#tKqnL
Nie chodzi mi o to, żeby nagle rozgłaszać to wszystkim wujkom, ciotkom, znajomym itd., ale uważam, że chociaż moja najbliższa rodzina, czyli rodzice i siostra, powinna o tym wiedzieć – mam z nimi bardzo dobre relacje i jakoś tak podświadomie czuję, że trochę ich okłamuję. Nie chcę być nie w porządku wobec niego i mówić im o tym bez jego wiedzy, natomiast w tym momencie nie czuję się też do końca w porządku wobec nich. Wydaje mi się, że jest to na tyle ważny element życia, że nie powinno się go trzymać w aż takiej tajemnicy. Nie wyobrażam sobie, że za jakiś czas np. weźmiemy ślub, a moi najbliżsi nadal nie będą świadomi, że mój mąż ma dziecko.
Poruszałam ten temat kilka razy w ciągu ostatniego roku. Poprosiłam, żeby to przemyślał, skoro oboje traktujemy tę relację poważnie. Starałam się wytłumaczyć sprawę w sposób, w jaki to opisałam powyżej, natomiast on nadal nie wykonał żadnego kroku w tym kierunku. Jego główne wytłumaczenie to: „No bo co oni sobie o mnie pomyślą...”.
Staram się go zrozumieć, bo wiem, że dla niego samego temat jest dość trudny. Z tego co wiem, jego syn urodził się w wyniku tzw. wpadki, gdy oboje byli bardzo młodzi – chociaż już po 20. roku życia, więc też nie jest to jakaś patologia. Z byłą partnerką mają teraz skomplikowane relacje, dodatkowo ona obecnie mieszka z dzieckiem za granicą i te kontakty są jednak mocno ograniczone. Mimo wszystko nie uważam, że jest to temat, który powinien być tak ukrywany. Życie też różnie się układa i któregoś razu może to wypłynąć w najmniej spodziewanym momencie, a wtedy na pewno nikt nie będzie się czuł komfortowo. Kilka razy przeszło mi przez myśl, żeby postawić mu jakieś ultimatum, podać konkretny termin, do kiedy ma sprawę „załatwić”, ale tak naprawdę też nie wydaje mi się to dobrym pomysłem, tylko może zaszkodzić naszej relacji. Ale tak jak jest obecnie, też uważam, że nie jest do końca w porządku.
No nieźle. Mój partner tez ma dziecko z poprzedniego związku, również powiedział mi o tym na samym początku i stanęłam przed dylematem kiedy powiedzieć moim rodzicom. Z tym, że to ja im to mówiłam, było to dla nas dość oczywiste. Moje zawahanie dotyczyło tego czy zrobić to zanim go poznają, czy pozniej, jak już zdążą go trochę polubić. Postanowiłam powiedzieć od razu i mysle, że to była dobra decyzja - pomyślałam, że jeśli powiem im później, będą podejrzewać, że ja sama nie wiedziałam, a teraz już się przywiązałam i go bronię. Nie wyobrażam sobie trzech lat trzymania tego w tajemnicy. Nie wiem co sobie o nim pomyślą, po trzech latach ukrywania tego przed nimi raczej już nic dobrego, ale lepiej już nie będzie. Jak chcesz mu stawiać ultimatum, to poszłabym w stronę „jak ty im nie powiesz, to ja to zrobię”, a nie rozstania
1. Nie zabardzo wiem jak się odnieść do sytuacji bo jednocześnie rozumiem powody partnera a z drugiej nie wyobrażam sobie urywania swojego dziecka
2. Co znaczy że jesteś wdzięczna za to że ci powiedział że ma dziecko to raczej jest fakt który powinien być ci znany już na początku znajomości
Bardzo mądrze napisały Anonimowe6669 i Elizabethnienie.
To żadne halo, że koleś się przyznał do potomka na początku znajomości. To absolutna PODSTAWA w relacji, i nie ma tu kompletnie czego doceniać. To tak, jakbyś napisała: doceniam, że mój facet nie ma kochanki.
