#QEdS4
Maj, koniec roku w szkole, wszyscy myślą już o wakacyjnych obozach i biwakach.
I nagle wtedy przyszedł do nas nowy drużynowy. Student pierwszego roku, ale wyjątkowa gnida, od pięciu lat w ZSMP. I w dodatku, jak to się wtedy mówiło, był wysoko kryty, tak że nie można było sobie pozwolić na jawne żarty czy objawy niesubordynacji.
Okazja do czegoś bardziej wyrafinowanego nadarzyła się wkrótce, kiedy drużynowy zostawił kurtkę i gdzieś wyszedł. Wyciągnęliśmy mu dowód osobisty (to wtedy była taka zielona książeczka) i tam gdzie było „Znaki szczególne - brak”, dopisaliśmy mu jedno słowo - „prącia”.
Dużo bym dał, żeby zobaczyć efekt końcowy, ale z wiadomych względów nie było to możliwe, bo nikt raczej nie przegląda własnego dowodu.
Ciąg dalszy znam tylko z opowiadań. Nastąpił on we wrześniu, kiedy drużynowy chciał zmienić kierunek studiów i w dziekanacie musiał pokazać dowód osobisty. Świadkiem tej sytuacji był mój kolega.
Pani z dziekanatu, doświadczona urzędniczka, usiłowała do końca zachować powagę i pełny profesjonalizm, ale efekt był odwrotny do zamierzonego. Najpierw ściągnęła usta jak ryba wyjęta z wody, a po chwili zaczęła się dusić ze śmiechu. Na to zbiegli się liczni pracownicy mocno zbiurokratyzowanego wtedy dziekanatu. Próbowali zachować pozory i wyjść z tego z twarzą, mówili - „po co pan to podał, przecież takich rzeczy nie trzeba”, ale sprawa w tym rozplotkowanym środowisku szybko się rozeszła.
A drużynowy po tym cichutki się zrobił, i co najważniejsze - przestał już być taką świnią.
Tak, tak, wszyscy się zbiegli, bo jedna pracowniczka starała się nie roześmiać.
Stary kawał. Ale dobrze wymyślone :)
Wątpie by takie coś zmieniło charakter drużynowego.
Skoro nie mógł tego powiązać z nikim ani kiczym to po co miał się zmieniać niby? No i akurat dziwnym trafem kolega to widział...na pewno tak było, nie zmyślam.
Chociaż śmieszna, nie jest to prawdziwa historia.
Śmiechłam
Wracaj na e-lekcje, dzieciątko.
Nie wiem, czy ci, którzy teraz mają e-lekcje, wpadliby na to, że dowód osobisty to kiedyś była zielona książeczka :P statystycznie pewnie nawet ich rodzice się na takie nie załapali, może ktoś u dziadków widział.
Zazdroszczę