#hibfD
Od kilku lat mieszkamy z narzeczonym na emigracji. Mimo to, oboje doskonale posługujemy się językiem kraju, w którym mieszkamy. Ja pracuję jako nauczycielka w prywatnej placówce. Mamy zajęcia dla dzieci w różnym wieku, na zajęcia z maluchami mogą wchodzić rodzice - dzieci czują się bardziej komfortowo i rzeczywiście mogą wyciągnąć coś z zajęć. A raczej - mogły. Do jednej z grup z maluchami w wieku 4-5 lat dołączyło dziecko, które jest absolutnie nie do opanowania. A wraz z nim - obojętna mamusia. Dziecko krzyczy, biega, kompletnie ignoruje i mnie i wszystkich dookoła. Chowa się w zakamarki sali, otwiera szafki itp. Ja, robię co mogę, ale nie mogę co 30 sekund (dosłownie!) przerywać zajęć, żeby ustawić go do pionu. Posłucha na 10 sekund i zaraz to samo. Było wypraszanie z zajęć, rozmowy z mamą, mimo, że sama jest naocznym świadkiem jego zachowania. Było niedawanie punktów (dzieci po każdych zajęciach dostają punkty, takie jakby plusy - każde dziecko dostaje niezależnie od tego czy się udziela czy nie, czy umie odpowiedzieć na pytania czy nie, tak więc "przetrzymanie" punktu do czasu, gdy chłopczyk będzie znośny to naprawdę ekstremalna sytuacja w naszym systemie). Nic nie działa, matka daje się roznosić, wzrusza tylko ramionami na jakiekolwiek uwagi. Nie wiemy już co robić, zajęcia są niemożliwe do przeprowadzenia, cierpią na tym inne dzieci, bo nie są w stanie nic z nich wynieść. Druga sprawa, że im dłużej taka sytuacja trwa, tym bardziej inne dzieci zaczynają rozrabiać, bo kolega wydaje im się fajny w tej całej swojej "rebelii". Dołączył miesiąc później niż inne dzieci - do czasu zanim się pojawił, grupa była jedną ze spokojniejszych. Rozmawiałam z dyrektorką placówki, ona zaś z matką i tu znowu - koło się zapętla. Do tego matka zaczęła mówić mojej przełożonej, że dziecko mnie po prostu nie rozumie. Dodam, że moje imię nie brzmi polsko, jest wręcz popularniejsze w kraju, w którym obecnie mieszkam niż w Polsce. Mój język (nie chwaląc się, jest naprawdę na poziomie bliskim rodzimemu) nie był problemem dopóki mamusia nie dowiedziała się, jak brzmi moje nazwisko (to już typowo polskie). Całe szczęście moja przełożona to naprawdę złota kobieta, doskonale znająca całą sytuację - także tę moją lingwistyczną. Dzień, w którym przychodzi ta grupa jest jednym z najkrótszych w całym tygodniu, a jednak ta godzina spędzona z nimi męczy mnie jak 5 godzin z innymi grupami. Nigdy nie chciałam mieć własnych dzieci - te w pracy mi wystarczą i każdego dnia rano dziękuję sobie za tę decyzję, gdy wraz z narzeczonym możemy spędzić poranek w ciszy. Natomiast zawsze po zajęciach nasuwa mi się jedna myśl: jak bardzo współczuję rodzicom tego chłopca, jeśli dom roznosi tak bardzo jak moją salę...
Jako ojciec dwojga krasnali ustosunkuję się dwóch ostatnich kwestii.
Po pierwsze, można mieć dzieci i poranki w ciszy. Kwestia tego jak się je wychowa.
Po drugie, mam absolutnie zerowe a wręcz ujemne współczucie do rodziców którzy wydali na świat potworki jak z wyznania. Masz dziecko to się nim zajmij.
A ja Ci trochę współczuję - wąskich horyzontów, skoro uważasz, że każde dziecko jest takie samo. W takim razie rodzeństwo powinno być identyczne, skoro wychowują je ci sami rodzice.
@Postac
Dawno nie widziałem tak płytkiej i powierzchownej diagnozy mych horyzontów...
Gdzieś napisałem że wszystkie dzieci są identyczne? Nie? Oj...
