#q4Yus
Z K. poznaliśmy się półtora roku temu w bardzo nieciekawym momencie mojego życia, ta osoba była dla mnie jak manna z nieba. Momentalnie się zaprzyjaźniliśmy, miałem w swoim życiu pierwszego przyjaciela od wielu, wielu lat. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko, wpadliśmy w wir pierwszego młodzieńczego zauroczenia, poznałem rodziców i przyjaciół K., stałem się częścią tego świata. I to było najlepsze, co mogło spotkać mnie w życiu, powoli zakochiwaliśmy się w sobie na poważnie.
I wtedy stan K. nagle się pogorszył. Omdlenia, szpitale, wyrok. Rak.
Pamiętam to jak przez mgłę. To była wielka próba, ale przez ostatnie 3 miesiące K. przeżyliśmy więcej, niż niejeden dorosły. Mogę szczerze powiedzieć, że wydoroślałem, kochałem K. na zabój, poważnie myślałem o wspólnym życiu, gdyby tylko się udało.
Ale w listopadzie razem z K. umarłem ja.
Mając dopiero 17 lat wypaliłem się. Nie umiem już nic zrobić. Jest mi niedobrze na samą myśl o tym, że miałbym jeszcze kiedykolwiek się zakochać. Czuję się, jakbym przeżył w życiu już wszystko, jakby już nigdy nie mogło spotkać mnie nic dobrego.
I tak sobie egzystuję. Cicho, bez słowa, znowu sam, jest gorzej, niż kiedykolwiek wcześniej. Nie mam siły już żyć, czuję, że nie mam po co, ale gdy tylko przechodzi mi przez głowę, by może ze sobą skończyć, uświadamiam sobie, że jeśli istnieje coś po śmierci, to K. już nigdy się do mnie nie odezwie, że się mną zawiedzie, gdy się spotkamy,.
To potwornie groteskowe, że to właśnie K. utrzymuje mnie na tym świecie.
Żałobę trzeba przeżyć, ale czasami jest to niemożliwe w pojedynkę, bez niczyjego wsparcia. Staraj się nie zamykać na otoczenie, dopuść do siebie ludzi, ale i ból. Najgorsze co możesz zrobić, to tłumienie go, by potem zatruwał życie.
Żyj, a ona będzie żyła w tobie. Czas na szczęście przytępia ból, kiedyś przestanie boleć aż tak, zostanie Ci słodko gorzkie wspomnienie. Nie chowaj się w skorupie, kto wie co przyniesie Ci życie. Spróbuj wyjść do ludzi, może wolontariat? Pomoc innym czasami pomaga uciszyć własny ból. Trzymaj się.
Wolontariat jest wspaniałym pomysłem.
Żałoba po bliskim trwa zwykle conajmniej rok, a często dużo dłużej. I jest tak nie bez powodu.
Jeszcze będzie lepiej.
To samo miałem napisać. Musisz przeżyć w żałobie każda porę roku, święta itp. Potem będzie łatwiej.
Prawdziwa żałoba zaczyna się najwcześniej po kilku miesiącach, ten "rok" to tylko psychologiczne wytłumaczenie całego procesu, czysto teoretycznie- moja zaczęła się dopiero PO roku. Owszem, z czasem jest łatwiej, ale to wymaga mnóstwa pracy, często nie da się jej wykonać samodzielnie, więc warto zahaczyć o specjalistę.
Ogromnie współczuję...
JUŻ cztery miesiące? Chyba TYLKO. Daj sobie czas.
Przezyłam śmierć bliskiej osoby, ale nie potrafię sobie wyobrazić śmierci ukochanego lub swojego dziecka. To byłoby dla mnie nie do przeżycia... trzymaj się. Kiedyś się tam wszyscy wytulimy. ♥️
Dies levat luctum. Czas łagodzi smutek.
Nie zapomnisz o niej nigdy, ale musisz przepracować żałobę. Jeśli nie dajesz rady w samotności to z kimś.
Jezu, biedny. Przesyłam uściski.
Ogladnij proszę ten film "Only Hope". Zrozum go i idź na przód choćby nie wiem co. Nie dla K. Nie dla nikogo. Tylko dla siebie. Nie wiem czy jesteś wierzący. Abstrahując od tego. JP2 powiedział: choćby inni od Ciebie nie wymagali. Sam wymagaj więcej. Trzymam kciuki
4 miesiące to bardzo krótko, daj sobie czas.