#lMUM3
Jakiś czas temu, niedzielny poranek, test, dwie kreski. W końcu! Udało się. Zostanę mamą. Euforia, łzy, niesamowite uczucie (szkoda, że tylko z mojej strony, ponieważ mój wieloletni chłopak rozkazał trzymać mi tę wiadomość w całkowitej tajemnicy, ale nie o tym historia).
Kilka błogich miesięcy, aż przyszedł czas na bardziej poważne badania. Jedno, drugie, trzecie. Diagnoza? Dziecko nie przeżyje. Jedna z tych chorób, na które nie ma lekarstwa. Mija kilka dni, okropny ból. Karetka, szpital. Córeczka nie przeżyła. A ja? Najbardziej wrażliwa osoba z całej rodziny jak się zachowuję? Jakby nic się nie stało. Ani jednej łzy. Zero uczuć. Minęły dwa miesiące, a ja ani razu nie zapłakałam.
Czuję, że taki człowiek jak ja nie powinien nazywać się matką. Co ze mnie za kobieta, skoro nawet nie płakałam, nie wpadłam w żadną histerię.
Takie oto ściśle anonimowe wyznanie człowieka, w którym wszystko umarło...
Kiedy umarł mój tata, jedyne, co robiłam, to oglądałam jakieś głupie filmy albo leżałam. Być może tak jest, kiedy od dawna wiemy, że śmierć przyjdzie... To, że nie płakałaś nie oznacza, że nie przeżyłaś straty ani tym bardziej, że jesteś bez uczuć. Pozorny brak reakcji to często oznaka głębokiego żalu.
Poroniłam dwa razy, nie byłam tym zrozpaczona... Chyba po prostu nie postrzegałam jeszcze tego zarodka jako dziecka. A ciąże też były planowane. Też trudno mi było sobie to wytłumaczyć, ale nie mam do siebie pretensji, każdy przechodzi to inaczej. Powiem więcej - okres po drugim poronieniu był jednym ze szczęśliwszych w moim życiu - organizm zafundował mi taki koktajl hormonów, że przez miesiąc świat był cudownym miejscem, a ja potrafiłam przez pół godziny gadać o tym jak pięknie wygląda ulica przed domem. Nie daj sobie wmówić, że musisz być smutna, organizm robi czasami rzeczy, których nie ogarniemy żeby się chronić.
Piszesz że wszystko w Tobie umarło, to brzmi jakbyś sie zablokowała, żeby nie czuć smutku.
A może to chemia, po prostu organizm tak reaguje.
Jeden z lepszych mechanizmów naszego organizmu, żeby nie oszaleć, więc należałoby się cieszyć, aczkolwiek nie jest powiedziane, że nie uderzy Cię to z opóźnieniem.
Nie wiem czy cię to pocieszy ale z własnych obserwacji zauważyłem ze większość ludzi mocne żałoby praktycznie bez płaczu
Przechodzi*
Nie umarło, tylko bylo zbyt bolesne żeby to przeżyć. Twoja psychika sama cię chroni. Żałoba jest indywidualna dla każdego I nikt nie może za ciebie ja przejść ale są specjaliści którzy mogą pomóc. Jak znasz angielski to polecam "on grief and grieving"
Pamietaj, każdy kto kocha jest w stanie i potrzebuje żałoby. Powodzenia bo będzie miejscami bardzo ciężko ale mam nadzieję że dasz radę :)
kazdy ma swoj czas i sposob na przezycie zaloby, nie ma jednego wzorca
chociaz ja mysle, ze u ciebie to raczej wyparcie albo jakas blokada na poziomie chemicznym
skontaktuj sie ze specjalista
Każdy inaczej przeżywa smutek. Nie musi płakać. Jak ktoś płacze bo jest szczęśliwy to też coś nie tak? Otóż to . Sama napisałaś, wszystko w Tobie umarło. Umarniete nie płacze.
Ktoś mi wyjaśni jakim cudem w dobie powszechnego dostępu do lekarzy, porad oraz możliwości wysłuchania podobnych. historii w zdecydowanie bardziej właściwych dla nich miejscach (tak - są takie) ktoś wrzuca coś takiego tutaj?
Czyli jak nie płaczesz po poronieniu to nie jesteś kobietą xD