Jestem mężczyzną w wieku 26-32 lata (celowo anonimizuję nawet wiek, bo chciałbym się zwierzyć). Z jednej strony mam obecnie wszystko, czego mógłbym pragnąć. Mam duży dom, który dzielę z rodzicami, lekką pracę, gdzie pracuję z domu. Zero kredytów, długów, kłopotów. Mam kochającą rodzinę, która zrobiła w życiu dużo dobrego, teraz ja pomagam. Jednak jest pewien mankament, przez który przegrałem część młodości.
Oboje rodziców pochodzi z tak zwanego awansu społecznego. Dorabiali się od zera, więc mocno stąpali po ziemi. Dodatkowo byli raczej mocno religijni, zwłaszcza mama. Niestety rzutowało to na moje życie w okresie nastoletnim i na studiach. Zwłaszcza w liceum. Miałem prawie tylko siedzieć w domu, uczyć się, żadnych związków, imprez, wakacji z dziewczyną. Najśmieszniejsze, że cieszyłem się powodzeniem całą szkołę, ale pruderyjna propaganda w domu powodowała, że nie doświadczyłem nawet pierwszego pocałunku. Tu się przyznaję, moja też wina, bo dałoby się mieć jakieś młodzieńcze tajemnice przed rodziną, ale wychowanie pod kontrolą nieco upośledza samodzielne działanie.
Minęły lata, budzę się po ukończeniu studiów, wyszedłem do ludzi i okazuje się, że zostałem wychowany na kalekę jako facet. Tak naprawdę nigdy mi nie zależało, by zaliczać na prawo i lewo, wiem, że dzisiaj dziewczyny mają do 30. po kilku partnerów. I mimo że mam 185 cm wzrostu, jestem ładny, ba, nawet wyglądam na młodszego, niż jestem, jestem w czarnej dupie i w sumie w sprawach związku czuję się jak incel i osoba cofnięta w rozwoju. Moje rówieśniczki są po pierwszych miłościach, przygodach, teraz mają inne priorytety – stały związek, potem dzieci etc. Z dużo młodszymi nie wypada się zadawać. Więc w tym temacie przegrałem życie.
Zawsze za młodu słyszałem, że inni mogą się bawić, ja nie jestem inni itp. A teraz rodzina się dziwi, czemu nie mam partnerki. Ominął mnie najlepszy okres, jeśli chodzi o związki i relacje damsko-męskie. Młodość ma swoje prawa i swój czas, który dla mnie minął. I co dało mi kościelne wychowanie pod kątem związków? Kiedyś kompleksy, teraz wypalenie. Raz się zwierzyłem koleżance, że nigdy nic, to ona się żachnęła, że ta, ktoś z moim wyglądem to chyba jaja sobie robi. Obserwuję pary rówieśników i pary nastoletnie. Nastolatkowie się przytulają, całują w kinie, wieczorami w galeriach, a moi rówieśnicy już emocjonalnie wypaleni, kłócą się w Ikei o kolor zasłon.
Mogę brzmieć incelsko, niedojrzale, wiem, ale ciężko myśleć inaczej. Ale od razu zaznaczam, że nie mam pretensji do dziewczyn, że miały swoje przygody. Młodość ma swoje prawa. I też bym tak chciał. Dlatego z powodu wieku na pierwszą miłość raczej szans nie mam, więc pewnie niebawem udam się do... najstarszego zawodu świata.
Wkurza mnie niemiłosiernie, jak miesiąc w miesiąc muszę się prosić o to, by szef wreszcie przelał mi wynagrodzenie na konto. Jestem „jego prawą ręką” i traktuje mnie „jak córkę”, ale jak przyjdzie koniec miesiąca rżnie głupa i zawsze jestem ostatnia do wypłaty.
Siedzę teraz wkur...na i piszę to wyznanie, a ten stary pryk myśli, że ciężko pracuję – jaka płaca, taka praca!
PS A wypłaty ani słychu, ani widu...
Nie mam komu powiedzieć, że czuję się strasznie samotna, niechciana i niedoceniona.
Przeprowadziłam się z partnerem i miałam problem ze znalezieniem pracy, dlatego przez moment musiał mnie utrzymywać. Znalazłam pracę na umowę zlecenie, nie jedną, a dwie, do czasu aż znajdę pracę na zwykłej umowie. Chcę się odkuć. Pracuję różnie, w zależności od dnia czasem to 9 godzin, czasem 5, są dni, że mam po 14 godzin. Jestem zmęczona – w domu to ja sprzątam, gotuję i piorę. On nawet łóżka nie pościeli.
W domu codziennie słyszę pytania, kiedy dostanę wypłatę. Komentarze w stylu: jesteś leniwa, nie zarabiasz, długo jeszcze będę musiał cię utrzymywać?
