Na jakieś 20minut przed ewakuacją dyrektorka chodziła po klasach i ogłaszała, lub sam nauczyciel na lekcji mówił o której godzinie mamy się "ewakuować" i jeśli chcemy to możemy iść do szatni po kurtki. Oklaski dla szkolnej logiki.
U mnie w szkole też, nawet otwierali główne wejście które na co dzień jest zamknięte XD
Tak w ogóle nie wygląda ewakuacja.
A drzwi ewakuacyjne teoretycznie powinny być otwarte. Ale u nas nie były.
mialam w gimnazjum taka sytuacje, smieszkow tez namierzyli, kara byla miary kilkudziesięciu tysięcy (sprawa zaszla daleko, saperzy, mnostwo służb)
wiedzieli ze to nie moze byc prawda