#efFaK

Prawie dwa lata temu zaczęłam pracę w pewnym barze kanapkowym. Jakiś czas temu szef postanowił mi zaufać i zapytał, czy mogłabym dla niego otworzyć bar w sobotę, żeby on mógł choć raz wyjść ze znajomymi wieczorem do pubu i nie zrywać się skoro świt na drugi dzień. OK, nie ma problemu! Pokazał mi wszystkie procedury związane z otwarciem, wręczył klucz i kazał nie zgubić. No właśnie...

Noc z piątku na sobotę, dochodzi północ, a ja co robię? Spanikowana szukam klucza. Nie ma, wcięło! No przecież miałam go w kieszeni płaszcza i niemożliwe, żeby wyparował! Szybka rozkmina gdzie byłam w ciągu dnia na mieście i wyruszyłam na poszukiwania. Po godzinie biegania w tę i we w tę już mam dość i dzwonię do szefa, żem łajza i zgubiłam klucz.
Tłumaczę mu wszystko co i jak przez telefon, mówiąc, że sprawdzałam i nie mam go w kieszeni. Mówiąc to mimowolnie wsadziłam rękę do kieszeni, żeby sprawdzić jeszcze raz i co się okazało? Odkryłam, że mam dziurę i klucz siedział sobie w podszewce płaszcza...

Zrobiło mi się tak potwornie głupio - że spanikowałam, że wybiegłam na miasto, że obudziłam gościa, który w końcu chciał sobie pospać.. Nie wiedząc jak wybrnąć z sytuacji, zaczęłam się jąkać, że przecież jeszcze byłam wybrać pieniądze z bankomatu, a tam nie sprawdzałam, a że jestem niedaleko... Potrzymałam szefa jeszcze trzy minuty na telefonie i super radośnie oznajmiłam, że po prostu nie wierzę własnym oczom i oto znalazłam klucz pod bankomatem! Cud!

Nigdy nikomu się nie przyznałam jak było naprawdę, szczególnie szefowi :D
Kipis Odpowiedz

Z punktu widzenia szefa, większe zaufanie miałbym do ciebie gdybyś opowiedziała wersję z dziura w płaszczu

Dodaj anonimowe wyznanie