Doszło do tego, że nie kryje się komentarzami do mnie przed rodziną. Śmieje się ze mnie z innymi. Czuję się coraz gorzej, przestałam panować nad emocjami, wybucham płaczem, zaczęłam krzyczeć. Przez to on mówi, że ja nie znam się na żartach albo popularne już: idź się leczyć. Namówił mnie raz na wolny wieczór i nie poszłam przez to do pracy – tylko po to by usłyszeć, że się nie staram. Czasem mówi, że by gdzieś że mną wyszedł, ale mnie nie stać. No tak. Gdy tylko jeden dzień chcę odpocząć, z automatu wiem, że jestem leniwa. Bez ambicji. Co to za kobieta, co nie posprząta.
Myślałam, że jak on nie będzie obciążony obowiązkami domowymi, to mnie doceni. Ale prawda jest zupełnie inna. On ma kasę, więc sobie wychodzi. On robi zakupy, więc moje potrzeby nie są ważne. Z chęcią pójdę do psychiatry, o ile to się skończy.
Czekałam kiedyś na koleżankę. Miała być o 10. Przed 10 mnie przycisnęło i poszłam na dwójeczkę (a drzwi do toalety mamy zaraz przy drzwiach do mieszkania). Siedzę i nagle słyszę pukanie do drzwi. Dziwię się, bo ona nigdy nie puka, tylko wchodzi, więc krzyczę: „Sram, wchodź!”, ale cisza... Pomyślałam, że nie usłyszała, więc drę się na całe gardło: „SRAM, WCHOOOODŹ!”. Ale ona dalej nie wchodzi. Kończę więc jak najszybciej i wychodzę na korytarz, a na wycieraczce leży paczka i słyszę pośpieszne kroki zbiegającego po schodach Grześka, naszego kuriera (a trochę się znaliśmy, jak to z kurierem). Potem przez jakiś czas głupio mi było spojrzeć mu w oczy, na szczęście zmienił region na wioskę obok.
Wynajmowałam jakiś czas temu przez kilka miesięcy z moim narzeczonym pokój w domu, którego głównymi najemcami była para rodaków z dzieckiem.
Pewnego dnia nasz współlokator powiesił się we wspólnym garażu.
Ja go znalazłam.
Ja go zdjęłam z kabla.
Krzyczałam o pomoc, jednocześnie wymiotując, choć wiedziałam, że nic mu już nie pomoże.
Za długo wisiał.
Ten chłopak nie był mi jakoś szczególnie bliski, ot co, mieszkaliśmy w jednym domu.
Umiem o tym rozmawiać, ale np. nie mogę teraz przebywać tam, gdzie jest zupełnie ciemno, bo się boję, na pewne wyrazy lub dźwięki reaguję lękiem.
Sama miałam kilka prób lata temu, ale nic nie wstrząsnęło mną tak jak to.
Nie umiem się pozbierać.
Chyba to sam fakt znalezienia go i dotykania trupa.
Nadal mam wrażenie, że to był sen.
Ostatnio leciałam odwiedzić mojego męża i byłam dość mocno zestresowana. Na tyle mocno, że jak dotarłam do kontroli bezpieczeństwa na lotnisku i pani ochroniarz stanęła przede mną i rozpostarła ramiona, aby wskazać mi, żebym zrobiła to samo, w swojej bezdennej bezmyślności pomyliłam to z gestem powitania i zaczęłam ją obejmować... Spojrzała na swojego kolegę i chyba nie mogła uwierzyć w to, co się stało.
Najgorsze, że byłam jedną z pierwszych osób w kolejce do kontroli, więc chyba wszyscy pasażerowie to widzieli i mieli niezły ubaw. Na samo wspomnienie do teraz mam ciarki.
Mieszkamy razem z chłopakiem. Czasem się kłócimy, ale na ogół się dogadujemy. Uważam, że jest wspaniałym mężczyzną, a mimo to rozważam, czy z nim zerwać. Kocham go i miałam ogromne szczęście, że go poznałam, ale jesteśmy swoimi przeciwieństwami. Mamy inne charaktery, inne plany i marzenia. O ile wiele jestem w stanie zaakceptować, to jest jedna kwestia, w której nie mogę pójść na kompromis. Dzieci. Decyzję, że nie chcę mieć dzieci podjęłam już dawno, kilka lat temu doszłam też do wniosku, że chcę się poddać zabiegowi podwiązania jajników. Rozmawiałam z nim na ten temat, on chce kaszojada i już. Żadne z moich argumentów go nie przekonują, bo on chce „małą wersję siebie”. Kocham go, ale nie poświęcę zdrowia psychicznego i fizycznego dla jego widzimisię. Wiem, że powinniśmy się rozstać, bo inaczej jedno z nas obudzi się za 30 lat zgorzkniałe i nieszczęśliwe. Nie chcę go też pozbawić szansy na zostanie ojcem. Serce mi pęka na myśl, że nie będziemy razem, ale wiem, że tak będzie dla niego lepiej.
W 2010 roku, kiedy chodziłam do 4 klasy, jechaliśmy na wycieczkę szkolną na 2-3 dni. Jestem ze wsi i wtedy ani ja nie jeździłam na żadne dalsze wyjazdy, ani moi rodzice, więc nie mieliśmy walizki ani nawet żadnej torby i mimo moich próśb o jej kupno, zostałam spakowana w zwykłą wieeeelką sklepową reklamówkę.
