#WjaQ8
Pracuję w ośrodku, w którym przebywają dzieci porzucone, niechciane, chore (często nieuleczalnie). Przychodzą do nas wolontariusze, jednak większość po kilku miesiącach rezygnuje – uwierzcie mi, to nie pomaga dzieciakom. Jest jednak taki chłopak, ma 26 lat, na imię Marcin. Przychodzi do nas już półtora roku. Zawsze miły, niewiarygodnie pomocny, dzieciaki w sobie rozkochał. Poświęca im dużo czasu i ogrom serca – uczy, bawi się z nimi, organizuje różne zajęcia, warsztaty, spotkania, śpiewa z nimi piosenki, czyta i mogłabym tak wymieniać i wymieniać...
Jest w tym chłopaku coś, co wywołuje u mnie, jak również u moich koleżanek, chęć „przygarnięcia go”. Chodzi o to, że mimo uśmiechu, jaki posiada, dzięki któremu wszyscy zapominamy o swoich troskach, ma takie dziwne oczy... Takie smutne, mówiące „przytul”, w związku z czym każda miałaby chęć potraktować go jak misia przytulankę. No jest to po prostu chłopak na medal.
Mieliśmy w ośrodku dwójkę dzieciaków, z którą Marcin był jakoś szczególnie związany. Ciągle mówili mu, że go kochają, że chcieliby mieć takiego tatę i nawet kilka razy tak się do niego zwrócili. Piszę mieliśmy, bo chłopiec niestety zmarł... Została dziewczynka, mająca glejaka. Kilka dni temu dostała wysokiej gorączki, strasznie płakała, nikt nie mógł jej uspokoić. Nikt oprócz Marcina. Gdy przyjechał, od razu się do niego przytuliła i nie chciała go puścić. Marcin spędził z nią całą noc, ciągle czuwając. Widok poruszający serce.
Dzisiaj dowiedzieliśmy się, że Marcin chciałby być prawnym opiekunem dziewczynki i zdecydował o tym właśnie po tej nocy, choć myślał o tym już wcześniej.
Wszyscy wiedzą, że będzie to bardzo trudne, ale trzymamy za niego kciuki!
Przy tej okazji chciałabym powiedzieć, żebyśmy nie byli obojętni wobec innych.
Nawet najmniejsza czynność może wywołać radość, a życie pisze różne scenariusze.
Oby było więcej ludzi takich jak Marcin!
"Nawet najmniejsza czynność może wywołać radość" - to, co robił Marcin zdecydowanie małe nie było. Potrzeba dużo czasu i energii, aby być wolontariuszem w takim miejscu. I jest to ogromna odpowiedzialność.
To prawda. Zdanie autorki, na które zwracasz uwagę, nijak się ma do jej wcześniejszej sugestii, że krótsze (a przecież kilka miesięcy wolontariatu do dużo) pomaganie działa na niekorzyść dzieci.
Autorka raczej miała na myśli to, że dzieci się przywiązują do tych ludzi, a ich odejście po kilku miesiącach nie działa na nich korzystnie, zwłaszcza, że są to już dzieci porzucone. Ich pomoc na pewno jest korzystna, tylko ich odejście już nie. Choć trudno wymagać, by zostali, jeśli czują, że psychicznie sobie nie radzą z taką ilością dziecięcych tragedii.
Kto pracuje społecznie, ten ma gówno wiecznie. Wy przynajmniej macie jakieś pieniądze za to, a wolontariusze pracują za uśmiech bombelka.
nie wiem kto cię skrzywdził ale zrobił to wyjątkowo mocno :( współczuję
Ludzie przychodzą na wolontariat kiedy chcą i mają na to czas, na przykład mogą to być wakacje. W czasie roku szkolnego czy też kiedy kończy się szkoła i trzeba iść do pracy, lub w sytuacji kiedy zakłada się rodzinę i pracuje, trudno znaleźć czas na wolontariat dodatkowo. Pracownicy takich placówek pobierają za to wynagrodzenie, i są tam tyle czasu ile przeciętnie wolontariusze spędzają czasu w swojej pracy gdzieś tam. Czy po pracy pracownicy tych placówek również idą na kilka godzin na wolontariat naprzyklad do jakiegoś schroniska, czy może do domu, do swoich rodzin itp.?
Wystosuj jakiś argument i wejdź w dyskusję jeśli masz coś do powiedzenia, bo to co napisałeś to jakiś bełkot bełkot. A jeśli cię to przerosło, to ogon pod siebie i się nie wychylaj. Nie zapomnij przeprosić, jeśliś odebrał z domu dobre wychowanie.
@ Dragomir: Twoja wypowiedz brzmi, jak gdybys uwazal, ze czynienie Dobra jest czyms glupim, poniewaz nieoplacalnym.
Typowe dla osob socjopatycznych badz skrzywdzonych wlasnie.
Wystarczajaco rzeczowe?
Bardzo mnie interesuje temat, czy samotny facet ma w ogóle jakąkolwiek możliwość adopcji dziecka? Wiele razy się nad tym zastanawiałem i choć aktualnie jestem ojczymem i do końca życia mała będzie moją córką (przynajmniej w moim sercu) to cały czas myślę sobie co bym zrobił jakby coś poszło nie tak i byłbym sam, na pewno taki wolontariat też wchodziłby w grę, OPie błagam cię daj znać czy mu się udało ją adopotować, wiem że to jeszcze trochę potrwa ale proszę