Może i był to pewien niefortunny i mylący skrót myślowy aaaaale pozwolę sobie stwierdzić że spora, mam tu na myśli, SPORA część dzieciaków jest w stanie ogarnąć w pewnym wieku "nie hałasuj bo mama/tata odsypia po pracy, proszę". Pozwolę sobie też stwierdzić że jeśli dziecko nie jest w stanie uszanować prośby drugiego człowieka to hałas rano może nie być największym problemem...
@elbatory
Jeżeli pijesz do "po pierwsze" to patrz drugi akapit mojej odpowiedzi do Postaci
Jeżeli pijesz do "po drugie" to nie tyle czepiam się tu dziecka potworkowatego co raczej braku reakcji dorosłej osoby na zachowanie dziecka.
Wkładasz zdecydowanie za dużo agresji i pogardy w moje słowa, zważywszy że nawet ich nie wypowiedziałem...
Ponadto przyznałem się do użycia zbyt ogólnikowego skrótu myślowego. Napisałem to raz, bić się w piersi i posypywać głowy popiołem nie zamierzam.
Ponadto X2 wspomniałem o własnych krasnalach nie po to by je wykorzystać jako dowód tylko by, dosłownie, na dzień dobry zamknąć gęby tym pieniaczom którzy tutaj (i gdzie indziej) często próbowali zamknąć gębę mi mówiąc że "nie mądrz się zobaczysz jak sam będziesz miał dzieci!!!!" Dlatego w tematach około dziecięcych często na starcie zaznaczam że je mam. Dla niektórych bezdzietny facet nie ma prawa głosu.
Jeszcze raz podkreślam, cała moja krytyka jest skierowana wobec ludzi którzy co prawda na świat purchla wydali ale nie zamierzają się przejmować jego wychowaniem. Incydentalnie to często tacy ludzie właśnie maskują własną rodzicielską indolencję słowami "bo Brajanek już taki jest","bo Kłentinek musi się wyszaleć" czym robią zdecydowanie czarny PR ludziom którzy autentycznie się starają ale mają "trudniejsze" dziecko.
Spoko, przez całe swoje życie stawiałem na bezpośrednią rozmowę i czasem zapominam że w tekście pisanym takie rzeczy jak przekaz niewerbalny, mimika czy sarkazm w tonie głosu giną. Bardzo mi to utrudnia przekazanie w sposób zrozumiały tego co chcę przekazać. Mocno też ubolewam że nie ma tu możliwości edycji komentarzy. Mógłbym wtedy poprawiać na bieżąco takie niezamierzone skróty myślowe :/
A nie można jej po prostu powiedzieć jej, że nie chcecie ich w tym przedszkolu
Może właśnie ten miesiąc był w innej placówce, wywalili go i dlatego jest u Was. Dziecko sobie pozwala, bo ma władzę nad rodzicami, a nie odwrotnie.
A czemu współczujesz rodzicom tego chłopca ? Mają, co wychowali. Przecież matce powiewa.
Matka nie wydaje się być przejęta zachowaniem smarka, więc nie ma powodu jej żałować. Już prędzej sąsiadów no i was, którzy macie związane ręce a musicie brać odpowiedzialność za czyjeś potwory.
albo ten chlopczyk jest chory na cos albo wina rodzicow ze go tak wychowali
Brzmi tak, jakby szkoła powinna wysłać dziecko do ich odpowiednika polskiej Poradni psychologicznej diagnostyczno-konsultacyjnej w celu badania trudności z nauką takich jak skupienie, uwaga, zachowanie ogólnie, poziom inteligencji również. Dziecko może mieć różne problemy, przez które to co dla innych dzieci jest adekwatne, dla niego jest za trudne, więc się buntuje, stresuje i przez to odwala. Najbezpieczniej będzie to właśnie tak ująć, nie rzucać sugestią diagnozy, bo wtedy rodzicom odwali, tylko powiedzieć o problemach w klasie ogółem, problemach ze skupieniem. Szkoła ma prawo, a w Polsce to właściwie obowiązek, kierować rodziców na takie badania. To trzeba forsować, nie tylko dla Twojego dobra, ale dobra dziecka też, bo czegoś się na tym etapie szkolnym ma nauczyć, a widać, że nie może.