Nikt nie robił mi z tego żadnych docinek, ale i tak było mi wstyd.
Moja mama zawsze była wielką fanką krzyżówek. Potrafiła rozwiązać każdą w kilka minut. Tak samo uwielbiała przeróżne telewizyjne teleturnieje – Milionerów, Koło fortuny, Jeden z dziesięciu, Jaka to melodia czy Familiadę. Odpowiadała na pytania szybciej niż uczestnicy. Po prostu miała ogromną wiedzę i świetną pamięć. Ja mam to po mamie. Też uwielbiam rozwiązywać krzyżówki, sudoku i jestem niezły w teleturniejach. Nawet w jednym wziąłem udział kilka lat temu i wygrałem niezłą kasę.
Niestety moja mama zachorowała na Alzheimera. Zapomniała, jak się pisze i czyta, zapomniała, jak się ubiera i używa widelca, w końcu zapomniała mnie, pozostałe swoje dzieci, wnuki i swojego męża. Mój tata opiekował się nią przez 10 lat, choć było z nią trudniej niż z dzieckiem. Karmił ją, mył, przebierał, podawał leki. A w zamian słyszał pytania „kim ty jesteś?”, wyzwiska, mama potrafiła go uderzyć czy rzucić się na niego, bo go nie rozpoznawała. Przez ostatnie 2 lata życia mama nie umiała już mówić ani chodzić. Z jej ust wydobywał się jedynie niezrozumiały bełkot. Jeśli oglądaliście kiedyś jakikolwiek film o tej chorobie, to zapewniam was, że nie oddaje on rzeczywistości. Ani „Pamiętnik”, ani „Ojciec”, ani „Daleko od niej”, ani „Strzępy”. Te wszystkie filmy są piękne, wzruszające i smutne, ale nie pokazują całej prawdy. Może początki choroby, ale nie to, co dzieje się z człowiekiem pod koniec. Przy czym ten „koniec” może trwać nawet kilka lat, jak to było u mojej mamy.
Wiele razy czytałem, że rozwiązywanie krzyżówek czy ogólnie ćwiczenie mózgu i pamięci może uchronić przed zachorowaniem na Alzheimera, ale teraz wiem, że to gówno prawda. Mojej mamie nie pomogło. Mi nie pomogło.
Niedawno otworzyłem krzyżówkę i zamarłem. Gapiłem się na nią przez kilka minut i nie potrafiłem odgadnąć żadnego hasła. Widziałem litery, rozumiałem słowa, ale nie wiedziałem, jakie są na nie odpowiedzi. Przerażenie odjęło mi mowę. Bo Alzheimer jest dziedziczny. Mój dziadek, tata mamy, również był chory. Ja mam dopiero 54 lata. Mama zachorowała znacznie później, bo pierwsze oznaki zaczęły być u niej widoczne, gdy była starsza ode mnie o przeszło dekadę.
Strasznie się boję. Nie chcę, żeby moja żona przechodziła przez to samo, co mój ojciec przechodził z mamą. Dlatego rozważam odejście z tego świata. Muszę to zrobić, póki jeszcze mam świadomość.
Właśnie rzuciłem pracę. Dlaczego?
Od pół roku nie ma funduszy na spodnie firmowe, ale wczoraj odbierałem od kuriera dwa komplety nowych felg do mercedesa szefa, oczywiście na fakturę. Plus do tego dwa komplety opon: 20 i 21 cali, więc troszkę takie kosztują.
Dodatkowo siadam do zawiadomienia Państwowej Inspekcji Pracy o wszystkich uchybieniach w firmie.
Dodaj anonimowe wyznanie
Prostytutki stanowczo odradzam (Twoja "niezapisana karta" w temacie kobiet zostanie wy[pełniona niesmakiem, obrzydzeniem do siebie i kobiet, a więc zdecydowane NIE, bo siebie i kobiety trzeba szanować), a swoje "pierwsze miłosne przygody" możesz jeszcze nadrobić. Powodzenia!
Zrobisz jak uważasz, ale ja myślę, że prostytutka to szybkie wyjście, którego później możesz żałować. Mam znajomą, która w wieku 32 lat miała pierwszego chłopaka i wyszła za niego za mąż. Są szczęśliwym małżeństwem i mają dwójkę dzieci. Z różnicą wieku to też różnie bywa i zależy ile dla ciebie to dużo. Ja poznałam swojego męża jak miałam 23 lata, a on 30. W ogóle nie widać tej różnicy. Mentalnie jesteśmy tacy sami, a mąż wygląda na młodszego, więc jak mówię, że jest 7 lat różnicy między nami to wszyscy mówią, że nie widać.
Może spróbuj na portalach randkowych. Spotykaj się z dziewczynami i rozmawiaj. W końcu trafisz na taką, która cię zainteresuje i nie będzie dla niej miało znaczenia czy jesteś prawiczkiem czy nie.