No faktycznie, wybitny jakiś, tylko pomnik takiemu postawić.
I jakkolwiek rozumiem, że sytuacja jest dla Ciebie niekomfortowa, to jednak prawdziwy problem ja tu widzę w innym miejscu: DLACZEGO dorosły facet boi/wstydzi się przyznać do własnego dziecka?! Co z tym dzieckiem jest nie tak? Chore jakieś czy co? A nawet jeśli, to co z tego?
Czy może jednak to z tatulkiem jest coś nie teges? Co z niego w ogóle za ojciec?
Zdrowy tata jest dumny ze swojej pociechy. Z miłością i czułością mówi o swoim potomku: mam dziecko, to uroczy berbeć. Po czym wyciąga komórkę i z uśmiechem pokazuje zdjęcie.
Pogadaj z nim o jego podejściu do ojcostwa. O tym, jak rozumie rolę ojca, ile z siebie daje swojemu dziecku, czy w ogóle ma pojęcie, jak bardzo jest mu POTRZEBNY. I popatrz uważnie na jego słowa i reakcje pozawerbalne. Tym bardziej, jeśli sama planujesz mieć dzieci...
I przestań się z nim w końcu cackać i traktować, jakby był upośledzony umysłowo i potrzebował specjalnej troski. Powiedz gościowi wprost: mam dość ukrywania faktów. Mówisz prawdę na najbliższym spotkaniu rodzinnym a jeśli wciąż brak ci jaj, to zrobię to ja. Wybieraj.
Tak się kończą "wpadki", dlatego ważne jest życie w czystości.
Jesteś jakimś kaznodzieją czy trollem? Wszędzie wtrącasz religijne moralitety, które dla wielu są nieistotne
Jesteś jakimś kaznodzieją czy trollem? Wszędzie wtrącasz religijne moralitety, które dla wielu są nieistotne
Nie jestem ani kaznodzieją ani trollem. Po prostu co wiele osób tu pisze jest niezgodne z życiem niezgodnym z Bogiem i po prostu nazywam rzeczy po imieniu i to grzech. Może jeszcze mi powiesz że nie mam racji, że tak się kończą "wpadki"?
BananC wypominanie innym grzechów też jest grzechem, fajny katolik taki nie za bardzo znający swoją religię. Zajmij się lepiej swoimi grzechami i modlitwom, a umoralnianie i kazanie zostaw księżom, zakonnikom czy katechetą.
BanonC
Masz świadomość, że nie każdy Polak (i nie tylko) jest katolikiem i niekoniecznie kieruje się doktrynami głoszonymi przez ten kościół? Wielu ludzi kieruje się indywidualną moralnością i paplanie o grzechach co najwyżej wywoła u nich uśmiech zażenowania.
Nie wypominanie tylko upominanie jak już, a o upominaniu jest w Ewangelii " Gdy brat twój zgrzeszy <przeciw tobie>, idź i upomnij go w cztery oczy" (Mt 18,15). I to zadanie każdego katolika nie tylko księdza i katolika.
Może nie każdy jest katolikiem, ale każdy bez względu na wszystko odpowie za swoje czyny przed Bogiem nie ważne czy wierzący, czy coś uznawał czy nie.
Ale że odpowie przed którym bogiem? Ciekawi mnie to, bo szacuje się, że na świecie jest niemal 10 tysięcy zarejestrowanych religii, więc zastanawiam się, przed którym bogiem przyjdzie mi odpowieadac za te moje czyny :)
Bóg jest jeden, tylko niektórzy wyobrażają Go sobie inaczej,.
Świetnie to ująłeś. Wyobrażają sobie. A wyobraźnia to nic innego, jak zdolność tworzenia w myślach rozmaitych obrazów i historii (źródło - Słownik Języka Polskiego PWN). Nie rozumiem tylko, dlaczego ludzie tak usilnie starają się narzucić innym historie, które powstały w ich myślach. Może po prostu zostaw to dla siebie co?